poniedziałek, 7 września 2015

U.D.O. - wywiad




STARE DRZEWO, KTÓRE WCIĄŻ OWOCUJE
Przeprowadziliśmy wywiad z osobą numer dwa w zespole czyli z basistą Fittym Wienholdem, gościem który towarzyszył Udo Dirkschneiderowi w jego projekcie od czasów płyty “Solid” wydanej w 1997 roku. Samo U.D.O. jak to U.D.O. - dostarcza średnio co dwa lata kolejne równe albumy, w stałym określonym i praktycznie niezmiennym stylu. Nie da się nie zauważyć, że legendarny Udo usilnie stara się rywalizować ze swoimi starymi kolegami z Accept, pokazując, że to on był kluczowym elementem tego zespołu. Jak pokazały ostatnie lata, niekoniecznie tak jest, bo Accept dowalił jakiś czas temu takim albumem, że drżyjcie narody. Mimo wszystko projekt U.D.O. nie odstępuje poziomem Accept i dalej prezentuje jak się gra dobry i pełen energii metal w klasycznym niemieckim stylu.
Pozdrowienia z Polski! Jak się macie! Jak wyglądają nastroje w zespole po wydaniu “Decadent”?
Fitty Weinhold: Witam Polaków! Nastroje są świetne, zwłaszcza że recenzje nowej płyty są znakomite. Czekamy teraz, by uderzyć w trasę!
Styl U.D.O. jest jasno zdefiniowany. Czy to oznacza, że podejście do tworzenia tego albumu wyglądało podobnie jak w przypadku poprzednich płyt zespołu?
Nie. Poprzednio to Stefan [Kaufmann - przyp.red.] sprawował pieczę nad całym procesem pisania i nagrywania. I zawsze odwalał kawał dobrej roboty. Większość robił samodzielnie. Nie każ mi wymieniać wszystkich efektów jego profesjonalnej pracy, gdyż tego byłoby zdecydowanie za dużo. Dlatego nie zgadzam się z krytyką jaką niektórzy wygłaszają wobec jego osoby.
Chodzi o tą dość specyficzną komputerową nutę w brzmieniu płyt?
Wiadomo, w końcu zaczynało to przypominać jednokierunkową ślepą uliczkę. To normalne, ale musieliśmy to zmienić dla dobra zespołu. Nie oznacza to jednak, że ktokolwiek tutaj popełnił jakiś błąd. Gdyby tak było, to byśmy nie robili tego wywiadu, ponieważ zespół, by w końcu zniknął i przestał istnieć!
Ale zmianę w brzmieniu od razu można było wychwycić.
Słychać, że “Steelhammer” był już trochę inny. Chcieliśmy razem z Udo coś zmienić, no i to zrobiliśmy. Andrej dołączył do zespołu jak już wszystkie utwory były skończone. Musiał je sobie ograć w bardzo krótkim czasie. (śmiech) Weź to sobie wyobraź, gość był poddenerwowany tym, że spotkał Udo i gra z nami w zespole i w dodatku czuł presję czasu. Wszyscy jednak spisali się na medal podczas sesji nagraniowej i czuło się, że ten album będzie naprawdę świetny. Mieliśmy także świadomość, że kolejny album tez będzie zupełnie inny i mieliśmy rację! Tak to właśnie wygląda, za każdym razem jest zupełnie inaczej. Mamy teraz zgraną parę gitarzystów, a to oznacza, że nasza drogą, którą się poruszamy, nie ma jeszcze końca!
Co stanowiło inspirację do nadania takiego a nie innego tytułu nowej płycie? Czy łączy się z nim jakaś historia?
Nie ma żadnej konkretnej historii kryjącej się za tytułem “Decadent” ponieważ nawet nie musi w sumie taka istnieć! Ten tytuł tego nie potrzebuje! Wystarczy się tylko rozejrzeć dookoła. Mieliśmy już przygotowany utwór o tym tytule i pamiętam jak siedziałem razem z Udo na zewnątrz mojego studio i prowadziliśmy luźną rozmowę na temat płyty, nagrań, tekstów do utworów i tak dalej. Rozmawialiśmy także o sprawach związanych ze światem i już było jasne w jakim kierunku podąży tekst do tego utworu. A to wszystko zostało skompresowane do jednego słowa, które najlepiej odzwierciedla to, co się dzieję teraz naokoło.
Gdzie zarejestrowaliście nagrania?
W moim studio nagraniowym Double “U” na Ibizie nagraliśmy wszystkie gitary i wokale. Bębny zostały nagrane we Włoszech w Francescos Studios. Ich miksy zrobiliśmy w niemieckim Redhead Audio Studios, Mattes zresztą zajmował się także miksami do “Steelhammera”. Mastering zrobił Jacob Hansen z Danii. Można powiedzieć, że nasz album jest bardzo europejski.
Kto stanowił główny trzon twórczy przy komponowaniu nowego materiału?
Hmm… to bardzo rozsądne pytanie. Stworzenie riffu to jedna rzecz, lecz stworzenie utworu to coś zupełnie innego, a pisanie materiału do U.D.O. to jeszcze inna sprawa. W sumie, jeżeli dobrze przyjrzeć się sytuacji, to jest to ja oraz Udo. Nie jest to jednak tak, że tylko my stoimy za tworzeniem materiału. Ponadto, trzeba także często podjąć decyzję co ma trafić na album, a co się na niego nie będzie nadawać. Mieliśmy bardzo dużą ilość fajnych pomysłów, także od Andreja i Kasperiego, więc to nie było łatwe. Ponadto dodawali także swoje trzy grosze do istniejących już pomysłów na kompozycje. Koniec końców, to się zawsze sprowadza do tego, co się podoba Udo, a co nie. To właśnie on musi przetrawić cały utwór i sprawdzić czy go czuje. W końcu bez jego głosu, żaden z utworów nie będzie numerem U.D.O. z prawdziwego zdarzenia! Nigdy! Myślę, że kombinacja jaką teraz wypracowaliśmy w składzie jest bardzo optymalna. Dwóch młodych gości i dwóch starych gości. Fantastycznie, to niemal jak stare drzewo, które wciąż owocuje. Korzenie pozostaną niezmienione, ale ciągle będziesz dostawał świeże owoce! Tak więc, w “Decadent” udzielał się cały zespół. Po raz pierwszy od bardzo dawna. To była wielka przyjemność, a to przecież dopiero początek!
Czy nazwałbyś “Decadent” waszym najlepszym dotychczasowym albumem? Co według ciebie najnowszy krążek posiada takiego, co brakowało innym?
No… a kto tak w sumie decyduje, co jest najlepsze? Fani zawsze z niecierpliwością czegoś oczekują po nas, a często sami w sumie nie wiedza czego. Kto nie chciałby wziąć udziału w loterii, znając wcześniej zwycięskie numery? Mając na pokładzie takie hity jak “Balls…” albo “Animal House” zawsze będziemy spotykać się z rozczarowaniami. Przecież czegoś takiego się nie powtórzy. A jeżeli będzie się próbowało mimo wszystko, to wtedy ludzie będą mówili, że gramy nudno, bo w kółko wałkujemy to samo. Jak często nasze utwory są porównywane do twórczości innych kapel, mimo że to właśnie raczej te inne kapele się inspirowały naszą muzyką? Nikt nigdy nie mówi, że brzmią jak U.D.O. a “Decadent” może posłużyć jako kolejny dowód na to, że nadal dostarczamy ponadczasową muzykę. Mieszamy korzenie prawdziwego metalu z lekkim muśnięciem nowoczesności. Ci starsi powinni być otwarci na nowe, a młodzi nie zapominać o doświadczeniu minionych lat. I to wszystko, czego jeszcze chcieć więcej?
Okładka nowej płyty robi wrażenie. Stanowi bardzo wierne odzwierciedlenie tytułu płyty oraz tekstu do utworu tytułowego. Bardzo mi się podobały te wszystkie drobne detale, które sprawiają, że oko zatrzymuje się na grafice, doszukując się kolejnych ciekawych szczegółów. Naprawdę fajny pomysł.
W zupełności się z tobą zgadzam. Ja tez uwielbiam drobne smaczki na okładkach albumu. Gdy tworzyliśmy materiał na płytę, mieliśmy to wszystko w głowie, jednak nie jesteśmy ekspertami w sprawach rysunku i grafiki, więc nie wiedzieliśmy za bardzo jak to wszystko oddać na okładce. Kiedy Dirk Huttner, z którym pracujemy już od jakiegoś czasu, przyniósł nam projekt swoich pomysłów, to dosłownie wgniótł nas w ziemie! Nie mogłem oderwać oczu. Naprawdę niesamowita praca! No i, tak samo jak w przypadku muzyki, to że mi się ona podoba, nie znaczy, że każdemu przypadnie do gustu. Ktoś inny może by widział na niej więcej stali lub krwi i tak dalej. W końcu to są rzeczy, które się prawie wszystkim podobają.
Która kompozycja była według ciebie najtrudniejsza do nagrania w studio?
Myślę, że “Mystery”. Miałem z nią podobny problem co z “Book of Faith” na “Steelhammerze”. Miałem pewien pomysł, który pokazałem Udo. Myślałem, że wyślę mnie do wszystkich diabłów, ale potem zaczął do tego śpiewać w taki sposób, w jaki w ogóle bym się po nim nie spodziewał. W ten sposób zrobiliśmy naprawdę szalone intro. Było z tym dużo śmiechu, w końcu to było takie inne niż to, co zwykle robimy. Ale my lubimy poszaleć.
Francesco Jovino odszedł niedawno z zespołu z pewnych powodów osobistych. Nie ma jeszcze żadnego oficjalnego info czy macie jakieś zastępstwo na jego miejsce…
Tak, już kogoś znaleźliśmy!
A kogo?
Zobaczycie.
Okej. Z poprzedniego albumu “Steelhammer” to “Metal Machine” zostało wybrane jako utwór do którego będzie kręcony teledysk. W Przypadku “Decadent” wybór padł na utwór tytułowy. Dlaczego wybraliście akurat ten utwór, a nie na przykład coś szybszego, jak “Speeder” lub “Under Your Skin”?
Tak jak już wspominałem, tekst w “Decadent” przypomina nam o tym czym stał się świat i że powinniśmy być tego w pełni świadomi. Stwierdziliśmy, że chcemy to pokazać. Z całą brutalnością. Często myślimy o samych sobie, że jesteśmy wyjątkowi. Czy naprawdę tak jest? Czy po obejrzeniu tego video jesteś w stanie bać się jakiegoś innego zwierzęcia bardziej niż człowieka? Czy jesteśmy lepsi tylko dlatego, że jesteśmy w stanie posługiwać się mową? Przecież to bzdura. Jest wielu, którzy starają się czynić dobro i żyć zgodnie z etyką i moralnością… ale przecież jest to margines! To był jeden z powodów, dla których wybraliśmy właśnie “Decadent”. Stwierdziliśmy - pokażmy to. Czy to zmieni świat? Nie wydaję mi się. Mimo to nadal mam taką nadzieję! Może choć jedna osoba dzięki temu się zastanowi nad naszą egzystencją.
Trzeba przyznać, że jest on niezwykły i wręcz niezwykle wulgarnie i beznamiętnie brutalny. W końcu zostały na nim zawarte prawdziwe sceny egzekucji.
Pomysły były nasze. Myśleliśmy, że nasz management oraz wytwórnia wyślą nas do wszystkich diabłów, jednak tak się nie stało! Chcieliśmy pokazać prawdziwą rzeczywistość. Bez upiększania czy owijania w bawełnę. Jak zobaczyliśmy efekt końcowy to sami byliśmy nieco zaszokowani. W końcu jednak to jest dokładnie to, co chcieliśmy. A te sceny? Wystarczy włączyć wiadomości! Kamery są już teraz wszędzie! Podejrzewam, że latają już teksty w stylu “Zaczekaj chwilę zanim zastrzelicie tego gościa, bo nasz operator musi zmienić obiektyw”. W grach komputerowych już na szeroką skalę są widoczne sceny morderstw, gwałtu i wojny. Nastały czasy Sodomy i Gomory. Czy naprawdę wracamy do ery kamienia łupanego? Nie zdziwiłbym się. Czy my jeszcze w cokolwiek wierzymy? Tak więc pokazujmy to. Nie po to, by się tym napawać, lecz żeby to zmienić!
Kilka poprzednich albumów w waszym dorobku miało nazwy dobrane według charakterystycznego szablonu. “Mastercutor”, “Dominator”, “Rev-Raptor”... dlaczego od tego odeszliście?
Wtedy był akurat taki okres, że nam się taki zabieg podobał. Po prostu zaczęliśmy podążać za pomysłem, który nabrał kształtów przy okazji “Mastercutora”. Na “Steelhammerze” już nie mieliśmy jak do tego nawiązać. Chcieliśmy wrócić do korzeni. Odczuwaliśmy taką potrzebę i to nie tylko w kwestii samej muzyki. To oznacza, że każdy album ma mieć swój własny, niepowtarzalny styl - w muzyce, okładce i na teledysku.
Głos Udo nadal zachwyca. Czy mógłbyś nam zdradzić sekret jaki stoi za jego niesamowitym głosem? Czy Udo używa jakiś szczególnych ćwiczeń czy środków, by zachować brzmienie swojego gardła na takim poziomie?
Powiedziałbym gdybym mógł! Myślę, że jego głos to prawdziwy dar. Na pewno o niego dba, także przez utrzymywanie swojego zdrowia w dobrym stanie. Jest pełen metalu, pełen mocy. Nawet po czterdziestu latach na scenie! To jest coś, co się nazywa żywą legendą!
Na poprzednim albumie wystąpiło gościnnie całkiem sporo artystów. Czy także na “Decadent” pojawiają się jacyś szczególni goście?
Nie i myślę, że w tej chwili U.D.O. nie potrzebuje na swoich albumach gościnnych występów. Na razie nic takiego nie planujemy w przyszłości.
Nagraliście solidne DVD “Steelhammer - Live in Moscow”. Jak wspominasz ten gig? Czy planujecie nagrać kolejne DVD, które będzie promować nowy materiał?
Było naprawdę wspaniale. To w sumie nasze jedyne nagranie live, które ciągle oglądam. Był to dziesiąty koncert z nową setlistą koncertową, więc nadal byliśmy trochę nerwowi. Zagraliśmy jednak bardzo dobrze. Na pewno nie było to nasze ostatnie DVD.
W kwietniu Udo skończy 63 lata, a gość nadal tworzy i jeździ w trasy. Jak mu się udaje stale prowadzić żywot legendy metalu? No i jak udaje wam się dogadywać ze sobą nawzajem, połowa zespołu ma trzydzieści lat, a ty i Udo macie koło sześćdziesiątki!
(śmiech) Oj tak. Nie da się ukryć, że brzmi to ciekawie. Fajnie, że dookoła kręci się tyle dzieciaków, zwłaszcza w trasie. To jest trochę jak takie deja vu. Wielokrotnie się złapałem na tym, że chciałem ich odwieść od zrobienia czegoś głupiego. Jak ojciec! Ale zwykle dochodzę do wniosku, że oni sami muszą się nauczyć wielu rzeczy i przeżyć inne, by nabyć doświadczenie. Jak się nie sparzą, to się nie nauczą. Naturalnie kiedyś, za starych czasów, wszystko było o wiele bardziej dzikie i szalone. Także nie mamy ze sobą problemu w trasie, co jest o tyle ważne, że siłą rzeczy spędzamy ze sobą wiele czasu. Wytworzyliśmy szczególną równowagę, co jak myślę, odróżnia nas od wielu innych ekip.
Przeprowadzono: styczeń 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz