poniedziałek, 14 marca 2016

Exumer - Fire & Damnation



Exumer - Fire & Damnation
2012, Metal Blade

W heavy metalu albumy, które stanowią swoiste "powroty" kapeli po latach, tworzą w najlepszym razie bardzo zróżnicowaną mieszankę. Niektórym taka inicjatywa wychodzi bajecznie (Satan, Battleaxe, Minotaur), niektórym całkiem fajnie, choć bez spustów (Artillery), za to jeszcze innym tak tragicznie, że aż uszy bolą i krwawi serduszko (Warrant, Sanctuary, Vendetta, Forbidden). Odpowiedzialnych za to jest wiele czynników - brzmienie, aranżacja utworów, uchwycenie pasji i energii tak jak na swych wczesnych nagraniach, by tylko wskazać kilka.

Exumer, kapela, która wypluła kultowy "Possessed By Fire" w 1986 roku, a rok później jego kontynuację w postaci "Rising From The Sea" wróciła w 2012 roku albumem "Fire & Damnation". Z oryginalnego składu ostał się tylko gitarzysta Ray Mensch - założyciel kapeli, oraz charyzmatyczny gardłowy Mem Von Stein, który po ścięciu włosów wygląda jak chodzący wpierdol z hektagonu MMA. Samo "Fire & Damnation" ma swoje wady, ale w gruncie rzeczy okazało się całkiem przyzwoitym albumem. Nie dorasta do pięt kultowemu i ponadczasowemu "Possessed By Fire", ale nadal stanowi godną kontynuację dorobku kapeli.

Brzmienie instrumentów jest wyraźnie nowoczesne, ale nie oznacza to bynajmniej, że zostało w ten sposób zepsute. Słuchanie "Fire & Damnation" nie drażni i nie sprawia, że uszy puchną i bolą, jak w przypadku ostatnich płyt Warrant czy Sanctuary. Bardziej to podjeżdża do rozwiązań w produkcji brzmienia jakie pokazał Exodus na "Tempo of the Damned" czy Hirax na "Immortal Legacy". Nie jest to old schoolowe mięso, niestety, ale daje radę.

Co do samych kompozycji - na ogół dominują szybkie tempa, co cieszy, ale dostaniemy też solidną porcję zwolnień i średnich prędkości. Ma to swoje plusy jak i minusy - momentami może jest trochę zbyt hardcore'owo, czy to przez nagłą zmianę maniery wokalu czy przez perkusję, jednak mimo to, Exumer nadal nie odchodzi zbytnio od thrashu. Zwłaszcza, że kawałki są całkiem niezłe. Nie bujają może przyrodzenia i nie urywają dupy, ale są kawałem solidnego łojenia. No i nie dostaniemy tutaj miałkiego pitolenia, lecz brutalny atak stroniący od kompromisów. Takie "A New Mortality", "The Weakest Limb", "Devil Chaser", "Tribal Furies" czy sam utwór tytułowy z tym piekielnym screamem na początku, dają dowód na to, że Exumer nadal potrafi zmontować coś fajnego, a nie tylko odcina kupony od swego klasycznego debiutu. No, poza tym to całkiem niezłe osiągnięcie, że po 25 latach jeszcze potrafią nagrać dobrą płytkę, nie? Dodając do tego w jaki ciekawy sposób ostre riffy są uzupełniane przez krzykliwe i rozpalone leady, otrzymamy twór godnego sortu.

Na "Fire & Damnation" trafiły także nagrane na nowo dwa kawałki z lat osiemdziesiątych - klasyczny "Fallen Saint" z "Possessed by Fire" i "I Dare You" z "Rising From The Sea". Zawsze nieco sceptycznie podchodzę do nagrywania na nowo swych klasycznych kawałków przez stare kapele. Bardzo często nie potrafią uchwycić w nich tego pierwotnego młodzieńczego ognia, pasji i energii, które sprawiły, że te kawałki z lat osiemdziesiątych stały się takimi kilerami. W ten sposób często dostajemy przeciętną, zdygitalizowaną i wyprutą z mięsa papkę. Ale "Fallen Saint" wyszedł bardzo przyzwoicie - można mieć do tej wersji całkowicie neutralne podejście, a "I Dare You" w odświeżonej odsłonie nabiera zupełnie nowego kolorytu. Co prawda głównie dlatego, że "Rising From The Sea" było albumem o tragicznym brzmieniu, ale fakt faktem - Exumer nie spaprał ponownej nagrywki.

Ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz