Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Reverend. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Reverend. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 września 2015

Reverend - Play God




Reverend - Play God
1991/2014, Divebomb Records
Wygnanie Davida Wayne’a z Metal Church zaowocowało dość ciekawym zjawiskiem, sprawiając, że nie dość, że sam Metal Church nadal dostarczał wysokiej klasy wydawnictwa, to i nowa kapela Davida Wayne’a montowała godny materiał. Powstała ona na gruzach Heretic i zadebiutowała w 1990 roku albumem “World Won’t Miss You”. Wkrótce po premierze tej płyty nastąpiły pewne zawirowanie w składzie kapeli, które sprawiły, że z pierwotnego zestawu został tylko David Wayne oraz gitarzysta Brian Korban. Wkrótce dołączyli do nich perkusista Jason Rosenfeld oraz basista Angelo Espino, z którym dwadzieścia lat później Brian Korban będzie reaktywował swoją starą kapelę Heretic. Ten skład został także wzmocniony w studio przy okazji pracy nad drugim albumem przez Tommy’ego “V” Verdoncka i jego nietuzinkowe solówki. Efektem sesji nagraniowej był mocarny cios w postaci “Play God”. 

Drugie, i póki co ostatnie, dzieło studyjne Reverend jest wydawnictwem ujętym w prostej, treściwej formie, której przewodnim motywem jest szybkie tempo, dobrze ukierunkowana moc i pełne energii soniczne uderzenie. Nie oznacza to bynajmniej, że album jest rachityczny, monotematyczny czy niezróżnicowany. Zespół postarał się, by obok szybkich petard znalazły się także uzupełniające głębie ballady jak “Blessings” i “Far Away”. Głównym meritum jest jednak szybka US Power Metalowa jazda bez trzymanki. “Butcher of Baghdad”, “Heaven on Earth”, “Warp the Mind” oraz speed metalowa wersja “Fortunate Son” Creedence Clearwater Revival to dudniące hity, które sprawiają, że niejeden fan klasycznego brzmienia pokiwa głową z satysfakcją. 

Nie zabrakło też ciekawych pomysłów w aranżacjach utworu. “Promised Land” zawiera plemienno-industrialny klimat, potęgowany przez twardy i nieokiełznany riff z onirycznym zaśpiewem Wayne’a. Utwór tytułowy posiada bardzo interesujący sposób zespolenia ze sobą różnych motywów muzycznych, w tym początkiem zalatującym nieznacznie “Fade To Black” Metalliki. 

Staram się unikać porównania “Play God” do pierwszego albumu Reverend czyli “World Won’t Miss You”. Odniosłem jednak wrażenie, że drugi album jest mimo wszystko lepszym wydawnictwem niż debiutancki krążek. Zdaje się być lepiej przemyślany i lepiej ułożony. Ma też swoje pewne mankamenty, zapewne zrodzone przez epokę, w której był tworzony. Mamy początek lat dziewięćdziesiątych i pewne elementy, które zaczęły się nagminnie pojawiać w muzyce z tego okresu są też widoczne na "Play God". Brzmienie nie jest już tak organiczne i przebija się przez niego cyfrowa maniera składu. Miks jest nieznacznie zamulony i nie jest tak czytelny, jak powinien być. Całe szczęście, że całość brzmi przestrzennie i niskie brzmienie gitar równoważy wysoki werbel i czytelna stopa. Mi osobiście także nie leżą te cholerne synkopy, które pojawiają się już w pierwszym utworze. "Butcher of Baghdad" jest tak zajebistym otwieraczem, że szok, ale te irytujące przerwy w jego riffach dużo mu odbierają.

Wydanie na nowo tego albumu niesie za sobą kilka interesujących elementów. Po pierwsze materiał został umiejętnie zremasterowany, co jest już znakiem rozpoznawczym reedycji spod szyldu Divebomb Records. Tu nie ma mowy o żadnej wtopie, jak w przypadku niechlubnych remasterów Megadeth. Ponadto, nie dość, że na rynek wraca  płyta, której od wielu, wielu lat próżno było na nim szukać, to w dodatku samo wydanie zostało przygotowane z wielką dbałością o szczegóły. W książeczce znajdziemy w końcu wszystkie teksty do utworów - wcześniej dostępne wyłącznie na pierwszym japońskiej edycji tego nagrania. Na płytę trafiło także sześć bonusowych nagrań live, które stanowią interesujące uzupełnienie tego oryginalnego albumu.

Ocena: 4,2/6

Reverend - World Won’t Miss You




Reverend - World Won’t Miss You
1990/2014, Divembomb Records
Trudno jest mówić o Reverend nie wspominając przy okazji Metal Church oraz Heretic. W 1988 roku wokalista Metal Church, nieodżałowany David Wayne, opuścił szeregi swojej sztandarowej kapeli. Według ówczesnej oficjalnej wersji został wyrzucony z zespołu, jednak jak się potem okazało sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Na jego miejsce trafił Mike Howe, wokalista power/thrashowego Heretic. Szukając nowego wokalisty goście z tej kapeli skontaktowali się z nikim innym, lecz właśnie z Davidem Waynem. Na gruzach starego Heretic powstał właśnie Reverend, w skład którego wchodził praktycznie cały skład tej kapeli oraz Wayne. Zawirowanie losu sprawiło, że oba zespołu w uproszczeniu wymieniły się wokalistami. 

W 1990 roku ukazał się debiutancki krążek Reverend zatytułowany “World Won’t Miss You”. Forma Wayne’a, który po dziś dzień jest uznawany za jednego z lepszych wokalistów w historii heavy metalu, na tym nagraniu trzyma klasyczny wysoki poziom. Słychać, że jego głos jest kluczowym elementem tego wydawnictwa. Muzyce, choć stojącej na wysokim poziomie, brakuje charakterystycznych riffów Vanderhoofa, które na pewno wypadłyby lepiej z głosem Wayne’a. Z drugiej strony tylko ich absencja właściwie powoduje, że ta płyta nie brzmi zupełnie jak Metal Church. 

Na albumie znajdują się przepełnione mocą i energią power metalowe kompozycje w amerykańskim stylu. “Greed”, “Remission” oraz “Gunpoint” z cudownym screamem na początku,  to szybkie killery wiodące prym nie tyle swą prędkością, a pełnym wewnętrznego ciepła i agresji klimatem. Obok nich thrashujący “Desperate” mozolnie przetacza się z siłą drogowego walca. Nie zabrakło także wolniejszych momentów, pełnych emocji i melancholii jak “Leader of Fools” oraz monumentalny “Rude Awakening”. Kompozycje są dobitnie uzupełniane przez świetne, melodyjne, a zarazem mocne, solówki. Zespół potrafi także pokazać jak sprawnie modeluje klimatem, okraszając swoje kompozycje melancholią i szczyptą refleksji, jak ma to miejsce w "Scattered Wits".

Na album trafił cover Black Sabbath, który wcześniej był dostępny tylko na wydaniu CD oraz cztery utwory z epki “Reverend” z 1989 roku. “Hand of Doom” brzmi zdecydowanie lepiej od swego pierwowzoru, jednak nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę to jak brzmiał Wayne na coverze “Highway Star” na debiucie Metal Church. 

Trzeba przyznać, że “World Won’t Miss You” nie jest tak dobrym albumem jak “Blessing in Disguise”, który nagrał Metal Church rok wcześniej z Mikem Howe. “Jedynka” Reverend jest dobra, jednak brakuje jej tego szlifu, który Kurdt Vanderhoof, mózg grupy Metal Church, nadawał ówczesnym nagraniom tego zespołu. Mimo to nowy zespół Davida Wayne wykuł bardzo solidny oręż metalowej zagłady, który zaprezentował nam wysoką jakość i umiejętny power metal w stylu amerykańskim. Osobiście muszę jednak przyznać, że według mnie z całego ówczesnego dorobku tej swoistej grupy zespołów jakie stanowił Metal Church, Heretic i Reverend, to właśnie Reverend wypadał najsłabiej.

Ocena: 4/6