Załoga Geoffa Thorpe'a jest znana ze swych żywiołowych koncertów, podczas których żaden z muzyków się nie oszczędza. Największe wyzwanie przed płytą koncertową Vicious Rumors stanowi uchwycenie tego na nagraniu audio. Na szczęście powiodło się, gdyż elektryzująca energia jaka wydostaje się z głośników przy "Live You To Death 2..." jest porażająca. Fale mocy są jeszcze potęgowane przez cudowną jakość brzmienia. Doskonale słychać wszystkie elementy perkusji - stopy, talerze, tomy i werbel. Doskonale zostały wyważone gitary i bas, a także wokal, który jest bardzo dobrze słyszalny. Przy okazji wokalu warto wspomnieć o tym, że to wydawnictwo jest pierwszym na którym pojawia się nowy wokalista Vicious Rumors. Nick Holleman, bo to o nim mowa, zdał egzamin i pokazał, że jego barwa głosu oraz styl śpiewania pasuje idealnie do muzyki Vicious Rumors. Słychać to na każdym z trzynastu utworów zawartych na tym wydawnictwie.
Pomimo, że w zeszłym roku miała miejsce premiera najnowszego studyjnego krążka tego zespołu, na koncertówce znalazły się tylko dwa utwory z tej płyty. Większość zajmuje materiał z "Digital Dictator", klasycznego albumu Vicious rumors z 1988 roku. I tak więc mamy tytułowy utwór "Digital Dictator" z puszczanym do niego intrem "Replicant", "Minute To Kill", przebojowo łomoczące "Towns on Fire", "Lady Took a Chance" oraz "Worlds and Machines", czyli pierwsze pięć utworów, nie licząc intra, z "Digital Dictator". Oprócz tego na krążek trafiły trzy utwory z albumu "Vicious Rumors" - "World Church", "Hellraiser" oraz genialny i dynamiczny "Don't Wait For Me", a z "Welcome to the Ball" zagościł "You Only Live Twice" oraz "Mastermind". Trzynastym utworem, który kończy płytę jest nieśmiertelny "Soldiers of the Night" z debiutanckiego krążka Vicious Rumors.
Jak widać na "Live You To Death 2..." króluje głównie stary materiał z pierwszych czterech płyt. Nick, co prawda nie jest nieodżałowanym Carlem Albertem, jednak naprawdę świetnie wykonuje utwory Vicious Rumors z jego okresu. W dodatku, nie tyle je odśpiewuje, co naprawdę wkłada w nie wiele pasji oraz duszy.
Efektem tych wszystkich czynników, które zostały wymienione, jest naprawdę zajebista koncertóweczka. Są na niej praktycznie wszystkie najlepsze utwory Vicious Rumors. Z drugiej strony mogłoby na niej być troszeczkę więcej numerów, jednak jako entuzjasta przewagi jakości nad ilością, nie narzekam na tę kwestię. Jakość brzmienia oraz jakość wykonania stoją na wysokim poziomie. Żywiołowy amerykański power metal z górnej półki w pełnej krasie!
Ocena: 5,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz