Armoured Angel - Communion
1990/2016, Hells Headbangers Records
1990/2016, Hells Headbangers Records
Armoured Angel, legenda australijskiej sceny death metalowej
- ostro oscylująca w tematach death/thrashowych, a przy okazji jedna z lepszych
kapel w tym nurcie. Potęga brzmienia jaką prezentowała swojego czasu ta kapela
jest porażająca i może bardzo łatwo przyprawić domorosłych, miałkich
metalowczyków o drżenie suchych rączek i bezwiedne moczenie nocne.
“Communion” było kasetą, którą australijczycy nagrali w 1990
roku, jeszcze przed swymi kultowymi epkami “Stigmartyr” i “Mysterium”. W bieżącym
roku to nagranie trafiło na wznowienie Hells Headbangers Records na niebieskiej
dwunastocalówce. Fajną opcją jest fakt, że na stronie B zostało naniesione
sitodrukiem zdjęcie zespołu. Wysoka jakość wydania idzie też w parze z wysokiej
jakości muzyką, stanowiącą meritum tego krążka.
Nieco ponad szesnaście minut czystego wpierdolu, tyle
właśnie trwa “Communion”. Cztery kawałki z których rzęsiście leje się krwawa
posoka i siarkowe wybroczyny. To nie są utwory, które przypadną do gustu
chudzielcom jarającym się pseudośmieszkowymi żałosnymi quasikabaretami pokroju
Kabanosa czy Nocnego Kochanka. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwą dobrą muzyką
i kunsztem kompozytorskim idącym w parze z wysoką jakością wykonania. Tu nikt
się z nikim nie patyczkuje - rzeźnia od początku do końca i nie ma to tamto.
Wydawnictwo rozpoczyna się brutalnym i gniewnym “Castration”
- szybkie gitary i bezlitosna perkusja grzmią, a ołowiany wokal podkreśla
brutalny wydźwięk całości. Armoured Angel sprawnie operuje klimatem - gdy
istnieje po temu sposobność, zmienia tempo i strukturę riffów. W “Castration”
dostaliśmy taki znakomity festiwal prześwietnych zagrywek, że klękajcie narody.
A to dopiero początek. W sukurs idzie mu drugi cios w postaci “Tergiversator”.
Znowu na początek dostajemy miażdżącą siłę rozpędzonych gitar. Tremolowane
riffy i potępieńcze zaśpiewy przechodzą wkrótce w mięsne death metalowe pasaże. Ponowne przyspieszenie wprowadza nas w psychodeliczną, szybką
solówkę, uwypuklającą techniczny kunszt muzyków. Tytułowy “Communion”, utrzymany
w nieco bardziej żwawym średnim tempie, toczy się niczym pancerny walec. Gitary
bez przerwy atakują agresywnymi motywami, które pięknie się prezentują w tym
barbarzyńskim, mięsnym brzmieniu. Wpleciona w to została zaskakująco melodyjna
solówka, która jednak nie wyhamowuje prędkości, do której ten wałek się z
czasem rozpędza. Krążek zamyka “My Fist Your Face” - którego tytuł idealnie
ilustruje brutalność, która się w nim dokonuje. Z początku ponury, bardzo
szybko nabiera diabelskiej prędkości i przemocy, która znajduje swoje ujście w
wykrzyczanym refrenie, w którym nagle urywa się instrumentalizacja na rzecz
jadu wokalu.
Armoured Angel brzmi niczym masywny buldożer z silnikiem
Diesla wymontowanym z łodzi podwodnej. Trochę jest tutaj wczesnego Bolt
Throwera, nieco Cancer i szczypta Morbid Angel. Nie jest to jednak jednoznaczna
wypadkowa. Utwory są przy tym bardzo umiejętnie zaaranżowane - struktury
poszczególnych wałków są ciekawe i interesujące. Wpływa to bardzo pozytywnie na
odbiór całości, gdyż muzyka przez to jest niezwykle naturalna i zajmująca.
Ciężar ołowianego brzmienia promieniuje mięsną organiką i ciepłem
dogorywającego ścierwa. Nie jest to nadal ten poziom schamienia jaki prezentuje
Necrodeath czy Seance, jednak czuć tutaj ten charakterystyczny potępieńczy
zamordyzm. Prawdziwy old-schoolowy death metal i to bardzo dobrego gatunku.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz