Dobry thrash jest tam, gdzie kapela wręcz zarzyna swoje instrumenty. Struny gną się od ponaddźwiękowego kostkowania, palce wyślizgują gryf od częstych zmian pozycji, w bębnach są głębokie odciski od pałeczek, a talerze są całe w pęknięciach. Jeżeli nie ma potu, nie ma milionów spalonych kalorii, nie ma agresji, to w efekcie uzyskamy papkę, a nie thrash metal. Naturalnie nie są to jedyne kryteria uzyskania dobrego efektu końcowego. Gdyby tak było, to cała nowa fala thrash metalu byłaby niekończącym się pochodem triumfu i zwycięstwa. Jak powszechnie wiadomo, ten ruch kulturalno-muzyczny, który wypluł całe zastępy słabych i przeciętnych kapelek, nawet na naszej rodzimej ziemi, nie jest ostatecznym objawieniem w kwestii thrashu i nazwanie go słabizną byłoby nawet mało krzywdzącym eufemizmem.
Muzyka Besieged jest szybka, brutalna i bezkompromisowa. Od samego początku atakują nas agresywne riffy gitarowe i bardzo pracowita perkusja. Od stopy, werbli, tomów i talerzy na tym albumie jest bardzo gęsto. Brzmienie instrumentów jest bardzo dobrze wyważone i dopracowane, aczkolwiek jak na mój gust werbel ma w sobie za dużo ogólnej "garnkowatości". Jest bardzo ciasny i pustobrzmiący. Nie jest to smaczny, lekko zreverbowany, wyraźnie zaakcentowany tuziemiec, lecz obco brzmiący emigrant z krainy garnków i patelni, który próbuje wpasować się w nową metalową rzeczywistość. Choć nie odstaje tak bardzo od reszty, to jednak słychać, że mimo wszystkich aspektów bycia werblem, dalej brzmi jak garnek.
Kompozycje jakie zaserwowało nam Besieged są przemyślane i nasączone furią oraz przemocą do granic wytrzymałości. Szybki, bardzo agresywny thrash, nie stroniący od czasu do czasu od deathowego ciężaru. Słuchając "Victims Beyond All Help" przypominają mi się takie smaczne kąski jak szwedzki Merciless, francuski Massacra i brazylijski Sarcofago. Spod tego, to tu to tam, przebijają czasem klimaty głęboko osadzonego Kreatora i starej Sepy (zwłaszcza w "Buried Alive").
Besieged nie stroni od monumentalnych zmian tempa (tak jak w "Black") oraz częstych przejść w zupełnie inne riffy i figury. Niestety, mogłoby być lepiej w sekcji wokalnej, gdyż głos wokalisty jest mdły i nieciekawy. Nic specjalnego. Nie razi jednak tak bardzo, jak się obawiałem po pierwszych wersach, rozpoczynającego płytę "Internal Suffering". Ten utwór jest bardzo dobrym otwarciem tego albumu. Od razu na starcie, bez zbędnego owijania w bawełnę i innych banialuków, wita nas but na ryj i kula kafarowa w brzuch. Skomplikowane, lecz nie przekombinowane riffy i ciekawe, rzekłbym nawet, że nieprzewidywalne patenty, piłują nasze bębenki, przedostając się z krwioobiegiem do serca, zatruwając organizm wysokim stężeniem rtęci i siarki.
To, że nie mamy tutaj do czynienia ze stricte death/thrashem, słychać w typowo thrashowych wysoko brzmiących zagrywkach i skocznych podrygach. Kawałek o bardzo życiowej nazwie "Death" bardzo umiejętnie splata ze sobą ten, nazwijmy to umownie, typowy old-schoolowy thrash z deathowymi patentami i ciężarem. Wszystko na najwyższych obrotach. Nie znaczy to, że Besieged nie zwalnia. W "Black" i w kawałku tytułowym wytraca nieco prędkości, jednak trudno tu mówić o wyraźnym przejściu do średniego tempa na dłuższy czas. Jest szybko i jest mięsnie.
"Trapped Inside" jest wyraźnym spadkiem formy, ustępującym swym pozostałym braciom znajdującym się na tej płycie. Besieged próbowało tutaj być melodyjne i wymuskane, przez co uzyskano dysonans poznawczy i niespójność formy, która strasznie się gryzie z całokształtem albumu. Ponadto utwór jest zwyczajnie średni i nie powinien trafić na to wydawnictwo, a być jedynie kompozycją, którą zespół grał sobie na próbach w przerwach między jednym a drugim, lepszym utworem. Pozostaje nadzieja, że przez te trzy lata, które minęły od premiery tego albumu, chłopaki z Winnipeg skomponowały lepszy materiał. Jednak mimo małej wtopy, pozostałe sześć utworów to solidne łojenie, rzeźnia i bezlitosna bastonada.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz