poniedziałek, 7 września 2015

Savage Grace – After The Fall From Grace




Savage Grace – After The Fall From Grace1986/1996, Black Dragon Records
Wydany w 1986 roku drugi album studyjny Savage Grace przyniósł znaczące zmiany w zespole. Z poprzedniego składu został tylko basista Brian East oraz lider formacji, gitarzysta Chris Logue, który na swoje barki także przyjął obowiązki wokalisty. Na szczęście jego forma na albumie studyjnym wypada o niebo lepiej od tej zaprezentowanej na „Time For Hard 'N' Heavy”. Jego wokale co prawda nie wypadają tak dobrze w porównaniu z głosem Mike’e Smitha czy Johna Birka, jednak Chris daje radę. Śpiewa czysto i wysoko. Brakuje mu jednak tego drapieżnego pazura, którego mieli poprzedni wokaliści. Jego zaśpiewy są trochę zbyt ugrzecznione jak na agresywny atak Savage Grace. Niemniej, nie stanowi to żadnej poważnej wady czy też rysy na całokształcie „After The Fall From Grace”. 
Na tej płycie znajdziemy świetne utwory i motywy, dzięki którym jakościowa płyta nie odstępuje za bardzo pola „Master of Disguise”. „We Came, We Saw, We Conquer”, do którego wprowadza nas intro „Call To Arms”, jest świetnym old-schoolowym hymnem. Savage Grace dalej syci nas zróżnicowanymi kompozycjami. „Age of Innocence” z wyjącymi gitarami, szybki „Destination Unknown”, ciężki „Trial By Fire”, gwałtownie atakujący nas po klimatycznym i melancholijnym wstępie, czy też w końcu sam „After The Fall From Grace”, który wściekle się kojarzy z Running Wild. 
Na uwagę zasługują także teksty, umiejętnie dopasowane do muzyki. Savage Grace dotyka bardzo wielu różnorakich tematów, a ich liryki nigdy nie są bezpośrednie i często zawierają drugie czy też trzecie dno. 
Okładka także wpisuje się w styl Savage Grace. Na przedstawionym na nim zdjęciu znajduje się sponiewierana kobieta w celi, do której zmierza uzbrojony w topór zakapturzony kat. Ciekawostką jest fakt, że katem z okładki „After The Fall From Grace” jest dobrze wszystkim znany Gene Hoglan (chyba nie muszę tutaj nawet tłumaczyć, kto to jest). 
Albumowi trudno jest zarzucić jakieś wyraźne braki. Nie ma już co prawda tego niepowtarzalnego klimatu, jakim dysponował debiutancki krążek, jednak nadal jest to oldschoolowy amerykański metal i to pełną gębą.
Ocena: 4,7/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz