niedziela, 6 września 2015

Suicidal Angels - Divide and Conquer




Suicidal Angels – Divide and Conquer
2014, NoiseArt Records

Każdy kolejny album Greków wydany po debiutanckim "Eternal Domination" był swojego rodzaju zawodem. Na każdym kolejnym krążku Suicidal Angels brzmiało niemalże dokładnie tak samo i prezentowało podobną muzykę, w której siliło się na agresję i bardzo dużo brutalności. Niestety, zwykle rozczarowując fanów thrash metalu (choć są ponoć tacy, którzy daliby się pociąć za Suicidal Angels).
Dobrą stroną muzyki Suicidal Angels jest to, że nie jest trywialna. Jest to zawsze mniej lub bardziej solidny konkret w poważnym stylu. Tak samo jest na "Divide and Conquer". Niestety zawartość tego albumu, schowanego za jedną z brzydszych prac Eda Repki, jest dość przeciętna, nużąca i nie zachwyca.
Kluczowe momenty w utworach zostały opracowane dość krzywo, a na pewno można rzec, że mogłyby zostać napisane lepiej. Początek "Seed of Evil" zapewne miał być monumentalny. Podobny cel pewnie przyświecał w dalszej części utworu - przy głównym riffie, zwrotkach i refrenie. Niestety, usypiająca monotonność zabiła ten plan. Jedyny energetyzujący motyw, który straszliwie kontrastuje z przeciętną resztą figur w tym kawałku, to prechorus. Dlaczego reszta utworu nie mogłaby mieć tak dobrze korelujących gitar z wokalem i perką? Jak widać tworzenie ciekawych i spójnych kompozycji nie jest prostą sprawą dla Nicka i jego załogi. Niestety, monotonia i usypianie słuchacza nie kończy się na tym utworze. Połączenie tych cech z dość ciekawymi zagrywkami, sprawia, że mamy do czynienia z albumem średnim, który co chwila wychyla się w jedną, bądź w drugą stronę, czyli w stronę czegoś co można określić zwyczajnie dobrym albumem lub słabym albumem.
Na 50 minut męczącej jazdy jedyne dobre utwory to "Marching Over Blood", "Control the Twisted Mind", w którym można przymknąć oko na jeden krzywy riff, gdyż zdecydowana większa część tego numeru jest naprawdę zacna i interesująca, oraz lekko dark angelizujący na wstępie "Lost Dignity". Do tego można jeszcze ewentualnie dodać "In The Grave", który jest fajnym kawałkiem, ale brzmi zupełnie jak z żywcem wyciągnięty z każdej innej płyty Suicidali. Względnie jeszcze do tej listy można wpisać "White Wizard", który jest na swój sposób interesującym utworem, choć do mnie osobiście nie przemówił na dłuższą metę. Tak czy owak, gdyby album skrócić tylko do tych kompozycji, to w ten sposób otrzymalibyśmy bardzo dobre EP. Niestety, te wałki zostały przemieszane z utworami raczej średnimi i przeciętnymi, przy których aż ciśnie się na usta słowo "wypełniacz".
Suicidal Angels, gdy wydali swoją debiutancką płytkę, z miejsca zostali okrzyknięci młodszym dzieckiem Kreatora. Podobieństwo w klimacie i wymowie utworów było bardzo wyraźne. Niestety zatraciło się na kolejnych wydawnictwach Suicidal Angels. Niestety, gdyż jak widać wykształcenie własnego stylu przez tę kapelę poszło nie w tym kierunku, w którym powinno. Kolejna płyta serwuje nam dokładnie to samo, co możemy usłyszeć na poprzednich.
Ocena: 3,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz