poniedziałek, 14 marca 2016

Exumer - The Raging Tides



Exumer – The Raging Tides
2016, Metal Blade

Mój entuzjazm na wieść o nowym krążku Exumer trochę oklapł w momencie, gdy zobaczyłem nowy artwork i gdy usłyszałem utwór tytułowy. Nie, żeby któreś z nich było jakoś złe czy coś, ale "The Raging Tides" jedzie na riffie, który jest wolniejszym motywem przewodnim z "Arise" Sepultury. No, jest fajnym utworem przy tym, ale po co opierać motyw przewodni o spowolnioną Sepulturę? Za to okładka nowego albumu już tak przesadnie nawiązuje do pierwszych dwóch albumów (a zwłaszcza do debiutu), że aż to zakrawa o skrajny kicz. Okładka poprzedniego wydawnictwa studyjnego "Fire & Damnation" z 2012 roku tez nawiązywała do wcześniejszych płyt, jednak robiła to o wiele subtelniej (nie zmienia to co prawda faktu, że też była brzydka jak noc). A "The Raging Tides"... No jasna mać - przecież to jest to samo ujęcie twarzy gościa z "Possessed By Fire", praktycznie niezmienione, tylko z dodanymi detalami dookoła. Równie dobrze mogła zostać ona wycięta w fotoszopie ze starej grafiki i wklejona do nowej. I chyba nawet w istocie tak zrobiono. Ja wiem, że to miał być taki wyraźny sygnał, że chcą nadal nawiązywać do swego klasycznego dziedzictwa, ale mogliby to robić mniej pretensjonalnie i po najlżejszej linii oporu, bo takie działanie wcale nie imponuje, a wręcz przeciwnie. I te zduplikowane w programie graficznym czaszeczki w rogach - no, trochę padaka.

Ale co by nie mówić, nadal bardziej to do mnie przemawia niż dzikie węże, które odstawia na przykład Megadeth! Nawiasem mówiąc, Mustaine mógłby się trochę poduczyć na tym, co serwuje nam Exumer - i to nie tylko w kwestii grafik.

Dobra - zostawmy już artwork, bo ta dziedzina albumu muzycznego nie wyszła Exumerowi też i na poprzednim albumie "Fire & Damnation", zrzynki z Sepy oraz nadwyrężone pierwsze wrażenie i przejdźmy do właściwej treści nowego krążka niemieckich thrasherów z Exumer.

Album mnie zaskoczył i to pozytywnie. Nie spodziewałem się aż tak dobrej płyty po Exumerze. Stare thrashowe zespoły rzadko dostarczają teraz naprawdę dobre albumy. Jest naturalnie kilka wyjątków, jednak z reguły nowe wydawnictwa thrasherów, którzy wręcz zarzynali w latach osiemdziesiątych, są w najlepszym wypadku średnie. Rzeźnia rozpoczyna się już na samym początku od utworu tytułowego. No, pojawia się tutaj ten nieszczęsny riff Sepultury, ale mimo to ten kawałek prezentuje się znakomicie. Serwowana nam jest tutaj porządna dawka energii i mocy. Ostre gitary, dudniący bas, bezlitosna młócka perkusyjna i świetny wokal, który utrzymuje się w skali z riffami.

Oprócz otwieracza, na płycie dostaniemy solidną porcję fajnych, szybkich kilerów - "Sacred Defence", "Brand of Evil", "Welcome To Hellfire", "There Will Always Be Blood" wiodą tutaj prym. Wszystkie kompozycje posiadają dobrze zaaranżowaną strukturę - nie zabrakło odpowiednich bridge'y, zwolnień, przejść, solówek i wszystkiego tego, co czyni metalowy utwór ciekawym. Nie zabrakło tez nieco wolniejszej wymowy w utworach. "Shadow Walker" choć jest nadal szybki, to bardziej oscyluje w okolicy szybszej marszruty w średnim tempie. Uwidacznia się przy tym zróżnicowanie kompozycyjne, które Exumer wykonał umiejętnie i z profesjonalizmem.

"Catatonic" - ma świetny główny riff, taki opór ciężki, smolisty i walcowaty, ale został on zajechany w tym utworze do porzygu wręcz. Ile razy można powtarzać w kółko tę samą, prostą frazę? W sumie jest to najgorszy utwór na płycie, ale na szczęście znakomita solówka, która stoi na świetnym poziomie - zarówno pod kątem warsztatu jak i samego feelingu, rozjaśnia nieco tę kompozycję.

"The Raging Tides" konkludują dwa covery - "Forever My Queen" Pentagram oraz "Hostage To Heaven" Grip Inc. Nie wiem akurat co goście z Exumera myśleli robiąc z doom metalowego klasyka Pentagram pseudo hardcore'ową bujankę - bo tak w ich wykonaniu brzmi "Forever My Queen". Wszystko tutaj zawiodło - od samej aranżacji utworu po mdłe wokale Mema. Nieźle okaleczono ten wałek. Zdecydowanie lepsze wrażenie robi "Hostage To Heaven". To ma jaja i to naprawdę wielkie. Udzielił się tutaj oryginalny gitarzysta Grip Inc. Waldemar Sorychta, obecny perkusista Sodom Markus Freiwald, a na wokalu obok Von Steina możemy usłyszeć Roba Dukesa, byłego wokalistę Exodus. Ratuje to trochę niesmak, który pozostawił "Forever My Queen". Warto zauważyć, że Dukes tutaj brzmi o wiele lepiej niż na jego płytach z Exodusem czy Generation Kill.

Reasumując - "The Raging Tides" to spójny kolektyw fajnie skomponowanych thrashowych zabójców przyobleczonych w fantastyczne brzmienie - siarczyste, a przy tym przestrzenne i mocne. Podkreślałem to wiele razy, ale wspomnę o tym jeszcze raz - solóweczki! Sola na tym albumie to konkretny sztos. Świetna robota gitarzystów objawia się zresztą nie tylko w nich, ale także w ostrych i smacznych riffach. Konkret! Może nie jest to jakaś wiekopomna rewelacja, jednak nadal jest to jeden z lepszych albumów thrashowych tego roku!

Ocena: 5/6


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz