Od prymitywnego punku wprost w ramiona agresywnego thrashu, tak jak miało to miejsce w przypadku ich krajanów z Onslaught - tak właśnie Anihilated odnalazło swoje brzmienie. Stary, a dla angielskich thrashers również kultowy, zespół ze Zjednoczonego Królestwa uderza ponownie z nowym wydawnictwem. To już drugi krążek po ponownej reaktywacji zespołu w 2008 roku. Kto by pomyślał, że grając prostackiego punka można tak rozwinąć swoje brzmienie i przejść w bardziej dorodne rejony muzyczne, choć z drugiej strony biorąc pod uwagę rodowód thrash metalu, to nie powinno to zbytnio dziwić. Zespół zaakcentował swoje metalowe klimaty w pierwszym znaczącym wydawnictwie - "Path To Destruction". Nieoszlifowany, surowy thrash metalowy czteropał, czerpiący pełnymi garściami z dokonań kalifornijskiego Slayera, był prawdziwą bombą w podziemiu thrash metalowym na Wyspach.
Dwa lata później, w 1988 roku, światło dzienne ujrzał debiutancki longplay Brytyjczyków zatytułowany "Created In Hate". Zgodnie z tytułem czuć, że mimo nie za dobrej produkcji, nienawiść bije od każdego dźwięku. Anihilated rozwinęło swą grę, jednak dalej czuć było bardzo mocny swąd Slayera z "Hell Awaits" i "Reign In Blood". Cień punkowych wpływów też był obecny na tym wydawnictwie. Ten album stanowi świetne, naturalne thrash metalowe dzieło. Pełne świetnych riffów i ciekawych patentów, tętniące jednocześnie kreatywnością i surowością. Siedem utworów, które zajęły czterdzieści minut czarnego krążka stanowiły silne wzmocnienie dla brytyjskiego dorobku thrash metalowego. Nawet te kilka koślawych momentów, nieczystych dźwięków i gubienia się perkusisty w epickim bridge'u w "Nightmare" nie stanowi skazy na obliczu tego nagrania, a wręcz dodaje mu smaczku. Druga płyta w dorobku Anihilated "The Ultimate Desecration" zawiera o wiele więcej thrashu na kanwie slayerowego "Hell Awaits". Punku tu już praktycznie nie uświadczymy, a i speed metalu też nie ma tu za wiele, po prostu czysty thrash pełną, agresywną gębą. Skojarzenia z "Hell Awaits", “Seasons in the Abyss” oraz debiutanckim albumem Hobbs' Angel of Death jak najbardziej są tu na miejscu. Zespół zawiesił działalność w 1990 roku, wracając do życia całe osiemnaście lat później.
W 2013 roku zostaliśmy ugoszczeni czwartym albumem długogrającym w historii zespołu, zatytułowanym "iDeviant". Brytyjczycy z Ipswich, czyli takiego angielskiego Radomia, pokazują, że thrash metal żyje i ma się całkiem nieźle. Utwory są świetnie wyważone. Nie dłużą się i dudnią thrashowym mięchem aż miło. Aranże są wyśmienite i pokazują prawdziwe zróżnicowanie jakie można w tym nurcie osiągnąć. Mamy tutaj pełne krwistej furii tremola, pełne głębokiego mięsanizmu patetyczne riffy, zadziorny, wysoki, gniewny wokal, cudowne solówki, a także kilka wstawek granych przez gitarę na cleanie. Wokalista Simon Cobb nie śpiewa już imitując Toma Arayę ze Slayera i do swego repertuaru dodał trochę inspiracji wziętych z teutońskich wyjadaczy sceny thrash metalowej - przede wszystkim z Kreatora, a także motywy kojarzące się z amerykańskim Testamentem.
Ciekawym elementem jest umieszczenie różnych wypowiedzi na zakończenie niektórych utworów. Różne osoby wypowiadają się o kontroli mediów przez rządy, niesprawiedliwości, zakłamaniu telewizji i tym podobnych motywach, których doświadczamy na co dzień - które mielą nasze umysły na papkę i tępią nasze zmysły oraz postrzeganie świata. Po samym tytule można się domyśleć, że dostało się tez bezmyślnym gadżetomaniakom. To wszystko razem jest opakowane w klimatyczne thrash metalowe riffy i zagrywki. Perkusja idealnie współgra z dynamicznymi gitarami. Nie jest to jednak granie hen, do przodu, byle szybciej. Mamy tutaj do czynienia z prawdziwym thrashem, który wie kiedy przyhamować, by potem uderzyć ze zdwojoną czy wręcz, ze strojoną siłą.
Nowe Anihilated jest kunsztownie wyciosanym pomnikiem thrash metalu. To już nie jest nieukształtowana bryła, jaką był ten zespół we wczesnych latach. Anihilated jest mądrzejsze, bardziej rozwinięte i dojrzalsze. Najlepsze w tym jest to, że jednocześnie nie zatraciło swej gniewnej furii, agresji, energii i pokaźnych pokładów dynamizmu. Tym, którzy lubują się w thrashu polecam gorąco to wydawnictwo. Warto rozszerzyć swe horyzonty muzyczne, zwłaszcza, że Anihilated nie jest tak rozpoznawalne jak inne thrash metalowe składy z Wysp, na czele z Xentrix, Onslaught i Sabbat.
Ocena: 5/6
Dwa lata później, w 1988 roku, światło dzienne ujrzał debiutancki longplay Brytyjczyków zatytułowany "Created In Hate". Zgodnie z tytułem czuć, że mimo nie za dobrej produkcji, nienawiść bije od każdego dźwięku. Anihilated rozwinęło swą grę, jednak dalej czuć było bardzo mocny swąd Slayera z "Hell Awaits" i "Reign In Blood". Cień punkowych wpływów też był obecny na tym wydawnictwie. Ten album stanowi świetne, naturalne thrash metalowe dzieło. Pełne świetnych riffów i ciekawych patentów, tętniące jednocześnie kreatywnością i surowością. Siedem utworów, które zajęły czterdzieści minut czarnego krążka stanowiły silne wzmocnienie dla brytyjskiego dorobku thrash metalowego. Nawet te kilka koślawych momentów, nieczystych dźwięków i gubienia się perkusisty w epickim bridge'u w "Nightmare" nie stanowi skazy na obliczu tego nagrania, a wręcz dodaje mu smaczku. Druga płyta w dorobku Anihilated "The Ultimate Desecration" zawiera o wiele więcej thrashu na kanwie slayerowego "Hell Awaits". Punku tu już praktycznie nie uświadczymy, a i speed metalu też nie ma tu za wiele, po prostu czysty thrash pełną, agresywną gębą. Skojarzenia z "Hell Awaits", “Seasons in the Abyss” oraz debiutanckim albumem Hobbs' Angel of Death jak najbardziej są tu na miejscu. Zespół zawiesił działalność w 1990 roku, wracając do życia całe osiemnaście lat później.
W 2013 roku zostaliśmy ugoszczeni czwartym albumem długogrającym w historii zespołu, zatytułowanym "iDeviant". Brytyjczycy z Ipswich, czyli takiego angielskiego Radomia, pokazują, że thrash metal żyje i ma się całkiem nieźle. Utwory są świetnie wyważone. Nie dłużą się i dudnią thrashowym mięchem aż miło. Aranże są wyśmienite i pokazują prawdziwe zróżnicowanie jakie można w tym nurcie osiągnąć. Mamy tutaj pełne krwistej furii tremola, pełne głębokiego mięsanizmu patetyczne riffy, zadziorny, wysoki, gniewny wokal, cudowne solówki, a także kilka wstawek granych przez gitarę na cleanie. Wokalista Simon Cobb nie śpiewa już imitując Toma Arayę ze Slayera i do swego repertuaru dodał trochę inspiracji wziętych z teutońskich wyjadaczy sceny thrash metalowej - przede wszystkim z Kreatora, a także motywy kojarzące się z amerykańskim Testamentem.
Ciekawym elementem jest umieszczenie różnych wypowiedzi na zakończenie niektórych utworów. Różne osoby wypowiadają się o kontroli mediów przez rządy, niesprawiedliwości, zakłamaniu telewizji i tym podobnych motywach, których doświadczamy na co dzień - które mielą nasze umysły na papkę i tępią nasze zmysły oraz postrzeganie świata. Po samym tytule można się domyśleć, że dostało się tez bezmyślnym gadżetomaniakom. To wszystko razem jest opakowane w klimatyczne thrash metalowe riffy i zagrywki. Perkusja idealnie współgra z dynamicznymi gitarami. Nie jest to jednak granie hen, do przodu, byle szybciej. Mamy tutaj do czynienia z prawdziwym thrashem, który wie kiedy przyhamować, by potem uderzyć ze zdwojoną czy wręcz, ze strojoną siłą.
Nowe Anihilated jest kunsztownie wyciosanym pomnikiem thrash metalu. To już nie jest nieukształtowana bryła, jaką był ten zespół we wczesnych latach. Anihilated jest mądrzejsze, bardziej rozwinięte i dojrzalsze. Najlepsze w tym jest to, że jednocześnie nie zatraciło swej gniewnej furii, agresji, energii i pokaźnych pokładów dynamizmu. Tym, którzy lubują się w thrashu polecam gorąco to wydawnictwo. Warto rozszerzyć swe horyzonty muzyczne, zwłaszcza, że Anihilated nie jest tak rozpoznawalne jak inne thrash metalowe składy z Wysp, na czele z Xentrix, Onslaught i Sabbat.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz