środa, 2 września 2015

Blood Feast - wywiad


FANI SĄ DLA NAS NAJWAŻNIEJSI
Tegoroczna edycja festiwalu Headbangers Open Air zebrała w jednym miejscu wiele interesujących kapel, które brały udział w wykuwaniu prawdziwego metalowego undergroundu w ubiegłym stuleciu. Blood Feast, thrash metalowi cichociemni z New Jersey, pojawili się na tym niemieckim festiwalu po raz drugi. Skorzystaliśmy więc z okazji, że zaczął padać deszcz i zgarnęliśmy gitarzystę Adama Tranquiliego, jednego z dwóch oryginalnych członków, którzy jeszcze grają w tym zespole, pod zadaszone miejsce, by przygwoździć go krzyżowym ogniem pytań. Tak się złożyło, że w tym samym miejscu przed strugami wody schronił się także wokalista grupy – Chris Natalini.
Nie owijając w bawełnę przejdźmy od razu do konkretów. Jest całkiem spory nacisk fanów, by wasze opus magnum „Kill For Pleasure” doczekało się w końcu poprawnej reedycji. Czy macie już zalążki takich planów?
Adam Tranquili: Chcielibyśmy, by nasz debiutancki krążek został ponownie wydany, jednak na przeszkodzie stoją nam problemy związane z prawem do tego albumu. Nie możemy się ciągle dogadać z wytwórnią. To jest bardzo trudna kwestia. Zdaję sobie sprawę, że „Kill For Pleasure” i „Face Fate” to bardzo ważne nagrania dla naszych fanów. Zawsze wozimy ze sobą kilka dodatkowych pressingów, jednak nie mamy praw, by wydać większy nakład tych albumów.
Chris Natalini: Jesteśmy związani przez restrykcje handlowe!
Czy sytuacja wygląda podobnie gdybyście chcieli, na przykład, nagrać te albumy od nowa?
Adam: Jest to jakieś rozwiązanie. Też nad tym myśleliśmy, jednak i tak byśmy musieli płacić tantiemy wytwórni. No i chyba nie tego oczekują fani….
Co było przyczyną rozpadu zespołu po wydaniu „Chopping Block Blues”?
Adam: Hmm… najlepiej by było, gdyby na to pytanie odpowiedział Kevin [Kuzma, perkusista – przyp. red.]
No tak, bo ciebie wtedy nie było w zespole, odszedłeś przed nagraniem tego albumu. Myślałem, że mimo wszystko jesteś zaznajomiony z tym, co się wtedy działo w zespole.
Adam: O, w końcu ktoś, kto odrobił pracę domową! (śmiech) Wszyscy się mnie pytają w wywiadach, dlaczego zostałem wyrzucony z zespołu w 1988 roku. Odpowiedź brzmi: nie zostałem wyrzucony! To była moja decyzja. Chciałem odejść z zespołu i byłem do tego gotowy! Odbyło się to z zyskiem i dla mnie i dla zespołu. To, co się działo potem w zespole nie za bardzo mnie interesowało. Dopóki znowu się w nim nie znalazłem.
Zespół zaczynał pierwotnie pod szyldem Blood Lust w 1985 roku. Co sprawiło, że postanowiliście zmienić nazwę na Blood Feast?
Adam: To wszystko przez Metal Blade Records. Mieli wtedy u siebie już zespół z taką nazwą. Ci goście byli z Los Angeles i wydali w 1985 roku płytę „Guilty as Sin”. Brian Slagel, założyciel Metal Blade, bardzo był zainteresowany tym, żebyśmy grali pod skrzydłami jego wytwórni, więc zaproponował nam zmianę nazwy na Blood Feast. Na początku byliśmy do tego nastawieni bardzo krytycznie. Wiesz, byliśmy młodzi i charakteryzował nas ośli upór i typowe w tym wieku aroganckie zacietrzewienie. Skończyło się na tym, że podpisaliśmy kontrakt z „N” [New Renaissance Records – przyp. red.], gdyż oferowali nam lepszą umowę, jednak zdecydowaliśmy się posłuchać rady Briana i zmieniliśmy nazwę. W sumie Blood Feast jest o wiele lepszą nazwą niż Blood Lust…
Chris, jak to się stało, że trafiłeś do Blood Feast? John Blicharz i Tom Lorenzo grali z Adamem i Kevinem w ich innych projektach muzycznych, jak to jednak było z tobą?
Adam: Tom grał ze mną w Without End, a John grał w Annunaki oraz w Lament razem z Kevinem.
Chris: Adam i ja mamy wspólną przyjaciółkę, Tracy. Ona wiedziała o tym, że Blood Feast potrzebuje nowego wokalisty i już mają zabookowany występ na Headbangers Open Air 2010.  Skontaktowała się ze mną, mówiąc, że ma do mnie dwa pytania. Po pierwsze, czy mam aktualny paszport, po drugie, czy chciałbym pojechać do Niemiec. Odpowiedziałem natychmiast twierdząco na oba pytania. Spytałem się jej o co tak właściwie chodzi. Wytłumaczyła mi wtedy, że wie od Adama, iż Blood Feast potrzebuje nowego wokalisty i pomyślała o mnie. Jestem wielkim fanem Blood Feast. Byłem nim na długo zanim zostałem członkiem tego zespołu. Z wielką nadzieją pojechałem na przesłuchanie i tak się złożyło, że od tamtej pory jestem wokalistą w tej kapeli.
No to się wyjaśniło dlaczego z takim entuzjazmem wchodziłeś dzisiaj w tłum. Jako fan zespołu chciałeś popatrzeć na koncert spod sceny!
Adam: (śmiech) On lubi to często robić.
Chris: Nie, to nie tak! (śmiech). Rzucać się w tłum ze sceny na Headbangers Open Air, przeżywać to wydarzenie razem z fanatycznym tłumem… przecież to jedyna taka okazja w życiu! Jak mógłbym to sobie darować? Mam okazję kumplować się, imprezować i grać razem z zespołem, którego byłem fanem przez bardzo długi okres. Niewielu ludzi ma taką okazję. Ja należę do tych szczęściarzy.
Adam: My nie wychodzimy na scenę i po prostu: gramy koncert. My chcemy poczuć energię ludzi, którzy przyszli na nasz występ. Im lepiej fani się bawią, tym lepiej my gramy. To jest takie sprzężenie zwrotne! Dlatego nie marudzimy, gdy Chris w szale zaczyna niknąć gdzieś tam w kłębie ciał podczas koncertu
Chris: Fani są dla nas najważniejsi!


Czy pracujecie nad jakimś nowym materiałem, nowymi utworami?
Adam: Idzie nam to strasznie powoli…
Chris: O, to będzie dobre! Sam z chęcią posłucham odpowiedzi na to pytanie! (śmiech)
Adam: (śmiech) Chodzi o to, że Kevin mieszka w Pittsburghu, Chris mieszka w hrabstwie Delaware pod Philadelphią w Pensylwanii, a ja aktualnie żyję w New Jersey. Mieszkamy w sporej odległości od siebie. Nie mamy za często okazji by się razem spotykać. Żeby jeszcze było mało, to do tego jesteśmy też bardzo zajęci naszymi pracami i rodzinami.
Czyli Blood Feast nie ma w zanadrzu żadnych nowości?

Chris: Mamy już skończony cały jeden utwór! Rozumiesz? Cały jeden! (śmiech). I kilka innych w trakcie komponowania.
Adam: Wszystko by szło o wiele sprawniej gdyby nie te wszystkie przeciwności losu, gdyż naprawdę chcielibyśmy razem pracować częściej i bardziej efektywnie…
Kiedy zamierzacie zaprezentować ten nowy utwór?
Adam: Chcieliśmy to zrobić dzisiaj, jednak stwierdziliśmy, że mijałoby się to z celem. To old-schoolowy festiwal.
Chris: Właśnie! Ludzie tu przyszli posłuchać naszych klasyków, więc im żądaniom uczyniliśmy zadość! (śmiech)
Skoro mówimy o klasykach. Wielu uważa wasz debiutancki krążek „Kill For Pleasure” za wasze najlepsze dzieło. Czy zgadzacie się z takim stwierdzeniem? Jakie są aktualnie wasze odczucia względem tego wydawnictwa?
Adam: Powiem tylko tyle: tak! (śmiech) A tak bardziej serio, to wspaniały album. Jednak jego brzmienie jest naprawdę tragiczne… z drugiej strony, może też w tym tkwi cały jego urok? Gdy poszliśmy do studia, by nagrać ten materiał, okazało się, że goście stamtąd w ogóle nie wiedzą jak należy nagrywać metal. Oni nigdy czegoś takiego nie słyszeli. Tam się nagrywało jazz, muzykę klasyczną, czy popłuczyny w stylu Lenny’ego Kravitza, a tu nagle na ich progu zjawia się banda dzieciaków w koszulkach Blood Feast. Nie wiedzieli co z nami zrobić! Nigdy nie słyszeli takich przesterowanych gitar. Nigdy nie słyszeli tak agresywnej gry. Pamiętam, że nie mogli nastawić odpowiednio mikrofonów do nagrania perkusji, gdyż jak twierdzili, Kevin zbyt mocno uderza w bębny. Dlatego efekt tej sesji nagraniowej wyszedł naprawdę strasznie. Nie jestem z niego zadowolony. Jednak mimo to, uwielbiam ten album. To prawdziwy klasyk. To część mojej historii. Nie mogę uwierzyć, że po tylu latach nadal gram te kawałki na żywo. To naprawdę daje wiele satysfakcji. A jeszcze jak słyszę, że ludzie przyjeżdżają specjalnie po to by nas posłuchać, to w ogóle odpływam (śmiech).
Ostatnio możemy zaobserwować swoisty renesans thrash metalu. Jaka jest twoja opinia na temat całej mnogości młodych kapel, które nagle zaczynają łupać stary dobry thrash?
Adam: Jak to zwykle bywa, takie mody rodzą wiele bardzo dobrych, jak i bardzo złych zespołów. Nie śledzę tej sceny, jestem bardzo zajętym człowiekiem. Nie interesują mnie za bardzo młode zespoły. Wolę posłuchać stare, dobre, sprawdzone marki. Na przykład wczoraj wielkie wrażenie zrobił na mnie koncert Mantasa i jego zespołu M-Pire of Evil. W nich jest więcej Venom niż w Venom. Cieszę się, że mogłem tu przyjechać, bo w Stanach bym takiego koncertu nie zobaczył.
Bardzo często słyszy się od amerykańskich kapel, że w Stanach z old-schoolowym metalem jest marnie.
Adam: Bo tak niestety jest. Zwłaszcza w kwestii dobrego thrash metalu.
Chris: Mi za to podoba się muzyka kilku młodych zespołów ze Stanów. Na przykład Bonded By Blood i…. hmm….
Adam: Widzisz, kiedyś to było proste, wszyscy byliśmy zajarani i wrzeszczeliśmy, że lubimy Metallikę, Slayera, Mercyful Fate, Overkilla! A teraz jak to wygląda? Musisz położyć palec na dolnej wardze, spojrzeć w górę i się chwilę zastanowić (śmiech).
Jesteście bardziej przekonani do starszych zespołów?
Chris: To nie jest do końca tak. Wiele młodych kapel umie porządnie dać do pieca. Tak samo jak starzy wyjadacze. Overkill ciągle dostarcza nam świetne albumy. Ja wiem, że dla młodych ludzi to świetne przeżycie starać się doświadczyć na nowo, tego co się działo w latach osiemdziesiątych. Jednak tej atmosfery tamtych lat nie da się odtworzyć, niezależnie od tego jak bardzo będziesz się starać. Trzeba było żyć w tamtym okresie by to zrozumieć.

Jaki jest wasz stosunek do Internetu? Postrzegacie to jako szansę na dotarcie do szerszej liczby fanów, czy też zagrożenie związane z piractwem muzycznym?
Adam: Internet zawsze miał dwie strony: dobrą i złą. Nie można go jednak skreślać. Rozejrzyj się dookoła. Takie festiwale, jak ten, nie miałyby racji bytu, gdyby nie Internet. Teraz możemy się komunikować z ludźmi po drugiej stronie świata z zatrważającą łatwością! Nie powiesz, że to nie jest wspaniałe. Nie mówiąc już o tym jak to wpływa na promowanie naszej muzyki i możliwości koncertowe! Naturalnie, zwiększa się też niezbyt legalne powielanie naszych nagrań, jednak to też nam pomaga. Dzięki temu nasza muzyka żyje i dociera do ludzi. Z grania metalu nigdy nie ma dużo pieniędzy, więc nie narzekam na taki obrót sytuacji. Gdybyśmy mieli robić to dla szmalu, to dałbym sobie z tym spokój jakieś dwadzieścia, trzydzieści lat temu. A prawda jest taka, że im więcej ludzi kopiuje twoją muzykę, tym więcej ludzi lubi twoją muzykę! (śmiech)
Wydaliście ostatnio utwory, które wcześniej nie zostały opublikowane lub znalazły się na demówkach, w wydawnictwie zatytułowanym „Remnants: The Last Remains” sumptem Militia Records, wytwórni założonej przez Kevina.
Adam: Ponadto Jurgen, organizator HOA, wydał składankę „Last Offering Before the Chopping Block” poprzez Hellion Records. To też jest mocna old-schoolowa rzecz!
Czy zamierzacie także wydać jakieś niepublikowane nagrania wideo?
Adam: Niestety nie jest tego za wiele. Na pewno nie w dobrej jakości. Jedyne dobre nagrania to te z Headbangers Open Air w 2010. Na Youtube są też nagrania wideo zarejestrowane przez naszego fana jakoś w ’86 lub ’87 roku. My wtedy nie mieliśmy takich możliwości. Nie stać nas nawet było na wynajęcie kamery. To były świetne koncerty – w Detroit i w Washington D.C. . Ja niestety nie posiadam żadnych własnych materiałów z tamtego okresu.
Adam, nie jestem pewien, ale chyba grałeś u nas wraz ze swoim zespołem Without End…
Adam: Tak, graliśmy między innymi na tym waszym Przystanku Woodstock. Jurek Owsiak to spoko typ. Nasz występ też jest na Youtube. To naprawdę był szalony dzień! To było w 2005 roku. Trzysta tysięcy ludzi czy coś koło tego! Byłeś kiedyś na tym festiwalu?
Nie i nie zamierzam tam jechać. Wiesz, u nas Przystanek Woodstock budzi u niektórych niezbyt przyjemne skojarzenia…
Adam: Ojej, naprawdę? A ja myślałem, że ten cały Peace&Love to tylko taka stylistyka. Nie przeszkadzało mi to. Wiesz, w głębi duszy jestem prawicowcem. Oczywiście, bez żadnych skrajnych odchyłów czy czegoś w ten deseń (śmiech). Rozumiem, że nie wszyscy patrzą przychylnym okiem w Polsce na rzeczy kojarzone z lewicową polityką. W końcu byliście w strefie wpływów ZSRR ile? Czterdzieści lat?
Ponad czterdzieści… niektórzy twierdzą, że ciągle w niej jesteśmy (śmiech). Nie jest też tak, że to co robi Jurek Owsiak jest jednoznacznie negatywnym przedsięwzięciem. To dość skomplikowana kwestia.
Adam: Dostaliśmy zaproszenie, by zagrać dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Graliśmy w Nowym Jorku, a potem przylecieliśmy do Polski, by dać występ w Gdańsku, Toruniu, Bydgoszczy. Graliśmy tam z Butelką. Znam też kilka słów po polsku – butelka, piwo, zapiekanka! (śmiech) Bigos! Bardzo mi smakował. Gotowana kapusta jest fajna o ile doda się do niej mięso, tak jak u was się to robi. Jedzenie staje się pełnoprawnym posiłkiem tylko wtedy gdy zawiera mięso (śmiech). Bardzo mi się podobało w Polsce. Wszyscy byli dla nas bardzo uprzejmi.

Przeprowadzono: lipiec 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz