czwartek, 18 czerwca 2015

Savage Messiah - Plague of Conscience



Savage Messiah - Plague of Conscience
2012, Earache Records

Ktoś tu chyba się nasłuchał za dużo Annihilatora. Względnie ostatnich dokonań Primal Fear. Takie wrażenie towarzyszy przez całą żmudną wędrówkę po tej płycie. Nie, żeby się tego słuchało jakoś wybitnie źle, lecz muszę przyznać, że jest to trochę męczące, gdy w kółko i w kółko powtarzane są te same patenty w niemalże każdym utworze. Monotonią wali od tej płyty na kilometr. Na szczęście (o ile można coś takiego powiedzieć) nie jest aż tak tragicznie jakby się mogło wydawać. Jak ktoś, tak jak ja, lubi wyżej wspomniane kapele, to i może znajdzie coś co mu się spodoba wśród dziesięciu utworów składających się na tę płytę. Kwartet z Wysp sili się co prawda na różnorodność, jednak nie wychodzi mu to zbyt dobrze.

Ta płyta to wręcz apoteoza przeciętności. Trafiają się tu dobre riffy, trafiają się tu dobre solówki, no ale właśnie - trafiają. W dodatku nic nie zapada w pamięci, a koniec końców nie wyobrażam sobie, by ktoś chciał wrócić do tej płyty w późniejszym czasie. Ot, się wrzuciło, posłuchało i na tym najlepiej skończyć. Może prócz ostatniego utworu, mianowicie "The Mask Of Anarchy", który jakby się wybija ponad swoich towarzyszy. Poza tym, naprawdę, jak chcę się grać taki rodzaj muzyki to potrzebny jest mocny, charakterystyczny wokal, a nie takie słabe, nieśmiałe, dziewicze zawodzenie jakie prezentuje lider zespołu.

Nie wiem kto wpadł też na genialny pomysł wstawianie dziwnego syntezatorowego tła w co poniektórych kawałkach, ale prezentuje się to marnie. Ocenę ratuje tylko to, że mimo podobieństwa do pewnych zespołów, jednoznacznych zrzynek nie zaobserwowano. Zresztą komu by się chciało ich wyszukiwać w tym bezmiarze przeciętności.

Ocena:
3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz