wtorek, 26 stycznia 2016

Luzifer - Rise



Luzifer - Rise
2015, Go Fuck Yourself Records

To już jest kult. Niby 2015 rok, a takie świeżutkie nagranie nie dość, że okazało się istnym majstersztykiem, to jeszcze jawi się niby świetlisty cios błyskawicy - niespodziewany i elektryzujący. Luzifer łoi genialny klasyczny heavy metal. W przeciwieństwie do różnego rodzaju modnych kapel ostatnich lat pokroju Enforcer czy Cauldron, Niemcy prezentują prawdziwie tradycyjne granie, które nie tyle, co czerpie z old schoolu, to jeszcze totalnie brzmi old schoolowo. To nie jest więc jakaś miałka podróba. Przypomina mi to trochę EP fińskiego Cast Iron, które na pierwszy rzut ucha można było pomylić z jakimiś niewydanymi nigdy demami Running Wild z czasów "Gates To Purgatory".

Na debiutanckim EP "Rise" dostajemy trzy utwory stanowiące trzynastominutową jazdę bez trzymanki poprzez surowy i klasyczny heavy metal, który bardzo mocno ogniskuje swoje inspiracje wokół takich zespołów jak Mercyful Fate, Picture, Heavy Load oraz sceny spod znaku NWOBHM. Luzifer gra przy tym niezwykle charakterystycznie i charyzmatycznie. Czy są to rozpędzone riffy i unisono gitar w "Heavy Metal Tinnitus", czy też klimatyczny i pełen dostojności "Rise", czy też finiszer "Rites of the Night" ze swymi klimatycznymi ambientowymi klawiszami na wstępie. A te solóweczki, które tutaj dostajemy to już najwyższy sort miodności.

Za sześć euro dostajemy świetną muzykę na 280 gramowym winylu w stylowej kopercie. Szkoda, ze tego nigdzie u nas nie można dostać, tylko trzeba z Niemiec sprowadzać i płacić krocie za przesyłkę, modląc się, by się nie połamało na poczcie.

Mam tylko nadzieję, że z Luzifer nie będzie jak ze Stallionem, który nagrał świetną EP "Mounting the World", a potem przeciętny debiutancki album. No, ale typki z Luzifer, czyli Genözider i Steeler, nie wyglądają na typów spędzających większość wolnego czasu na malowaniu rzęs, ust i paznokci oraz lakierowaniu włosów, więc może unikną tego losu.

Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz