Exumer – The Raging Tides
2016, Metal Blade
2016, Metal Blade
Mój entuzjazm na wieść o nowym krążku Exumer trochę oklapł w
momencie, gdy zobaczyłem nowy artwork i gdy usłyszałem utwór tytułowy. Nie,
żeby któreś z nich było jakoś złe czy coś, ale "The Raging Tides"
jedzie na riffie, który jest wolniejszym motywem przewodnim z "Arise"
Sepultury. No, jest fajnym utworem przy tym, ale po co opierać motyw przewodni
o spowolnioną Sepulturę? Za to okładka nowego albumu już tak przesadnie
nawiązuje do pierwszych dwóch albumów (a zwłaszcza do debiutu), że aż to
zakrawa o skrajny kicz. Okładka poprzedniego wydawnictwa studyjnego "Fire
& Damnation" z 2012 roku tez nawiązywała do wcześniejszych płyt,
jednak robiła to o wiele subtelniej (nie zmienia to co prawda faktu, że też
była brzydka jak noc). A "The Raging Tides"... No jasna mać -
przecież to jest to samo ujęcie twarzy gościa z "Possessed By Fire",
praktycznie niezmienione, tylko z dodanymi detalami dookoła. Równie dobrze
mogła zostać ona wycięta w fotoszopie ze starej grafiki i wklejona do nowej. I
chyba nawet w istocie tak zrobiono. Ja wiem, że to miał być taki wyraźny
sygnał, że chcą nadal nawiązywać do swego klasycznego dziedzictwa, ale mogliby
to robić mniej pretensjonalnie i po najlżejszej linii oporu, bo takie działanie
wcale nie imponuje, a wręcz przeciwnie. I te zduplikowane w programie
graficznym czaszeczki w rogach - no, trochę padaka.
Ale co by nie mówić, nadal bardziej to do mnie przemawia niż
dzikie węże, które odstawia na przykład Megadeth! Nawiasem mówiąc, Mustaine
mógłby się trochę poduczyć na tym, co serwuje nam Exumer - i to nie tylko w
kwestii grafik.
Dobra - zostawmy już artwork, bo ta dziedzina albumu
muzycznego nie wyszła Exumerowi też i na poprzednim albumie "Fire &
Damnation", zrzynki z Sepy oraz nadwyrężone pierwsze wrażenie i przejdźmy
do właściwej treści nowego krążka niemieckich thrasherów z Exumer.
Album mnie zaskoczył i to pozytywnie. Nie spodziewałem się
aż tak dobrej płyty po Exumerze. Stare thrashowe zespoły rzadko dostarczają
teraz naprawdę dobre albumy. Jest naturalnie kilka wyjątków, jednak z reguły
nowe wydawnictwa thrasherów, którzy wręcz zarzynali w latach osiemdziesiątych,
są w najlepszym wypadku średnie. Rzeźnia rozpoczyna się już na samym początku
od utworu tytułowego. No, pojawia się tutaj ten nieszczęsny riff Sepultury, ale
mimo to ten kawałek prezentuje się znakomicie. Serwowana nam jest tutaj
porządna dawka energii i mocy. Ostre gitary, dudniący bas, bezlitosna młócka
perkusyjna i świetny wokal, który utrzymuje się w skali z riffami.
Oprócz otwieracza, na płycie dostaniemy solidną porcję
fajnych, szybkich kilerów - "Sacred Defence", "Brand of
Evil", "Welcome To Hellfire", "There Will Always Be
Blood" wiodą tutaj prym. Wszystkie kompozycje posiadają dobrze
zaaranżowaną strukturę - nie zabrakło odpowiednich bridge'y, zwolnień, przejść,
solówek i wszystkiego tego, co czyni metalowy utwór ciekawym. Nie zabrakło tez
nieco wolniejszej wymowy w utworach. "Shadow Walker" choć jest nadal
szybki, to bardziej oscyluje w okolicy szybszej marszruty w średnim tempie.
Uwidacznia się przy tym zróżnicowanie kompozycyjne, które Exumer wykonał
umiejętnie i z profesjonalizmem.
"Catatonic" - ma świetny główny riff, taki opór
ciężki, smolisty i walcowaty, ale został on zajechany w tym utworze do porzygu
wręcz. Ile razy można powtarzać w kółko tę samą, prostą frazę? W sumie jest to
najgorszy utwór na płycie, ale na szczęście znakomita solówka, która stoi na
świetnym poziomie - zarówno pod kątem warsztatu jak i samego feelingu,
rozjaśnia nieco tę kompozycję.
"The
Raging Tides" konkludują dwa covery - "Forever My Queen"
Pentagram oraz "Hostage To Heaven" Grip Inc. Nie wiem akurat
co goście z Exumera myśleli robiąc z doom metalowego klasyka Pentagram pseudo
hardcore'ową bujankę - bo tak w ich wykonaniu brzmi "Forever My
Queen". Wszystko tutaj zawiodło - od samej aranżacji utworu po mdłe wokale
Mema. Nieźle okaleczono ten wałek. Zdecydowanie lepsze wrażenie robi
"Hostage To Heaven". To ma jaja i to naprawdę wielkie. Udzielił się
tutaj oryginalny gitarzysta Grip Inc. Waldemar Sorychta, obecny perkusista
Sodom Markus Freiwald, a na wokalu obok Von Steina możemy usłyszeć Roba Dukesa,
byłego wokalistę Exodus. Ratuje to trochę niesmak, który pozostawił
"Forever My Queen". Warto zauważyć, że Dukes tutaj brzmi o wiele
lepiej niż na jego płytach z Exodusem czy Generation Kill.
Reasumując - "The Raging Tides" to spójny kolektyw
fajnie skomponowanych thrashowych zabójców przyobleczonych w fantastyczne
brzmienie - siarczyste, a przy tym przestrzenne i mocne. Podkreślałem to wiele
razy, ale wspomnę o tym jeszcze raz - solóweczki! Sola na tym albumie to
konkretny sztos. Świetna robota gitarzystów objawia się zresztą nie tylko w
nich, ale także w ostrych i smacznych riffach. Konkret! Może nie jest to jakaś
wiekopomna rewelacja, jednak nadal jest to jeden z lepszych albumów thrashowych
tego roku!
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz