poniedziałek, 7 września 2015
Razorwyre - Another Dimension
Razorwyre - Another Dimension
2012, Inferno Records
Ach, jakie to musi być przyjemne uczucie, gdy będąc młodą kapelą wydaje się swój debiutancki pełniak. Serce rośnie, gdy jeszcze czuje się świeżość tłoczni i delikatnie drażniący nozdrza zapach farby. Radość rozpiera płucotchawki, a endorfiny w żyłach urządzają szalone wyścigi w tę i z powrotem, połączone z degustacją prowansalskich win i tańczeniem kankana. Tyle wygrać!
Odpowiedni poziom sarkazmu został osiągnięty, mogę uchylić rąbka tajemnicy na temat tego, jak brzmi pierwsze dzieło nowozelandzkiej kapeli, która niegdyś miała różowe logo i nazywała się Gaywyre (nie zalewam). Nie wiem, co to miało być i co miało osiągnąć, ale zmiana nazwy chyba była nieunikniona w pewnym momencie rozwoju kapeli. Otóż w pudełku opakowanym w okładkę, której motyw przewodni jest już tak oklepany, że aż mimowolnie ziewnąłem, mamy schowaną płytę, która promieniuje feerią niejasnych bodźców słuchowych i odczuć audialnych. To, co jest bezdyskusyjnie obiektywnym pewnikiem to fakt, że mamy do czynienia z kolejną młodą kapelą, która gra w stylu tradycyjnego heavy/speed metalu z błogich i złotych lat 80-tych. Mamy więc tu rytmy skoczne, old-schoolowe, szybkie i pełne wysokich zaśpiewów. Zaznaczam od razy z góry, że zagrane poprawnie.
Wokalista posiada ciekawą barwę głosu (czyt. nie jest bezmyślnym wyjcem), jednak jak na złość przez połowę kawałków śpiewa bez serca i bardzo płasko. Innymi słowy przyjemność ze słuchania jest taka sama jak w przypadku mnogości innych, podobnych kapel, wzorujących się na wczesnym Helloween, Judas Priest, Risk, Tokyo Blade, Riot, W.A.S.P. i podobnych klasykach. I tak jak w przypadku innych młodych kapel wzorujących się na starym, dobrym heavy/speedzie są też kawałki w miarę charakterystyczne, zapadające w pamięci dłużej niż pozostałe. Striker ma swój "Full Speed or No Speed", Skull Fist swoje "No False Metal", Enforcer swój "Roll the Dice", analogicznie aspirujący do grania na tym samym poziomie Razorwyre ma swój jeden charakterystyczny przewodni hymn, który sprawia lepsze wrażenie od pozostałych utworów - "Nightblade". No i to w sumie tyle. Skocznie i szybko - może następnym razem pora na jakąś sporą dozę oryginalności, ukształtowanie swojego stylu i w ogóle jakąś próbę oddzielenia się od tej rozlazłej szarej masy, która powstała z mody na przekolorowane retro 80's pastisze? Dla fanów Steelwing, Enforcer, Bullet, White Wizzard, Striker, Ram, Metal Law i bóg tylko jeden wie ilu jeszcze podobnych kapel. Widocznie nie tylko Szwecja, Niemcy, Stany oraz Kanada mają monopol na takie zespoły. Do posłuchania na jakimś koncercie czy festiwalu.
Ocena: 3,5/6
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz