wtorek, 15 marca 2016

Darkness – Thrash Till Death!





Darkness – Thrash Till Death!
2015, High Roller Records

Jest coś magicznego we wczesnych demówkach thrash metalowych kapel z Niemiec. Bije z nich nieujarzmiona siła, młodzieńcza pasja i prawdziwy ogień terroru i destrukcji. Słychać to na kaseciakach Minotaura, Sodom, Poison, Tormentora i także Darkness. W przypadku Darkness to właśnie ich demówki i debiutancki album stanowią największą erupcję thrash metalowej gehenny w ich dorobku. Tym lepiej, że na wydawnictwie, o stereotypowej do bólu nazwie „Thrash Till Death!” znalazły się kompletne utwory z czterech kultowych kaseciaków metalowców z Essen – „The Evil Curse” (1985), „Titanic War” (1986), „Spawn of the Dark One” (1986) i promo tape z 1987 roku.

Wszystkie nagrania zostały poddane niezbędnym zabiegom masteringowym, jednak niezwykle subtelnym i delikatnym, przez co klimat starych nagrań nie został tutaj zakłócony. Zadziwiające jest to zresztą jak dobrą jakość dźwięku prezentują niektóre z tych nagrań, zwłaszcza te z 1987 roku. Wersja „Death Squad” z tej demówki prezentuje się brzmieniowo nawet lepiej od tej z debiutu. 

Dzięki skompilowaniu czterech kompletnych demówek, dostajemy pełny przekrój przez wczesną historię tego thrashowego czarnego konia zagłębia Ruhry. Darkness może nie jest tak znane jak Kreator czy Sodom, jednak nadal przywaliło konkretnym i genialnym thrash metalem, godnym tych co bardziej rozpoznawalnych klasyków. Na „Thrash Till Death!” Znalazło się w sumie dwadzieścia kawałków. Z czego taki „Armageddon” możemy podziwiać w trzech różnych wersjach z różnymi solówkami, obserwując jak się zmieniała z czasem koncepcja tej kompozycji, a „Death Squad” i „Legacy of Blood” dwa razy. Nie wiem jak to się w ogóle stało, że „Armageddon” nie znalazł się na debiutanckim krążku, bo ten wałek po prostu zabija. Niby doczekał się swojego „długogrającego” debiutu na „Conclusion & Revival”, ale biorąc pod uwagę formę tego krążka, to chyba można z czystym sumieniem powiedzieć, że to się nie liczy. A to nie są jedyne kilery jakie tutaj dostaniemy! Wspomniane „Legacy of Blood” miażdży miękkie stuleje, ale „Victims” i wczesna wersja „Iron Force” przejawiają nagromadzenie zajebistości rozmiarów godnych.

Zwykle takie kompilacje demówek i wczesnych nagrań są przeznaczone dla konkretnej grupy obiorców – zagorzałych fanów danej kapeli. Głównie dlatego, bo jakością, czy to samych kompozycji, czy brzmienia – pozostawiają wiele do życzenia. Tutaj, co prawda te najwcześniejsze nagrania nie mają może jakieś super ekstra jakości brzmienia, jednak trzymają dobry poziom. Za to zawartość muzyczna sprawia, że to wydawnictwo nie jest jakąś tam lekcją historii czy czczą muzyczną archeologią, lecz prawdziwą petardą dla każdego maniaka thrashu.

Ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz