wtorek, 8 września 2015

Jag Panzer – Ample Destruction




Jag Panzer – Ample Destruction
1984/2013, High Roller Records
Bez cienia wątpliwości, pierwszy album studyjny metalowych barbarzyńców z Colorado jest dziełem szczególnym, niesamowitym i oszałamiającym. Wydany pierwotnie w 1984 roku, czyli trzy dekady temu, nadal jest jednym z najbardziej szczytowych osiągnięć amerykańskiej sceny muzycznej. "Ample Destruction" to sztandarowy przykład tego, co jest istotne oraz ważne w prawdziwej maestrii muzyki power metalowej. Można śmiało rzec, że jest to jedno z najważniejszych dzieł US Power metalowej sceny, obok takich albumów jak wybitne "Master Control" Liege Lord, "Burning Star" Helstar, "Crimson Glory", "Metal Church" czy "Thundersteel" Riot. Jag Panzer trzydzieści lat temu zaznaczyło wyraźnie swoją obecność w metalowym undergroundzie i do dzisiaj muzyka nagrana na ich pierwszym krążku rezonuje w świadomości każdego prawdziwego maniaka metalu. 
Co jest w tym nagraniu takiego magicznego? Chaos i rzeź zaczynają  się już od pierwszych dźwięków pierwszego utworu. Bez zbędnych wstępów i atmosferycznych intro Jag Panzer uderza mocą i agresją "Licensed To Kill". Szybkie i tętniące gniewną mocą gitary, dudniący i gęsty bas, a temu wszystkiemu towarzyszy melodyjny, przeszywający głos Harry'ego "Tyranta" Conklina, który bawi się wysokościami i barwą śpiewu wedle swoich upodobań i jakby bez wysiłku. Niesamowite harce gitar solowych są szczodrze zakrapiane prostymi, chwytliwymi i niesamowitymi riffami. "Ample Destruction" z perspektywy czasu, tych wszystkich lat, które obradzały wspaniałymi albumami heavy metalowymi, jawi się jak arcydzieło czystej wody. Piątka tyranów stworzyła swój debiut niczym wielki mistrz ludwisarski odlewający swoje szczytowe osiągnięcie, które stało się wyrazem jego ostatecznego triumfu, kunsztu i potęgi artyzmu. "Jedynka" Jag Panzer się nie zdezaktualizowała i dalej może służyć jako wzorzec idealny prawdziwego metalowego albumu. Śmiało można wysnuć tezę, że Międzynarodowe Biuro z Sèvres powinno mieć u siebie egzemplarz tego albumu na honorowym piedestale. Tak właśnie powinien wyglądać i brzmieć prawdziwy heavy metal. 
"Ample Destruction" słucha się świetnie, nie tylko jako całość. Pojedyncze kawałki osobno też hojnie sypią naokoło iskrami żywej energii. Cały album, od wspomnianego "Licensed To Kill" po klimatyczny i przepojony epickością "The Crucifix", to podniosła ceremonia ku chwale metalowych bogów. Jag Panzer szczodrze obdarowuje nas mocnymi dźwiękami i do szpiku przepełniającą energią. Kunszt tego zespołu jest widoczny nie tylko w warstwie muzycznej i aranżacyjnej, lecz także w warstwie lirycznej. Teksty Harry'ego Conklina są pełne wzniosłego patosu i agresywnej bezpośredniości. Tak jak w barbarzyńskim refrenie: "You put their heads on the grinding wheel / Give 'em hell 'cause you're harder than steel" lub bezkompromisowym zaśpiewie: "I'm a man who shows no mercy for the weak, no mercy! / No mercy! No mercy!", to wydawnictwo nie bierze jeńców. 
Choć "Ample Destruction" obraca się wokół spójnej tematyki, to w błędzie są ci, którzy mogą zbluźnić twierdzeniem, że jest to nudne łojenie na jedno kopyto. Utwory są łatwo od siebie rozróżnialne, zarówno dzięki zróżnicowanym aranżacjom i riffom, jak wokalizom i melodiom. Jest to zadziwiające jak na monolityczny album, który słucha się w całości jednym tchem i który wybrzmiewa niczym wspomniany wcześniej potężny dzwon. Siarczyste, chwytliwe hymny i wspaniałe kompozycje to istna woda na młyn każdej prawdziwej heavy metalowej duszy. 
Ten album-pomnik był wielokrotnie wznawiany sumptem różnych wytwórni. Teraz mamy okazje powitać kolejne wznowienie, które przyszykował nam High Roller Records. "Ample Destruction" zostało ponownie wydane na CD i kolorowych winylach, a także w winylowym czteropaku "Historical Battles: The Early Years", na który składają się nagrania Jag Panzer zarejestrowane do 1987 roku. Spektrum wyboru jest ogromne i stanowi prawdziwą ucztę dla kolekcjonerów jak i interesującą pozycję dla przeciętnego fana old-schoolowego metalu. To nagranie solidnie tobą potrząśnie i przygniecie swym ołowianym majestatem do podłoża, tak jak w utworze "Cardiac Arrest": "Gonna break ya, shake ya, slide you on your back / Use all my metal power to give you a heart attack!". Jeżeli ktoś nie zna tego dzieła, jest muzycznym ignorantem, ewentualnie osobą ubogo zainteresowaną muzyką metalową. Taka prawda i nie ma co biadolić i wygrażać chudymi piąstkami. Stulejarstwo powinno wziąć to na klatę i natychmiast rozpocząć leczenie raka gustu tym właśnie albumem. Jeżeli macie jakiś przypałowych kumpli, co was spamują empechujkami Sonaty Arctiki, Kamelota, Dragonforce'a czy innej chujni, natychmiast wbijcie im ten krążek w pryszczaty ryj i niech chłoną to, jak brzmi prawdziwy power metal i prawdziwa muzyka. Takie ciosy jak "Generally Hostile", "Reign of Tyrants", przeszywający i wampirzy "Symphony of Terror", "Warfare", "Cardiac Arrest", "Licensed To Kill" nie zostawią nawet kamienia na kamieniu po swym triumfalnym pochodzie, a mroczne woale "The Watching" i "The Crucifix" oraz bonusowego "Black Sunday" dokończą dzieła.
"Ample Destruction", jak sama nazwa wskazuje, obfituje w chęć szerzenia zniszczenia. Ten album miażdży, nawet trzydzieści lat później. tyle w temacie, knury.

Swoją drogą ciekawym jest fakt, że taka płyta potrafi mieć w sobie więcej wpierdolu i mocy niż większość death metalowych wydawnictw. Paranoja.

Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz