wtorek, 16 lutego 2016

Sodom - Better Off Dead



Sodom - Better Off Dead
1990, Steamhammer


Czwarta płyta w dorobku Sodom nie przebiła takich kolosów jak ichni drugi i trzeci album. Mimo to, "Better Off Dead" stanowi jeden z ciekawszych muzycznych albumów z roku 1990. W dobie wschodzącego death metalu oraz swoistej mody na techniczny thrash, który wtedy przeżywał swój niezwykle dynamiczny (i niestety krótkotrwały) wzrost, Sodom nagrał album o bardzo miękkim - biorąc pod uwagę ich dotychczasowy dorobek - brzmieniu.

Oprócz zmian w realizacji dźwięku, na "Better Off Dead" można wyraźnie dostrzec zmianę stylu kompozycji i gitarowych solówek. Odejście Franka Blackfire'a przed trasą promującą "Agent Orange" odcisnęło swe piętno, jednak Michael Hofmann z Assassin okazał się godnym następstwem. Może jego warsztat gitarowy nie był aż tak dobry i różnorodny jak ten Blackfire'a jednak jego styl na pewno wprowadził bardzo odświeżającą i wzbogacającą różnorodność do muzyki Sodom

Mimo nieco lżejszego brzmienia muzyka to nadal sto procent agresji i brutalnego łomotu. Część kompozycji zahacza wręcz o sporą dozę punka bardziej niż thrashu. Tutaj w pełni można poczuć to iż Sodom to taki Motorhead thrashu. Nadal jednak dostajemy tutaj utwory, które mają wszystko to, co w thrashu jest istotne - pogięte riffy połączone z szaleńczymi tremolami i dukającą perkusją jak w "Shellfire Defense" czy w "An Eye For An Eye". Prawdziwym błyszczącym klejnotem tego albumu jest kasandryczny "The Saw Is The Law" oraz powoli narastający w swym majestacie "Capture the Flag". Muzyka nie jest technicznie skomplikowana i raczej prostolinijna, a mimo to nadal stanowi ciekawą i interesującą składnie poszczególnych utworów. A no i covery Tanka i Thin Lizzy są mocne jak mięśnie po kreatynce. A te dziwne motywy przed speed metalowym "Bloodtrails" i w środku pozornie ckliwego "Resurrection"? Angelripper, ty śmieszku.

"Czwórka" Sodom jest bardzo dobrym towarem. Muzyczka w opór spoko - pełna energii, buzującego ognia, no i ze świetnie pasującymi chropowatymi zaśpiewami Angelrippera. Malkontenci mogą trochę narzekać, że brzmienie tej płyty trochę odstaje od reszty dyskografii Sodom, ale ja bym nie dawał im wiary. To nie "Power of the Hunter", na którym Tank tak zmiękczył swoje brzmienie, że aż się tego słuchać nie da. To nie jest także poziom "The Plague" Demon. Jasne, na "Better Off Dead" mogło by być trochę więcej przesteru i trochę lepiej zarysowanej perkusji. Ale może dzięki takiemu podejściu do realizacji brzmienia albumu, które nadal zachowuje wszystkie pozytywne aspekty tego, jak thrashowa płyta powinna brzmieć, ten album brzmi niezwykle charakterystycznie.

Ocena: 5/6

1 komentarz:

  1. Za małolata jak wyszedł Better Off Dead to miałem po prostu fioła na punkcie tej płyty (wtedy kasety :))

    OdpowiedzUsuń