poniedziałek, 7 marca 2022

Massacre – Resurgence

 


Massacre – Resurgence
2021, Nuclear Blast

Każdy kolejny album po „From Beyond” to była niezła wtopa, co nie? Ani „Promise”, ani „Back From Beyond” nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Massacre jednak nie składa z broni i próbuje ponownie z „Resurgence”. Czy ten album jednak był komukolwiek potrzebny? Zaraz to sprawdzimy!

Pierwsza sprawa, która tym bardziej zaostrza apetyt na „Resurgence”: do line-upu wrócił Kam Lee, tak dobrze znany z charakterystycznych growli na fantastycznym klasyku „From Beyond”. Oprócz niego na basie Mike Borders – fani Massacre go na pewno skojarzą, gdyż grał on na demówkach z 1986 roku. Gościnnie udzielili się tutaj także Marc Greeve z Morgoth i Dave Ingram z Benediction. A więc skład nielichy i dobrze rokujący.

W praktyce to, co się dzieje na „Resurgence” można sprowadzić do prostego podsumowania: solidny death metal w szwedzkim (!) stylu – wystarczająco klasyczny, by zadowolić starych wyjadaczy. Kompozycyjnie jest nawet interesująco i miło się tego słucha. Kawałki potrafią zaskoczyć fajnymi wstawkami i momentami, które starają się przełamać amalgamatyczne bloki death metalowego okrucieństwa. Nie jest jednak idealnie, zdarzają się fragmenty, które najzwyczajniej w świecie wieją nudą. Nie jest ich na szczęście zbyt wiele, ale nie da się ich nie dostrzec.

Kam Lee jest w wyśmienitej formie i dostarcza naprawdę solidne wokale. Riffy Johanssona i Peterssona (jakbyście się zastanawiali skąd florydzki death metalowy gigant nagle nabrał skandynawskiego charakteru ;) ) są autentycznie konkretne. Wyczerpują temat pod względem ciężaru jak i szybkości i melodii. Nie no – sadzą te death metalowe zagrywki jak prawdziwi fachowcy.

Tak jak na debiutanckim „From Beyond”, także i tutaj dostaniemy solidna porcję Lovecraftiańskich motywów. I to naprawdę porządną – praktycznie wszystkie teksty są zainspirowane Cthulhu mythos. Genialna okładka spod ręki Wesa Benscotera także wpisuje się w ten motyw. W ogóle, tak na marginesie, Wes staje się jednym z moich ulubionych artystów od okładek metalowych. Jego okładka do „Macabre Eternal” Autopsy, „Ravenous Plague” Legion of the Damned czy “Phantom Antichrist” Kreatora, to sztosiwa pierwszej wody. O wiele lepiej mu idą nowsze prace niż te, z których jest może bardziej znany, poczynione dla Vadera i Slayera w latach 90tych.

Wracając do Massacre, Kamowi Lee i spółce wspaniale wyszło utkanie odpowiedniego klimatu dla swojej muzyki. Stworzyli album pełen mistycznej grozy i niepokojącej aury. Jest tutaj kilka momentów, które można by było zrobić lepiej, niemniej całokształt prezentuje się naprawdę rzetelnie i zachęcająco. A najważniejsze jest to, że „Resurgence” to nagranie, do którego chce się wracać. „Book of the Dead”, „Innsmouth Strain” i „Spawn of the Succubus” to uderzenia na miarę porządnego metalu śmierci i zniszczenia. Wieńczący całość „Return of the Corpse Grinder” – nitka nawiązania do „From Beyond” – to już brutalny cios, w którym puszczają wszelkie hamulce. Death/thrash z barbarzyńskimi melodiami, podkreślającymi ciężar całości.

Na koniec dwa słowa o miksie i masteringu: jest przejrzyście, a przy tym wystarczająco organicznie i groźnie. Dobór przesterów jest quality, tak samo jak robota inżynierska przy poskładaniu tego wszystkiego do kupy.

Nie jest to może sztos nad sztosy, ale warto przesłuchać. I wrócić.

 

Ocena: 4/6