Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Satan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Satan. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 października 2015

Satan - Atom by Atom




Satan - Atom by Atom
2015, Listenable Records

Jakoś w ogóle nie przeszkadza mi fakt, że Satan znów nagrał płytę roku. Albo przynajmniej bardzo silnego pretendenta do tego miana. No, ale nie uprzedzajmy faktów. Satan jest brytyjską kapelą heavy metalową, która zadebiutowała w 1983 roku klasycznym albumem "Court in the Act". Wykuwając na kowadle prawdziwego metalu jedną z lepszych płyt NWOBHM tamtych lat, która wpisała się na stałe w annały kopania pozerów w dupska. Prawdziwy kunszt Satan pokazał jednak w... 2013 roku, swym comebackowym albumem "Life Sentence". To wydawnictwo udowodniło, że w naszych czasach, tak przesyconych chujowym brzmieniem cyfrowej papki, która jest też niestety obecna w heavy metalu, można nagrać album, który brzmi klasycznie, opiera się na tradycyjnej szkole, a jednocześnie stanowi niesamowity powiew świeżości. "Life Sentence" był albumem kompletnym, szczerym i miażdżąco genialnym. Był też prztyczkiem w nos, nie - potężną tubą na ryj!, dla wszystkich tych, którzy twierdzili, że nie da się już w dzisiejszych czasach uzyskać takiego klasycznego, ciepłego i organicznego brzmienia jak w latach 80tych, jednocześnie nie popadając w pastisz i odtwórstwo. "Life Sentence" pokazał, że to nieprawda. Wystarczy tylko chcieć i potrafić.

"Life Sentence" ustanowił niesamowicie wysoką poprzeczkę, nie tylko dla innych zespołów, lecz także dla samego Satan. Dlatego ich następny album po tym "powrotnym" nie ma łatwo, gdyż oczekiwania są siłą rzeczy bardzo wysokie. Jednak okazuje się, że "Atom By Atom", który jest przedmiotem tej recenzji, stanowi świetną kontynuację tego klasyka (tak, "Life Sentence" jest tak dobry, jak zresztą właściwie żaden inny album ostatnich lat, że można o nim mówić już jak o klasyku).

Najbardziej obawiałem się, że "Atom By Atom" będzie brzmiał jak słabsza kontynuacja "Life Sentence". Jak jakieś swoiste odrzuty z sesji po poprzednim albumie. Że będzie dobry, ale wyraźnie gorszy i bez tego nasycenia zajebistością w sobie. Tak było w przypadku "Stalingrad" Accept, i tak było w przypadku "The Electric Age" Overkill - zespoły weszły w taką rzemieślniczą rutynę, produkując albumy dobre, ale nie tak dobre jak "Blood of the Nations" czy "Ironbound". Na szczęście "Atom By Atom" nie jest bezmyślnym podążaniem szlakiem wytyczonym przez "Life Sentence", lecz jakby osobną ścieżką, poprowadzoną równolegle. Nie ma tutaj pójścia na łatwiznę czy na maszynową produkcję kawałków, odciśniętych ze stworzonych wcześniej szablonów. Satan nie zawiódł.

Inną moją obawą, był fakt, że Satan będzie chciał teraz poeksperymentować i zatraci się w wymyślaniu cudów na kiju. Na szczęście brzmienie jest tak samo dobre i krwiste jak na "Life Sentence", a przynajmniej bardzo do niego zbliżone. Surowe, a jednocześnie przestrzenne i mięsiste. Realizacja dźwięku nie bawi się w dokładanie jakiś przebitek gitarowych czy kilku warstw instrumentów. Chórki zostały inaczej rozwiązane i brzmią (siłą rzeczy) inaczej niż na "Life Sentence", ale dalej stanowią świetny element albumu. To, co jest niesamowite w tym wydawnictwie, to jednak nie tylko brzmienie, ale też fakt iż kawałki są charakterystyczne, kontrastują względem siebie, zapadają w pamięć, no i sam wygląd ich kompozycji - jakby zostały stworzone w latach osiemdziesiątych. Ponadto, każdy kawałek pasuje idealnie na swoim miejscu. Tu nie ma wypełniaczy. Prawdziwa jakość!

Nie chciałbym opisywać każdego z utworów po kolei. Nie ma to zresztą sensu. Tego albumu po prostu trzeba samemu posłuchać, bo to co odstawia na nim Satan jest nieziemskie. Nawet stosunkowo proste motywy mogą się nagle połączyć w coś zupełnie niespodziewanego lub przekształcić coś w kompletnie innego. A wszystko razem brzmi niczym aria zajebistości.

Album zaczyna się świetnym wysokim krzykiem i chwytliwymi riffami, będącymi kwintesencją klasycznego brzmienia NWOBHM. Genialne legato współpracuje idealnie z charyzmatyczna perkusją, tworząc klimat prawdziwego metalu z jajem. "Farewell Evolution" stanowi idealne wprowadzenie w rytuał tworzenia piękna w muzyce. Ross bawi się swoim wokalem na początku i na końcu kompozycji, dokładając kolejne punkty kulminacyjne na i tak wyrazistej strukturze kompozycji.

"Fallen Saviour", który tka przed naszym obliczem wzorzystą tkaninę klimatu i niesamowitości, w całej krasie prezentuje się bardzo ciekawe i umiejętnie uwypukla charakterystyczne chórki w swym refrenie. Taneczny spacer po progach, wchodzący w niszczycielskie tremolo połączone z bezkompromisowym legato i charyzmatycznymi wokalami, to kwintesencja "The Devil's Infantry". Sam kawałek jak na niezbyt skomplikowaną kompozycje w stylu NWOBHM zaskakuje słuchacza nieoczywistym przebiegiem. Jest to zdecydowanie jeden z najlepszych utworów na tej równej płycie. Zamaszysty i potężny "Ahriman" stawia na siłę gitar i onirycznych zaśpiewów oraz chórków. Przez to wszystko stale przebija się nieujarzmiona siła.

Płytę zamyka epicki "The Fall of Persephone". Jest to kawałek nieco dłuższy niż reszta utworów, które trwają przeciętnie po cztery, pięć minut, a także bardziej od nich spokojniejszy. Zostały do niego też dodane śpiewne chóry w tle. Czuć jednak, że w tym utworze drzemie nieposkromiona siła i energia - i rzeczywiście. W drugiej połowie swego trwania do głosu dochodzą tremola, mocniejsze wokale i popisy gitarowe, których kulminacje stanowi pojedynek olśniewających solówek.

Satan kunsztownie łączy ze sobą riffy w stylu NWOBHM z płomiennymi solówkami i leadowymi bridge'ami. Dzięki temu album nie nudzi i nie drażni. Zresztą, co tu dużo mówić. Można odstawić na bok akademickie dywagacje - ten album jest zwyczajnie zajebisty. Nie jest to może aż tak wiekopomny pomnik jak jego poprzednik, ale naprawdę bardzo, BARDZO, niewiele mu do niego brakuje. Polecam i pozdrawiam. Nie żadne Judasy i Maideny - Satan. Tyle w temacie.

Ciekawostka: Niemiecki Metal Hammer wystawił tej płycie 2 punkty na 7 możliwych, zarzucając zespołowi zbyt fanatyczny fan base. Nawet nie wiem jak mam na to reagować, hehe. Dobrze, że nie obniżyli oceny za zbyt brązowe spodnie perkusisty.

Ocena: 5,8/6

środa, 16 września 2015

Satan – Life Sentence




Satan – Life Sentence
2013, Listenable Records
 
Nie ma co owijać w bawełnę! Nowy album Satan to kwintesencja NWOBHM! Dowód na to, że wciąż można tworzyć muzykę ,która posiada klimat i brzmienie z tamtych lat. Zawartość "Life Sentence" to wysokiej klasy kompozycje, dopracowane pod względem muzycznym, lirycznym, a także produkcyjnym. Utwory są utrzymane w podobnym stylu (nie mylić ze stylistyką!), jednak są przy tym zróżnicowane. Nie występuje więc tutaj męczenie buły, ogrywania w kółko kilku oklepanych patentów oraz jazda na jedno kopyto. Ten album to jeden z najlepszych powrotów z nurtu NWOBHM. Utwory z tej płyty po prostu zachwycają. Teksty utworów nie należą do grona wysublimowanych, jednak są napisane twórczo i kreatywnie. 

"Life Sentence" to czysty strumień starej, dobrej brytyjskiej energii. Ta płyta brzmi jak młodszy brat bliźniak klasycznego "Court in the Act" z lekko poprawioną produkcją. I to jest jeden z ważniejszych atutów - nie kombinowano z produkcją. "Life Sentence" mógłby spokojnie być wydany w 1985 roku. Z drugiej strony nie ma warstwy nadprogramowego brudu. Słowem - brzmienie płyty jest idealne. W dodatku posiada bardzo ciekawą cechę, z której wbrew pozorom nie jest łatwo rzeźbić dobry album. Mianowicie – brzmienie jest surowe. Nie ma tu nic innego oprócz perkusji, basu, wokali i dwóch gitar. Nie ma dodatkowych przebitek riffów, dodatkowych akcentów, nadprogramowych wioseł. Jest tylko zespół. W dodatku utwory są nagrywane tak, że można odróżnić jedną gitarę od drugiej – wiadomo która gra jaką solówkę, a która gra pod nią podkład. Nie ma jednostajnej rytmicznej brei do której są doklejone solówki w studio. Jeden gitarzysta gra warstwę rytmiczną a drugi solową. 

No i nie należy zapominać dlaczego  ten album brzmi tak dobrze i tak prawdziwie. Nie uświadczymy tutaj przetechnologizowania brzmienia, polerowania go na siłę, dygitalizacji, cyfryzacji i innych kurewskich gówien, które niszczą klasyczne brzmienie heavy (a także speed, power, thrash, death, itd.) metalu. Nie ma tutaj unowocześniania na siłę - i w zakresie produkcji dźwięku i w zakresie merytorycznej zawartości kompozycji. Jak widać nawet w XXI wieku da się uzyskać 100% klasycznego brzmienia metalowego rodem ze złotych lat osiemdziesiątych. Warrel Dane z Sanctuary na zarzut, że ich nowa płyta brzmi zbyt cyfrowo odparł, że teraz nie da rady nagrywać albumów, które brzmiałyby tak jak kiedyś. A jak widać gówno prawda - Satan udowodnił, że można to osiągnąć i to w sposób naturalny - bez sztucznego stylizowania się na retro metal - i tak żeby to wszystko brzmiało dobrze. A "Life Sentence" brzmi dobrze, a przy tym szczerze, klasycznie i organicznie. Lampy i mięso!


Co do samych kawałków - Satan bardzo umiejętnie zaaranżował zestaw dziesięciu wyśmienitych utworów. Kompozycje są miłe dla ucha i bardzo dobrze poskładane. Wszystko jest przemyślane, a równocześnie nie gubi po drodze ognistej pasji i energii. Wałki tętnią mocą, a przy tym są ciekawe i niezmiernie interesujące. Tego albumu się po prostu dobrze słucha i z przyjemnością się czeka na to, co ma do zaoferowania. A jak do tego dodamy znakomity wokal Briana Rossa, to już w ogóle. Maestria i kunszt najwyższych lotów!


Można rzec, że "Life Sentence" jest płytą roku 2013. W dodatku jest bodaj najlepszym comebackowym albumem NWOBHM. Niewiele wydawnictw z ostatnich lat może się równać poziomem z tym, co osiągnął Satan na tym wydawnictwie. Szczerze i gorąco polecam!

Ocena: 6/6

wtorek, 14 lipca 2015

Satan - wywiad

 
DŁUGIE DWADZIEŚCIA OSIEM LAT
Perypetie zespołu Satan, choć bardzo zawiłe, stanowią w dniu dzisiejszym jedynie tło dla ich najnowszego albumu. W ostatnich latach na rynek wydawniczy trafiło wiele comebackowych płyt starych zespołów NWOBHM. Większość, co tu dużo mówić, jest średnia, kilka jest całkiem niezłych, a jedynie parę jest całkiem dobrych. Za to „Life Sentence” grupy Satan można spokojnie uznać za jeden z najlepszych powrotów z tego nurtu. Tu nie ma męczenia buły czy tępego szarpidructwa. Czysta, świdrująca moc energetycznego NWOBHM. Czuć w nim tego ducha i tę pasję, która była obecna na klasycznym debiucie Satan, czyli na "Court in the Act". Trudno się oprzeć magii, jaką ten zespół wytworzył w studio nagraniowym.
Wypada zacząć tę rozmowę od słów pochwalnych i zasłużonych gratulacji. Stworzyliście mocny i solidny album, pełen old-schoolowej energii i wspaniałej muzyki. Zdecydowanie jest to jedna z najmocniejszych rzeczy wydanych w tym roku. Czy teraz często docierają do was takie peany z powodu genialnego "Life Sentence"?

Steve Ramsey : Dziękujemy bardzo za miłe słowa. Tak, takie opinie trafiają do nas codziennie. Nasza płyta została bardzo dobrze odebrana przez fanów na całym świecie. Bardzo się z tego powodu cieszymy.

Nowy album jest naprawdę niesamowity. Ma brzmienie z początku lat 80tych z kunsztownie dodaną delikatną dozą nowoczesnej techniki dźwiękowej. Czy te kompozycje, które słyszymy na "Life Sentence" to nowe utwory?

Tak, nie pozostała już żadna kompozycja ze starszych dni, która wcześniej nie została już przez nas nagrana.

Jak wiele czasu zajęło wam przygotowanie muzyki i tekstów na najnowszy album?

Wszystkie utwory zostały napisane w przeciągu roku, przed wejściem do studio.




Czy nawiedzały was momenty zwątpienia podczas sesji nagraniowej?

Wszystkie wątpliwości opuściły nas już w trakcie przygotowywania materiału do nagrania. Zdawaliśmy sobie sprawę, że robimy to, co do nas należy. Po napisaniu trzech pierwszych kawałków nie mieliśmy już co do tego złudzeń. Gdyby było inaczej, ten album nigdy nie zostałby ukończony, a tak pracowaliśmy nad nim bez żadnej presji i bez żadnego ciśnienia.
Dlaczego tytuły waszych albumów obracają się wokół tematyki sądowej?

We wszystkich naszych utworach jest motyw szeroko pojętej niesprawiedliwości. Ma to także odzwierciedlenie w tytułach naszych płyt. Wydawało nam się, że taki koncept pasuje do naszej muzyki, którą tworzymy.

Mam kilka pytań odnośnie tekstów do waszych utworów z najnowszej płyty. W utworze "Twenty Twenty Five" kreujecie wizję apokalipsy i zagłady rodzaju ludzkiego. Dlaczego w tytule jest konkretna data? Czy jest to odniesienie do jakiegoś proroctwa czy czegoś w ten deseń?

Rok 2025 został wybrany jako przedstawiciel niezbyt odległej przyszłości. Nie ma tutaj odniesienia do jakieś szczególnej przepowiedni. Po prostu tekstu utworu prezentuje przykład tego, co może się niedługo wydarzyć, a ta data dobrze prezentuje się jako mocny tytuł.

W "Cenotaph" mieliście na myśli jakiś konkretny pomnik lub grobowiec?

Chodzi o symboliczny grób nieznanego żołnierza w Whitehall w Londynie, wzniesiony dla upamiętnienia ofiar Pierwszej i Drugiej Wojny Światowej, a także późniejszych konfliktów, w których brał udział brytyjski czyn zbrojny.

Rozpoczynacie "Siege Mentality" cytatem z „Makbeta”. Jakie jest znaczenie tego utworu i dlaczego używacie w nim słów ze sztuki Szekspira?

Motyw tego utworu obraca się wokół polityki krajów trzeciego świata. Ten cytat z Szekspira ma przedstawiać schemat myślowy "zabij lub giń", który towarzyszy przeróżnym konfliktom na naszej planecie. Wysyłamy broń do różnych krajów, by zyskać polityczne wpływy, a potem okazuje się, że ten sam sprzęt jest wkrótce używany przeciwko nam.

"Incantation" ocieka klimatem starożytnego Egiptu...

Jednym z naszych zainteresowań jest historia starożytna i jej powiązania z bieżącą epoką.



Czy przy pisaniu warstwy muzycznej do "Testimony" byliście pod wpływem dokonań kanadyjskiej grupy Annihilator? Riffy w tym utworze są utrzymane w podobnej konwencji co twórczość tego zespołu.

Żaden z nas nigdy nie słyszał jakichkolwiek nagrań tej kapeli. Jeżeli istnieje jakieś podobieństwo jest ono zupełnie przypadkowe.

W utworze tytułowym mówicie o długich dwudziestu ośmiu latach "It's been twenty eight long years". To jest odniesienie do roku 1985, gdy Satan zmienił nazwę?

Tekst tego utworu został napisany w 2011 roku. Odnosi się on do roku 1983 - wtedy został wydany nasz klasyk "Court In The Act".

Czy okładka do "Life Sentence" miała być utrzymana w konwencji podobnej do tej z albumu z 1983 roku?

Taki właśnie był nasz zamysł. Chcieliśmy, by okładka nowego albumu nawiązywała do klasycznego "Court In The Act". Po części nawiązuje też do "Suspended Sentence".

Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym zadać pytanie dotyczące historii zespołu. Jak wyglądały początki grupy Satan?

Zespół założyłem razem z Russem Tippinsem, który był moim kolegą ze szkoły. Russ miał gitarę. Razem z kilkoma kolegami chodziliśmy do jego domu, by patrzeć jak na niej gra. Wszyscy byliśmy metalowcami, a on grał nam kilka popularnych heavy metalowych riffów. Po kilku miesiącach postanowiliśmy założyć zespół i to jeszcze zanim posiadaliśmy jakiekolwiek instrumenty!



Czy od razu zdecydowaliście się na nazwę "Satan"?

Zgadza się. Wydawało nam się, że to prawdziwa heavy metalowa nazwa, choć nigdy nie chcieliśmy tworzyć utworów, które by dotykały tematyki okultystycznej.

Kiedy zaczynaliście to jakie zespoły były dla was główną inspiracją?

Black Sabbath i Judas Priest miały na nas największy wpływ. Jednak byliśmy także fanami Deep Purple, Rush, Motorhead, Rainbow, Thin Lizzy i tym podobnych. Rock i metal starej dobrej szkoły. Przemawiała do nas także energia muzyki punkowej, więc staraliśmy się dodać jej odrobinę do naszej twórczości.

Wasz debiutancki krążek "Court In The Act" został wydany przez Roadrunner Records. Czy mieliście problemy z podpisaniem kontraktu z którąkolwiek waszą rodzimą wytwórnią?

Nie, po prostu dostaliśmy lepsze oferty od firm zza granicy. Ostatecznie padło na Roadrunnera.

Dlaczego postanowiliście zmienić nazwę po tak znakomitej płycie?

Wtedy "Court In The Act" nie był uważany za album, który odniósł sukces. Otrzymał naprawdę kiepskie recenzję. Nasza młodzieńcza naiwność pchnęła nas ku myśli, że potrzebujemy doraźnych zmian. Wydawało nam się po prostu, ze ludziom się nie podoba to, co robimy.



Skąd więc pomysł na przechrzczenie się na Blind Fury?

Lou Taylor przyniósł tę nazwę ze sobą. To był szyld pod jakim montował swój poprzedni zespół, gdzie Kevin Heybourne z Angel Witch grał na gitarze. Nazwa należała do Lou, więc postanowił ją zaadaptować do naszych potrzeb.

Brzmienie jedynego albumu, który wydaliście jako Blind Fury - "Out of Reach" jest już zupełnie inne niż na "Court...". Co próbowaliście osiągnąć na tym wydawnictwie?

Po prostu chcieliśmy znaleźć swoje miejsce na brytyjskiej scenie muzycznej. To nie było fortunne posunięcie... dlatego potem z powrotem wróciliśmy do nazwy Satan. Stwierdziliśmy, że trzeba tworzyć i pisać utwory z którymi chcemy się utożsamiać. Wróciliśmy na stare śmieci.

Rdzeń zespołu pozostał taki sam, jednak znowu zmianie nazwy towarzyszyła zmiana wokalisty oraz zmiana stylistyki muzycznej. Ta inkarnacja waszego zespołu brzmiała już bardziej thrashowo.

Wtedy thrash metal stał się popularny, a nam się bardzo ten nurt podobał. Taka muzyka do nas przemawiała. Dodam, że wiele thrash metalowych zespołów z Ameryki wymieniała "Court In The Act" jako album, który wpłynął na ich twórczość.

Następnie znowu zmieniliście nazwę. Najpierw na "The Kindred" a potem na "Pariah". Co było powodem?

Męczyło nas ciągłe utożsamianie nas z zespołami satanistycznymi. Nie chcieliśmy być stawiani w jednym szeregu z ich wizerunkiem, filozofią i tekstami.

Zespół rozpadł się w 1989 roku. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że wyszła wam bokiem częsta zmiana nazwy. A jaki był prawdziwy powód, stojący za rozpadem?

Byliśmy już do bólu znużeni machinacjami przemysłu muzycznego, więc zwyczajnie daliśmy sobie z tym wszystkim spokój.

Gdy reaktywowaliście się w 1997 zdecydowaliście się wznowić działalność pod plakietką Pariah. Dlaczego nie Satan?

Zespół został przywrócony do życia by zagrać na festiwalu w Wacken. Mieliśmy zagrać utwory z niezależnego wydawnictwa "Unity". Materiał z tego albumu nigdy nie był grany wcześniej na żywo.




Brian Ross dalej jest wokalistą Blitzkrieg? Udziela się jeszcze w innych projektach?

Tak, nadal śpiewa w Blitzkrieg, a także w kilku innych cover bandach.

Co was skłoniło do spróbowania raz jeszcze, tym razem jako Satan?

Oliver Weinsheimer ciągle nas nękał, byśmy zagrali w oryginalnym składzie cały "Court In The Act" na festiwalu Keep It True, którego jest organizatorem. Jego zdaniem jest bardzo wielu fanów naszego zespołu, którzy by chcieli czegoś takiego. W końcu, pod siłą jego nieugiętej perswazji, zgodziliśmy się zagrać tam koncert. Show był świetny. Reakcje publiczności bardzo zaskoczyły. To nam wystarczyło, by zacząć pchać Satan znowu do przodu.

Na czym się zamierzacie teraz skupić? Na koncertowaniu czy na nagrywaniu nowego materiału?

Po wydaniu "Life Sentence" dociera do nas sporo ofert grania. Będziemy dawać koncerty w bardzo wielu miejscach. Nie mieliśmy takiej możliwości za czasów "Court In The Act". I to wszystko dzięki "Life Sentence"! Gdybyś nam kilka lat temu zadał pytanie, czy zamierzamy kiedykolwiek nagrać nowy album, tarzalibyśmy się po ziemi ze śmiechu. Teraz istnieje przed nami duże prawdopodobieństwo nagrania następnego!
Przeprowadzono: czerwiec 2013