poniedziałek, 14 września 2015

Hell – Curse & Chapter




Hell – Curse & Chapter
2013, Nuclear Blast
To już drugi album tego kultowego zespołu z Wielkiej Brytanii, który został niedawno wskrzeszony przy pomocy Andy'ego Sneapa. Sam Andy Sneap, gdy za młodu zakładał swój genialny Sabbat, pozostawał pod wielkim wpływem Hell i ich lidera Dave'a Hallidaya. Mimo swej niebagatelnej i bardzo nowoczesnej jak na tamte czasy formy swej muzyki Hell nie odniósł żadnego sukcesu. Dodatkowo samobójstwo Dave'a zamknęło ten rozdział NWOBHM na ponad dwadzieścia lat. Gdyby nie przywrócenie tego zespołu do życia, jedyne co by po nim zostało to garść demówek ze świetną muzyką i fatalną jakością nagrania oraz silnie wpływy w twórczości Sabbat. Zreaktywowany Hell przyłożył nam bardzo dobrym Human Remains w 2011 roku. Na tym albumie stare kawałki Hell zostały nagrane w taki sposób, że ich wewnętrzne piękno aż błyszczy, a uwięziona energia zostaje uziemiona w sercu słuchacza. Żeby tego było mało wokalista David Bower, który dotychczas miał niewiele wspólnego z heavy metalem, a ze śpiewaniem jeszcze mniej, okazał się idealnie pasującym do takiej muzyki gardłowym. Jego wokale nie dość, że są niesamowite, to jeszcze są wyjątkowo umiejętne i wyważone. Gość zresztą świetnie się odnalazł w Hell, gdyż będąc zawodowym aktorem, widocznie czuje się jak ryba w wodzie w przedsięwzięciach wymagających pewnego stopnia teatralności i artyzmu. Na najnowszym albumie Hell zatytułowanym "Curse & Chapter" David, który jest bratem gitarzysty Kevina, będącego w kapeli od samego początku jej istnienia, brzmi jeszcze lepiej! 

To nie jest jedyny punkt kulminacyjny na "Curse & Chapter". Na tym albumie spotkamy się z solidną pracą gitar i masą klimatycznych wstawek. Praktycznie każdy element na tym albumie jest dopracowany z obłędną dokładnością i z dużym naciskiem na ogólną jakość całości. Aranżacje utworów są niesamowite. Kompozycje są ciekawe i interesujące. Ten album zwyczajnie wciąga. Utwory są tak opracowane, że nigdy nie wiemy co nas będzie czekać za kilka sekund. Dzięki tej nieprzewidywalności oraz dużej dozie przebojowości ten album się słucha miło i przyjemnie. Produkcja stoi na bardzo wysokim poziomie. Kompozycje zawierają bardzo wiele wstawek chóralnych i klawiszowych oraz dodatkowe instrumentów, niekiedy nawet te bardziej egzotyczne, które poszerzają przestrzenność utworów. Bezsprzecznie mocnym atutem Hell są świetnie dopracowane teksty. Nie dość, że zadziwiają swoją różnorodnością formy, złożonością i inteligencją przekazu, to na dodatek są doskonale dopasowane do rytmu utworów. W lirykach pełno jest okultyzmu i mistycyzmu, pokazanego od najbardziej tajemniczej i niepokojącej strony. 

Poprzedni album "Human Remains" składał się wyłącznie z nagranych na nowo starych utworów Hell i Race Against Time (wcześniejszego projektu Dave'a Hallidaya). Na "Curse & Chapter" znajdziemy tylko cztery starsze utwory oraz fragment "Intense is the Sense of Doom". Pozostała zawartość to zupełnie nowy materiał, który na szczęście wpisuje się w stylistykę Hell i broni się znakomicie. Album rozpoczyna się dokładnie tam gdzie skończył się "Human Remains", czyli bardzo klimatycznym wersem "In a world devoid of divinity only the human remains...", który na "Curse & Chapter" otwiera niezwykle złowieszcze intro. Pierwsze wrażenie, które wywołuje Hell na najnowszym albumie, pozostaje ze słuchaczem przez całość trwania płyty. Od strony muzycznej "Curse & Chapter" dostarcza całego szeregu emocji. Bardzo mocne, metalowe uderzenie i wysokiej jakości produkcja brzmienia, to kluczowe elementy tego wydawnictwa. Teatralna maniera wokalna Bowera uwypukla mistycyzm tego dzieła. Zespół wznosi się na wyżyny w takich utworach jak "Darkhangel", "The Age of Nefarious", "Deliver Us From Evil", "End ov Days" i "Something Wicked This Way Comes". Hell eksploruje w nich bardzo różnorodne zakamarki heavy metalu, nie dając najmniejszego powodu do narzekania na brak kreatywności czy monotonnie. 

Perkusista, gitarzyści i wokalista prezentują bardzo szerokie spektrum swoich umiejętności i ogromne pokłady twórczej ekspresji. Mistyczna gracja "Darkhangel", która sunie w unisono ze świetnymi lirykami i genialnym pomysłem przewodnim jest definitywnie apoteozą tego, co najlepsze w heavy metalu. Niesamowitym kunsztem urzeka zwłaszcza przemyślana i skomplikowana aranżacja, która mimo swej formy nie wpada w rejony zbytniego przekombinowania. Nawet taki "The Age of Nefarious", który tętni przebojowością, posiada niebanalne pomysły kompozycyjne. "Deliver Us From Evil" prezentuje jak bardzo wysublimowaną kapelą był Hell na początku lat osiemdziesiątych. Ten zrewitalizowany stary numer tętni prawdziwą energią przesłoniętej zwiewnym welonem tajemniczości. 

„Curse & Chapter” wydawałby się albumem doskonałym, gdyby nie swojego rodzaju kłopotliwe objawy, które uniemożliwiają wystawienie tej płycie najwyższej noty. Niepokojące są pewne zapożyczenia z europower metalu na tym nagraniu, Jadący Hammerfallem otwierający riff i refren do "Faith Will Fall", melodyjka z "The Age of Nefarious" czy symfonika z "Darkhangel" nie są patentami, które jakoś strasznie odstają od pozostałej zawartości albumu, jednak nadal nieprzyjemnie się odznaczają na błyszczącej tafli "Curse & Chapter". Z jednej strony te problemy dotykają najlepszych kompozycji na tym albumie, które swoim kunsztem przykrywają te niefortunne motywy. Z drugiej strony te krępujące wstawki rzucają cień na przyszłość Hell, sprawiając, że narasta moja obawa czy ten zespół nie obierze kierunku jakim podążyły takie kapele jak Sabaton lub Powerwolf. Oprócz wspomnianej sytuacji pozostaje jeszcze jedna sprawa. Słuchając starych demówek Hell można zauważyć, że nie wszystkie powtórne rearanżacje utworów były trafionymi pomysłami. Prawdą jest, że Andy Sneap i pozostali bardzo umiejętnie nagrali stare kawałki na nowo, dodając to tu, to tam kilka konceptów, a to swoich, a to z czasów Andy'ego Hallidaya. Jednak nie wszystkie motywy zostały zagrane z taką duszą jak na tych starych zapyziałych demówkach. Kto je zna, ten będzie wiedział o czym mówię. Mimo wszystko efekt końcowy jest zadowalający, więc nie ma co drążyć tego tematu dalej, warto jedynie zdawać sobie sprawę, że nie wszystko zostało nagrane tak jak kilkadziesiąt lat temu. Dużo zostało poprawione, ulepszone i zmienione, jednak nie zawsze na lepsze. Wspominam o tym tylko dlatego, że spotkałem się z postawą, gdzie ludzie zainteresowani muzyką metalową bardzo bezkrytycznie podchodzili do albumu "Curse & Chapter", wylewając na niego tony cukru, lukru i nasienia ekstatycznych orgii. Owszem, ten album jest bardzo dobry, wręcz wspaniały, jednak daleki byłbym od bezgranicznego entuzjazmu i wynoszenia go na żelazne trony heavy metalu. Dodaliśmy na koniec łyżkę dziegciu do tej beczki miodu jaka jest "Curse & Chapter" jednak mam nadzieję, że to nie zniechęci was do zaprzyjaźnienia się z tym dziełem. 

Ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz