środa, 24 czerwca 2015

Paradox - wywiad



OPOWIEŚCI ORAZ HEREZJE

Na początku – jeżeli ktoś nie słyszał jeszcze najnowszego dzieła Paradox, zatytułowanego „Tales of the Weird”, to gorąco polecam bliższe zaprzyjaźnienie się z tą płytką. Naprawdę warto. Czarne chmury zebrały się nad niemiecka sceną. Ostatnio stan zdrowia Charlyego był naprawdę ciężki, frontman Paradox przeszedł bardzo trudną operację serca. Nie były to jednak jego pierwsze poważne problemy ze zdrowiem z których wyszedł obronną ręką. Charly jawi się jako prawdziwy twardziel, człowiek nie do zdarcia, który mimo przeciwności fortuny, tragediom rodzinnym i problemom zdrowotnym nadal jest obecny na scenie metalowej i to w jakim stylu!

Dobry wieczór, Charly! Powiedz nam jak twoje samopoczucie? Jak przebiega rekonwalescencja po twojej operacji?

Charly Steinhauer: Witaj! Biorąc pod uwagę okoliczności czuję się coraz lepiej. Po trzech tygodniach spędzonych w szpitalu i dalszych trzech spędzonych na pooperacyjnej terapii, jestem już w domu, gdzie dalej jestem poddawany rehabilitacji. Mam ustawioną odpowiednią dietę i musiałem przestać palić papierosy i inne używki (śmiech).

Czy twój stan zdrowia był naprawdę poważny? Twoje grudniowe wpisy na facebooku były dość dalekie od optymizmu…

Oj tak. To był nagły przypadek, taki że musieliśmy nawet wzywać pogotowie do mnie. Byłem naprawdę bardzo bliski śmierci. Zaczęło się od problemów z kręgosłupem w 2010 roku. Przez dwa lata miałem nagłe ataki paniki, ale żaden lekarz nie powiązał tego z problemami z sercem. Musiałem mieć wtedy poważny stan zawałowy, jednak nic nie czułem. W 2012 roku miałem tak, że upadałem bez wyraźnej przyczyny. Gdy mnie w końcu hospitalizowano, stwierdzono u mnie ciężką chorobę niedokrwienną serca. Z powodu zawału serca, którego nie czułem, część mojego serducha w ogóle nie funkcjonuje. Musieli ją wyciąć. Byłem na stole operacyjny krojony przez sześć godzin. Zrobiono mi cztery bajpasy, bo trzy arterie wieńcowe były kompletnie zatkane. Niezła kaszana.

O bogowie. A to nie pierwszy raz kiedy masz poważne problemy ze zdrowiem. Jakiś czas temu Paradox zawiesił swoją działalność, z powodu twojego ciężkiego stanu zdrowia. Czy to był coś podobnego do tego, co miałeś teraz?

Nie, to było coś zupełnie innego. W 2004 cierpiałem na chorobę jelit. Miałem powikłania tak zwanego zapalenia uchyłków w jelicie grubym. Jeszcze miałem dodatkowo powikłania pooperacyjne z tym związane. Musieli mi zrobić przez to przetokę jelitową. Okropieństwo. W 2008 znowu mi musieli rozciąć brzuch, by włożyć tam jakąś siatkę, naruszyli mi przy okazji bliznę po stomii. Na szczęście ślad się już prawie zagoił.

Jesteś prawdziwym człowiekiem z żelaza. Przetrwałeś bardzo poważne problemy ze zdrowiem oraz ponure wydarzenia ze swojego życia rodzinnego. Co sprawia, że mimo tych wszystkich trudności nadal trwasz, funkcjonujesz i tworzysz wspaniałą muzykę?

Wielkie dzięki za słowa uznania. Naprawdę je doceniam! Moja pasja pozwala mi zwalczać trudy mego życia i dnia codziennego. Ja żyję heavy metalem. Towarzyszył mi od mojego dzieciństwa i towarzyszy mi nadal, gdy spełniam swoje postanowienia oraz marzenia z dawnych młodzieńczych lat. Nie powiem, napawa mnie to dumą. Jeżeli ludzie lubią moją twórczość sprawia mi to wielką radość. Co do tej „wspaniałości”… cóż, to cały ja, składam się wyłącznie z niej (śmiech). Nie no, naturalnie żartuję (śmiech). Prawda jest taka, że nie piszę piosenek, które mi osobiście nie leżą. Nagrywam tylko takie utwory, które sam chciałbym słuchać, które podobają mi się w 100%. Wychodzi na to, że mam po prostu dobry gust (śmiech).



Tak czy owak, twoje najnowsze dzieło jest prawdziwym majstersztykiem. Przebija każdy twój album, z wyjątkiem „Heresy”. A mówiąć już o „Heresy” – „Tales of the Weird” nosi ślady pewnych subtelnych nostalgicznych podobieństw do tego klasycznego albumu. Okładka, utwór tytułowy, intro do niego i parę innych rzeczy. Rozumiem, że zostało to zrobione świadomie?

Częściowo rzeczywiście tak było. Pierwszym utworem, który napisałem na ten album, to właśnie utwór tytułowy – „Tales of the Weird”. W założeniu miał być to utwór, który kontynuuje temat poruszony na „Heresy”. Taki też miał być cały album. Pomysł na wygląd materiału jednak uległ zmianie, ale kształt utworu „Tales of the Weird” pozostał. Obraz, który wylądował na okładce najnowszego albumu też miał w zamyślę trochę przypominać okładkę znaną z „Heresy”, jednak główna idea konceptu pochodzi z historii znajdującej się na drugim utworze na „Tales…” mianowicie z „Day of Judgement”.

Czyli „Tales of the Weird” nie dotyka w zbytnio tematyki zawartej na „Heresy”? W takim razie koncept albumu skupia się na innej tematycę?

Nie, nie ma określonego jednego motywu na „Tales…”. Podam ci kilka wyraźnych przykładów.  „Brutalized” jest utworem opisującym zezwierzęcenie, agresję i brutalność młodych ludzi jako istotny problem ostatnich czasów. Rozszalała młodzież zabijająca się nawzajem gołymi rękami. To jest naprawdę wstrząsające. Nie tak powinno wyglądać nasze wejście w nowe millenium. Ludzkość powinna się rozwijać, dlatego powinniśmy jak najprędzej przeprowadzić drastyczne działania zapobiegające rozwojowi skrajnych zachowań! „Day of Judgement” – w grudniu 2012 roku kończył się kalendarz Majów. Wielu myślało, że to zwiastuję koniec naszej cywilizacji. Myślę jednak, że apokalipsę sprawi sobie sam człowiek. Pewnego dnia, niekoniecznie nagle, przy użyciu technik i technologii, których nie do końca nauczył się kontrolować. „Slashdead” koncentruje się na różnych rodzajach cierpienia, które są zadawane przez człowieka Matce Naturze. Przyświeca nam jedynie cel w postaci bogactwa i władzy. Ludzkość nie dba o Ziemię, wyzyskuję ją i zanieczyszcza. To nasz obowiązek, by położyć kres takim procederom!



Zaobserwowałem, że wasza najnowsza płyta zjednuje sobie z każdym dniem coraz większe grono fanów. To musi być wspaniałe uczucie, gdy się okazuję, że twoje najnowsze dzieło spotyka się z takim gorącym przyjęciem.

Zdawaliśmy sobie sprawę, że nagrywamy coś naprawdę niezłego. Nie spodziewaliśmy się jednak, że fani zareagują na to aż tak żywiołowo! Myślę, że ten album otworzy przed nam zupełnie nowe drzwi.

Dlaczego zdecydowałeś się nagrać swój cover „A Light in the Black”?

To jest mój hołd dla Ronniego Jamesa Dio. To był jeden z moich ulubionych utworów, gdy byłem młody. Słuchałem go na okrągło. „Rising” to jest także moja ulubiona płyta z lat 70tych.

Napisałeś sam całą muzykę i teksty na „Tales of the Weird” czy też inni członkowie Paradox wrzucili swoje trzy grosze?

Napisałem całą muzykę, Christian wszystkie solówki, a teksty zostały w większości napisane przez byłego śpiewającego gitarzystę Vendetty Achima „Daxxa” Hömerleina. On jest jakby naszym piątym członkiem zespołu. Pisze teksty i na przyszłych naszych nagraniach też będzie to robił. Odwala kawał dobrej roboty.

Gdy zaczęliście prace nad „Tales of the Weird” miałeś w głowie jasno poukładane jak ten album ma brzmieć? Dużo zmienialiście w trakcie procesu twórczego?

Nie jestem typem człowieka, który ma wszystko zaplanowane. Nagrywałem dokładnie tak, jak to ze mnie wychodziło. To zawsze jakoś brzmi jak Paradox (śmiech). Nie potrzebuję żadnych przygotowań. Nagraliśmy wszystkie utwory, które napisałem. Bez żadnych zmian.

Byłbyś w stanie wybrać swój ulubiony numer z „Tales…”?

O, to jest trudne pytanie. Gdybym jednak musiał wybierać, wybrałbym „Escalation”.



Ciekawi mnie, czy mógłbyś się z nami podzielić swoim malutkim sekrecikiem, który sprawia, że mimo upływu lat i przeciwności losu nadal jesteś zmotywowany i tworzysz świeże oraz wyróżniające się kompozycje?

(śmiech) Dzięki! Nie mam jednak żadnego specjalnego sekretnego sposobu. Lubię po prostu taką muzykę i piszę to, co czuję, że będzie do niej pasować i będzie czymś, co sam będę chciał później posłuchać.

Na „Tales of the Weird” zagrało gościnnie dwóch greckich muzyków. Kim oni są i dlaczego pojawili się na płycie?

Gus Drax grał w Paradox w 2010 roku, jednak mieliśmy drobne problemy logistyczne spowodowane jego poborem do greckiej armii. Nie mogliśmy zrealizować wspólnie swoich planów dotyczących utworów Paradoxu, ale pozostaliśmy przyjaciółmi. Gus jest wschodzącym wielki talentem gitarowej wirtuozerii. Chciałem go mieć na nowym albumie. Nagrał solówkę do „Fragile Alliance”. Jego znajomym jest Bob Katsonis z Firewind. Skontakowaliśmy się ze sobą i dowiedziałem się, że Bob jest wielkim fanem „Heresy” i że to będzie dla niego wielki honor jeżeli będzie miał okazję cokolwiek zagrać dla Paradox. I w ten sposób nagrał partie klawiszowe do „A Light in the Dark”. Obaj spisali się na medal i wykonali kawał dobrej roboty.

Wydaliście już czwarty album pod szyldem stajni AFM. Wydaje się, że jesteście z nich całkiem zadowoleni.

AFM jest solidną marką i cieszy się w Niemczech dobrą renomą. Poza tym ufają nam w stu procentach. Nawet nie muszą słuchać wczesnych nagrań, by aprobować wydanie naszej płyty. Jesteśmy z nimi związani już trzynaście lat. Mamy możliwość wyboru innej wytwórni, jednak postanowiliśmy odnowić kontrakt z AFM, bo jesteśmy z nich bardzo zadowoleni.



Jak zwykle japońska wersja waszej płyty ma ekskluzywny bonus track.

Tak, utwór nazywa się „Drowning In Lies”. To bardzo złożony i tętniący mocą sześciominutowy kawałek. Do dostania wyłącznie z japońska wersją naszej płyty.

Poprzedni rok 2012 był bardzo tłusty jeżeli chodzi o wydawnictwa ze starej niemieckiej sceny metalowej. Tankard, Kreator, Necronomicon, Destruction… wszystkie płyty stoją na wysokim poziomie. Miałeś okazję ich posłuchać?

Słuchałem nowego Kreatora i Destruction. Bardzo mi się spodobały. Zwłaszcza „Phantom Antichrist” Kreatora, jednak według mnie nie jest tak dobry jak „Hordes of Chaos”. Tankard jak zawsze tryska humorem i zabawą. To moi starzy kumple, a Gerre jest najlepszym frontmanem w historii metalu.

Może mam zwidy, ale gdy byłem na waszym koncercie, to wydawało mi się, że grasz na gitarze dla praworęcznych lewą ręką. Wszystkie struny miałeś na odwrót – najcieńsza w miejscu, gdzie powinieneś mieć najgrubszą.

Nie, bracie, nie masz halucynacji, jest z tobą wszystko w porządku. Gram na gitarze do góry nogami. Wygląda na to, że zacząłem się niewłaściwie uczyć gry na tym instrumencie, gdy byłem młody (śmiech). Mój ojciec miał starego Framusa, na którym pozostała niezerwana tylko jedna struna D. Na niej uczyłem się grać lewą ręką, gdyż jestem leworęczny. Potem założyłem pozostałe struny, jednak maniera gry mi się nie zmieniła. Cóż, jest to coś niezwykłego, co charakteryzuje także Paradox jak widać.

Czy gitarzyści z którymi współpracowałeś nie mieli problemu związanego z twoim stylem gry?

(śmiech) Nie, nie. Zawsze byli trochę zaszokowani i zmieszani, jednak szybko się przyzwyczajali. Nigdy nie mieliśmy z tym problemów na próbach.

Podczas waszego występu na Headbangers Open Air 2009 całkiem pokaźna rzesza fanów dołączyła do was na scenie. Często wam się zdarza, że ludzie wdrapują się z tłumu na scenę?

W latach 80tych to było nagminne. To był tradycyjny element koncertów. Teraz to zależy od organizatora koncertu, bo wielu z nich obawia się o swój sprzęt sceniczny. Gdy jednak jest okazja, zapraszam fanów na scenę. Taka chwila jest naprawdę wyjątkowa. Poza tym to świetna zabawa.

Skoro dotknęliśmy kwestii koncertów. Czy twój stan zdrowia pozwoli ci na występy sceniczne z Paradox?

Robię wszystko by wrócić na scenę. Potrzebuję kilku miesięcy na rekonwalescencję, ale jestem dobrej myśli. Walczę o to ze wszystkich sił. Myślę, że więcej będę mógł powiedzieć na ten temat latem. Postaramy się znaleźć jakieś rozwiązanie, by Paradox znów mógł koncertować.

Pojawiłeś się na pobocznych projekcie Tarka Maghary’ego o nazwie Dawnrider. To była czysta biznesowa współpraca czy też znacie się trochę lepiej?

Tarek jest moim kumplem. Pewnego czasu poprosił mnie o gościnny udział na swojej płycie. To była czysta przyjemność i prawdziwy zaszczyt. Moje wokale są na ścieżce otwierającej płytę, „When Our Troops Unite”.



Paradox przeszedł przez bardzo wiele zmian składu. Dlaczego tak często wymieniałeś muzyków w kapeli? Czyżby Dave Mustaine był twoim idolem?

(śmiech) Nadal pozostaję w kontakcie i w dobrych stosunkach z większością byłych muzyków Paradox. Każda zmiana składu w ciągu tych 30 lat miała swoje powody. Nigdy nie mieliśmy kłótni w zespole. Ludzie się po prostu zmieniają, zmieniają się ich zainteresowania, cele, potrzeby. Niektórzy nie potrafią pracować tak, jak to jest od nich wymagane w zespole, który ma kontrakt na zrobienie określonej pracy. Niektórzy nie mieli czasu, by dzielić swój czas na zespół i inną pracę. To nie jest takie proste, by mieć czterech sprawnie działających ludzi w zespole. Poza tym zawsze znajdzie się grupka ludzi, którzy będą o tobie źle mówili, niezależnie od tego co zrobisz.

Paradox oficjalnie został założony w 1986 roku. Wcześniej jednak było kilka odsłon tego zespołu. Możesz nam przybliżyć ten okres, kiedy Paradox nie był jeszcze… Paradoxem?

Razem z Alexem Blahą założyłem Paradox w listopadzie 1981 roku. Do 1986 roku zespół funkcjonował pod innymi nazwami i z różnymi muzykami. Pierwsza nazwą był Overkill. W 1983 roku zmieniliśmy nazwę na Maniac, a w 1984 na Warhead. W lutym 1986 ostatecznie wykrystalizował się Paradox. To był świetny okres, bardzo twórczy i bardzo satysfakcjonujący. Zaczęliśmy od niczego, a już po pięciu latach mieliśmy podpisany kontrakt z ogólnoświatową wytwórnią Roadrunner Records.

Czyli to jest ciągle ten sam zespół, który powstał w 1981 roku?

To jest stale ten sam zespół, tylko z innym składem.

Możesz powiedzieć o co chodzi z tymi dziwnymi krótkimi ścieżkami na „Mystery” oraz na waszej debiutanckiej płycie? Chodzi mi o „Wotan (Der Wahnwitzige)" oraz "Wotan Zwei". Jaki był ich cel?

Wotan to była ksywa takiego naszego szalonego kumpla z naszej młodej ekipy. Gość żył według swoich praw, miał wszystkie odgórne zasady w głębokim poważaniu, robił to, co chciał. Te utwory to był taki nasz mały hołdzik dla niego.

Między „Heresy” a „Collision Course” jest dość duża luka czasowa. Co się wtedy działo z Paradoxem?

W 1991 roku zespół się rozpadł. Przywróciłem go jednak do życia w 1998 roku. Napisałem kilka utworów w trakcie tej przerwy czasowej, jednak wtedy nigdzie nie grałem.

Zdarza się tobie tęsknić za Paradoxem z lat 80tych? W ogóle za tamtymi czasami, przynajmniej pod kątem muzycznym?

Czasem ogarnia mnie lekka nostalgia względem tamtych lat. Dobre nagrania sypały się jak z rękawa. Podobał mi się też tamten styl życia. Fani metalu byli jedną, wielką rodziną. W dzisiejszych czasach stoi między nimi wiele barier. Nie ma już tej tolerancji co dawniej. Lata osiemdziesiąte to był wspaniały okres. Najlepszy w moim życiu, nigdy go nie zapomnę.

To, co mnie zadziwia to fakt, że Paradox nadal ma w swojej muzyce wyraźny pierwiastek tamtego klimatu. To zupełny przypadek, produkt uboczny procesu produkcji, czy też masz na uwadze, by twoje utwory brzmiały w ten sposób?

Tak się po prostu dzieje. Nie jest to coś, co mam bez przerwy w głowie, gdy piszę kawałek. Po prostu gram na gitarze to, co mi wpadnie do głowy, dopóki nie natrafię na riff, który mi się spodoba. Jestem wielkim fanem tradycyjnego metalu z lat osiemdziesiątych. To normalne, że to wychodzi ze mnie, gdy komponuję kawałki. Old school to świetna sprawa.



Jake zespoły ukształtowały twoje inspiracje?

Głównie metal z Bay Area. Heathen, Exodus, Testament, stara Metallica. Te zespoły wpłynęły na moje pisanie utworów. To moi idole.

Co twoim zdaniem było największym osiągnięciem formacji Paradox?

Hmm, to trudne pytanie… rok 1988, Festa Avante w Lizbonie, 100 tysięcy fanów. To był koncert! Także okrzyknięcie nas Debiutem #1 w magazynie Rock Hard.

Co robisz w życiu oprócz grania w Paradox?

Paradox jest całym moim życiem. Nie mam pełnoetatowej pracy. Moją pracą jest bycie muzykiem oraz producentem naszych nagrań. Oprócz tego w czasie wolnym lubię podróżować, zwiedzać, robić zdjęcia albo spędzać czas na spacerach lub spotkaniach z kumplami. Lubię także oglądać filmy albo grać na moim Playstation lub po prostu relaksować się słuchając muzyki.

Nie myślisz, że dobrym pomysłem byłoby napisanie biografii połączonej z historią Paradox? O ile się nie mylę, nie ma jeszcze takiej książki. A jest o czym pisać! To by była świetna, ciekawa, a przede wszystkim motywująca opowieść…

Muszę się z tobą całkowicie zgodzić. Prawdę powiedziawszy parę tygodni temu moja dziewczyna powiedziała mi dokładnie to samo, że powinienem napisać książkę o swoim życiu. To był naprawdę zakręcony żywot, tak i muzycznie jak i prywatnie. To ma szansę zostać klasykiem (śmiech). Nie mówię nie, może kiedyś się do tego zbiorę, nie wiem.

No to by było na tyle. Życzę ci dużo szczęścia i przede wszystkim zdrowia, żebyś szybko i z jak najlepszym skutkiem zakończył swoją pooperacyjną rehabilitację. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz nas zaskoczysz takim majstersztykiem jakim jest „Tales of the Weird”. Świetna płyta!

Wow, wielkie dzięki za miłe słowa. Dziękuję tobie i innym naszym fanom za wsparcie jakie nam okazują. Pozdrawiam wszystkich czytelników Heavy Metal Pages! Horns Up!

Przeprowadzono: luty 2013

1 komentarz: