poniedziałek, 28 marca 2016

Armoured Angel - Communion




Armoured Angel - Communion
1990/2016, Hells Headbangers Records

Armoured Angel, legenda australijskiej sceny death metalowej - ostro oscylująca w tematach death/thrashowych, a przy okazji jedna z lepszych kapel w tym nurcie. Potęga brzmienia jaką prezentowała swojego czasu ta kapela jest porażająca i może bardzo łatwo przyprawić domorosłych, miałkich metalowczyków o drżenie suchych rączek i bezwiedne moczenie nocne.

“Communion” było kasetą, którą australijczycy nagrali w 1990 roku, jeszcze przed swymi kultowymi epkami “Stigmartyr” i “Mysterium”. W bieżącym roku to nagranie trafiło na wznowienie Hells Headbangers Records na niebieskiej dwunastocalówce. Fajną opcją jest fakt, że na stronie B zostało naniesione sitodrukiem zdjęcie zespołu. Wysoka jakość wydania idzie też w parze z wysokiej jakości muzyką, stanowiącą meritum tego krążka.

Nieco ponad szesnaście minut czystego wpierdolu, tyle właśnie trwa “Communion”. Cztery kawałki z których rzęsiście leje się krwawa posoka i siarkowe wybroczyny. To nie są utwory, które przypadną do gustu chudzielcom jarającym się pseudośmieszkowymi żałosnymi quasikabaretami pokroju Kabanosa czy Nocnego Kochanka. Tutaj mamy do czynienia z prawdziwą dobrą muzyką i kunsztem kompozytorskim idącym w parze z wysoką jakością wykonania. Tu nikt się z nikim nie patyczkuje - rzeźnia od początku do końca i nie ma to tamto.

Wydawnictwo rozpoczyna się brutalnym i gniewnym “Castration” - szybkie gitary i bezlitosna perkusja grzmią, a ołowiany wokal podkreśla brutalny wydźwięk całości. Armoured Angel sprawnie operuje klimatem - gdy istnieje po temu sposobność, zmienia tempo i strukturę riffów. W “Castration” dostaliśmy taki znakomity festiwal prześwietnych zagrywek, że klękajcie narody. A to dopiero początek. W sukurs idzie mu drugi cios w postaci “Tergiversator”. Znowu na początek dostajemy miażdżącą siłę rozpędzonych gitar. Tremolowane riffy i potępieńcze zaśpiewy przechodzą wkrótce w mięsne death metalowe pasaże. Ponowne przyspieszenie wprowadza nas w psychodeliczną, szybką solówkę, uwypuklającą techniczny kunszt muzyków. Tytułowy “Communion”, utrzymany w nieco bardziej żwawym średnim tempie, toczy się niczym pancerny walec. Gitary bez przerwy atakują agresywnymi motywami, które pięknie się prezentują w tym barbarzyńskim, mięsnym brzmieniu. Wpleciona w to została zaskakująco melodyjna solówka, która jednak nie wyhamowuje prędkości, do której ten wałek się z czasem rozpędza. Krążek zamyka “My Fist Your Face” - którego tytuł idealnie ilustruje brutalność, która się w nim dokonuje. Z początku ponury, bardzo szybko nabiera diabelskiej prędkości i przemocy, która znajduje swoje ujście w wykrzyczanym refrenie, w którym nagle urywa się instrumentalizacja na rzecz jadu wokalu.

Armoured Angel brzmi niczym masywny buldożer z silnikiem Diesla wymontowanym z łodzi podwodnej. Trochę jest tutaj wczesnego Bolt Throwera, nieco Cancer i szczypta Morbid Angel. Nie jest to jednak jednoznaczna wypadkowa. Utwory są przy tym bardzo umiejętnie zaaranżowane - struktury poszczególnych wałków są ciekawe i interesujące. Wpływa to bardzo pozytywnie na odbiór całości, gdyż muzyka przez to jest niezwykle naturalna i zajmująca. Ciężar ołowianego brzmienia promieniuje mięsną organiką i ciepłem dogorywającego ścierwa. Nie jest to nadal ten poziom schamienia jaki prezentuje Necrodeath czy Seance, jednak czuć tutaj ten charakterystyczny potępieńczy zamordyzm. Prawdziwy old-schoolowy death metal i to bardzo dobrego gatunku.

Ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz