poniedziałek, 1 czerwca 2015

Speedwolf – Ride With Death



Speedwolf - Ride With Death
2011, Hells Headbangers Records


Wiecie z czym się je brudny, prosty speed metal? Z wódą zagryzioną potrąconym psem, który już trzeci dzień gnił na poboczu. To oto smaczne wprowadzenie całkiem nieźle ilustruje to, co spotykamy na "Ride With Death". Brudne gitary i zdarte gardło wokalisty to idealny wstęp do prawdziwej metalowej imprezy z motorami, grillami i cycatymi laskami w obcisłych skórach, przepasanych pasami z nabojami. Speedwolf brzmi jak klasyczny i bezkompromisowy wpierdol. I na tym właściwie można by było zakończyć tę recenzję. To jest wysoka klasa metalowej imprezy. W dodatku fajnie zmiksowana i dobrze brzmiąca. Wszystko tu dobrze klika. mocno przesterowany bas, masakrujące gitary, zachrypnięty wokal i ten miodny werbel...

Speedwolf na szczęście uniknął nadmiernej infantylizacji i miernego kiczu w stylu pokroju, przykładowo, Intoxicated. Tu też mamy motyw wilków na motorach, jednak wykonany o niebo lepiej. Wszystkie z dwunastu utworów stanowią czarny kobierzec nadchodzącej masakry. Nie uświadczymy tutaj przekombinowanych i rozwlekłych kompozycji. Jest prosto, choć muzycy co jakiś czas w swych riffach przypominają nam, że potrafią grać na swych instrumentach i posiadają wysokie umiejętności operowania nimi. To miłe, gdyż mimo ogólnej prostej wymowy utworów, nie odniesiemy wrażenia, że mamy do czynienia z niedouczonymi prostakami.

Trudno jest tu wskazać wyraźne błyszczące punkty, gdyż praktycznie wszystkie kompozycje są wyśmienitą jazdą bez trzymanki. W każdej znajdzie się pełno motywów, które przypadną do gustu metalowym maniakom. "Speedwolf" stanowiący monumentalny wstęp do płyty, przeradzający się stopniowo w autostradową galopadę ustawia całe wydawnictwo. Poszczególne kawałki przejeżdżają szybko, w końcu mają po dwie, trzy minuty, i pozostawiają nas wygłodniałych na więcej.

Tego albumu nie da się przesłuchać raptem raz. Puszczałem go wielokrotnie, bo to świetna rozrywka i doskonała muzyka. Speedwolf zdaje się mieć niewyczerpane pokłady energii. Speed metal z rock'n'rollowym zacięciem to świetna sprawa. Takie kapele jak Speedwolf, Iron Curtain, Speedtrap czy Midnight czerpią całymi garściami z klimatu oraz brzmienia Venom, Motorhead czy Tank i doprawiają go jeszcze większą ilością mocy, energii i uczernionej potęgi, dorzucając do tego przebojowość metalowego rock’n’rolla (wiecie, Danzig i te sprawy).

Ocena byłaby maksymalna, jednak mimo tego, że album trafił niemalże idealnie w mój gust, to muszę przyznać, że przydałoby się troszeczkę, ale dosłownie troszeczkę, więcej urozmaicenia bym był w pełni ukontentowany. To nie jest tak, że wszystko brzmi świetnie, ale nagranie jest monotonne czy coś w tym stylu. Po prostu Speedwolf gra w odgórnie narzuconych sobie ramach i praktycznie nie urządza wycieczek w inne rejony. A czasem przydałby się jakiś niejednoznaczny motyw - choćby i więcej partii stricte basowych jak w "I Am The Demon" i "Death Ripper" na przykład. Swoją drogą w rzeczonym "Death Ripperze" wokale ulegają tak mocnemu zaostrzeniu, że można wręcz pomyśleć, że mamy do czynienia z siarczystym black/thrashem.

Trochę się obawiałem, że ten album będzie nudzić, gdyż jest bardzo rozmyty na brzegach. Utwory nieznacznie zbijają się w konglomerat. W sumie z bardziej charakterystycznych zwrotów akcji można wyróżnić tutaj "Speedwolf", "Ride With Death", "Denver 666" oraz "Death Ripper" - przy nich nie trzeba zaglądać na tracklistę, by się zorientować, który z nich właśnie maltretuje membrany głośników. Mimo to, ta płyta nadal jest absolutnie świetna. Nie doświadczymy tutaj syndromu innych albumów, na których wszystko brzmi podobnie i przez to całość jest średnia.

Z debiutu Speedwolf tętni prawdziwa moc. "Ride With Death" rzeczywiście jest istną jazdą ze śmiercią. Pod tą niepozorną okładką (a przy okazji tak maksymalnie "złodupną" jak tylko się da) drzemie nieocynkowana stal zniszczenia i destrukcji, ubrana w wytartą skórę, pordzewiałe kolce i tygodniowy zarost. Tak się powinno grać szybki metal, a nie jakieś pitu-pitu, piąte popłuczyny po Testament czy Exodusie. Speedwolf nie dość, że gra old-schoolowo, to jeszcze brzmi old-schoolowo i tętni old-schoolowością jak tylko jest to możliwe. 
Ocena: 5,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz