Kat & Roman Kostrzewski - 666
2015, Mystic Productions
Klasyczny album “666” zespołu Kat, należy do najbardziej
kultowych wydawnictw polskiej sceny muzycznej. Polski heavy metal bardzo rzadko
był w stanie dosięgnąć do poziomu zachodnich wzorców. Nadal zresztą tak jest.
Jednak jest kilka płyt, w tym właśnie “666” z 1986 roku, które spokojnie można
ustawić w jednym szeregu z innymi dobrymi albumami światowego metalu - i to bez
wstydu, kompleksów czy zaklinania rzeczywistości. “666” zawierało świetny
materiał w stylu takich niemieckich kapel jak Necronomicon, Iron Angel i
Warrant, wpadając momentami w strumień wpływów NWOBHM. Naprawdę, ta płyta
stanowi jeden najbardziej chwalebnych momentów naszej kultury i muzyki.
Nie będę się tutaj rozpisywał na temat historii i perypetii
zespołu Kat. W każdym razie ta odsłona zespołu, w której w składzie znajduje
się Roman Kostrzewski i Ireneusz Loth niedawno postanowiła nagrać ten album na
nowo. Według mnie jest to dziwna decyzja i niezależnie jakie pobudki
towarzyszyły zespołowi przy podjęciu takiego postanowienia, mi jako fanowi
przedsięwzięcie tego typu będzie kojarzyło się tylko z jednym - z odcinaniem
kuponów, wypaleniem twórczym i skokiem na kasę.
Powtórzę także to, co pisałem już wielokrotnie - takie
ponowne nagrywki starego materiału są najczęściej zupełnie pozbawione sensu.
Muzycy zwykle twierdzą, że hurr durr nie mieliśmy kiedyś dojścia do dobrej
technologii studyjnej i to wszystko brzmi fatalnie, a teraz mamy taką
możliwość, to pokażemy jak brzmi ten materiał w nowoczesnej odsłonie. Czego to
się nie robi w imię skoku na kasę, no nie? Artyści konsekwentnie nie zauważają
lub nie chcą zauważyć faktu, ze klasyczne brzmienie heavy metalu z lat
osiemdziesiątych, które mylnie uważają za gorsze pod względem technologicznym,
jest właśnie tym brzmieniem, które wszyscy prawdziwi fani takiej muzyki
uwielbiają i kochają. Ciepłe, organiczne, jaskrawe, naturalne. Naprawdę,
zdygitalizowana papka, popodciągana w ProoToolsach czy innym Digital Audio
Workstation, zmiksowana w zamuloną breję z położonymi na podłodze konsolety
basami nie jest tym, co sprawiło że zakochaliśmy się w heavy metalu. Dodajmy
jeszcze do tego fakt, że po tych trzydziestu latach, jako pięćdziesięcioletnie
dziadki nie nagracie tego z taką energią i ogniem jak przepojeni młodością
pasjonaci, którymi byliście dawniej. Nie oddacie tej szczerości, tego gniewu i
tej agresji. Teraz to spłata kredytu i ciepłe kąpiele, a nie barbarzyński heavy
metal. Nie twierdzę, że starsze osoby nie nagrają dobrego albumu - bo to nie
jest prawda (Pagan Altar i Overkill dowodem) - ale na pewno nie zrobią tego
wypaleni artyści po dekadach zmagania się z branżą fonograficzną, a już na
pewno nie dokonają tego nagrywając na nowo swoje stare klasyki. No, ale jak
wspomniałem - kredyty same się nie spłacą, a i dzieci do pierwszej komunii idą,
po co się męczyć i wymyślać nowy materiał jak można nagrać już to, co zostało
kiedyś napisane, a pieniążki od bezkrytycznych fanów same wpadną do kieszonki.
Z początku nic nie zapowiada tragedii, bo nowe “666” zaczyna
się całkiem nieźle. Po chwili jednak dostrzeżemy co zostało zrobione z
brzmieniem perkusji i wokalami. Perkusja jest płaska niemożebnie, a wokale… no
cóż - szanowny pan Roman nie dysponuje już takimi możliwościami jak trzydzieści
lat temu. I bełkocze też jeszcze gorzej. Leży również dynamika. Wszystkie
utwory wyglądają jakby brodziły w smole - są wolniejsze i nie mają tej energii,
co ich pierwowzory. Nawet, gdy ich nie zestawimy w porównaniu z ich
poprzednikami, to i tak wypadają blado. Jak spowolniony speed metal. Nadrabiają
nieco gitary i bas, które nadają całości nieco przestrzeni, choć i tak ma się
wrażenie, że inżynier dźwiękowy starał się je usilnie spieprzyć, ale mu na
szczęście nie do końca wyszło. Nie mają tego mięsnego lampowego brzmienia, ale
też nie przekształcono ich w cyfrowe hybrydy bękartów prawdziwych instrumentów.
Sodom nie wyszło, Manowar nie wyszło, Exodus nie wyszło, Flotsam
& Jetsam nie wyszło… Katowi też nie wyszło ponowne nagranie starego
materiału. Nie jest to sylogizm, nie skreślam z góry wszystkich nagranych na
nowo klasyków. Exumer czy Satan’s Host pokazały że można nagrać stare kawałki w
nowej odsłonie i nie robić z tego stulei.
Nowe “666” staremu nie dorasta do pięt. I tu nie chodzi o
jakiś sentyment czy inne puste slogany. Te kawałki same w sobie, stojąc
samodzielnie, bez żadnego porównania, wypadają średnio, by nie rzec kiepsko. A
porównania z materiałem z 1986 roku nie wytrzymują nawet przez chwilę.
Dorzucając fakt, że “Masz Mnie Wampirze”, “Noce Szatana” i “Diabelski Dom - cz.
I” zostały zupełnie wyprane z tego odjechanego klimatu NWOBHM wręcz do cna,
tylko dodaje zniewagę do okrucieństwa. “Masz Mnie Wampirze” to już w ogóle
wypada poniżej przeciętnej. Wystarczy posłuchać jak Romek brzmi na początku
tego utworu z 1986 roku, a jak w jego wersji z 2015. O tych onomatopejach w
środku nie wspomnę, bo to jakieś nieporozumienie jest i głębokie robienie
dziwki ze sztuki. Spowolniona wymowa utworu też nie polepsza odbioru tego
wszystkiego. Z pięknego i tajemniczego “Czasu Zemsty” zrobiono rockowy
radio-wypełniacz, zupełnie wyprany z tego onirycznego i mistycznego klimatu.
Nie twierdzę, że Kat miał zagrać te utwory dokładnie tak samo jak trzydzieści
lat temu. Twierdzę, że w ogóle nie powinien nagrywać tego albumu na nowo, bo
jak się okazało nic nie wniósł tym nowego, nie pokazał starego materiału od
dobrej strony i generalnie poniósł porażkę artystyczną.
Są też plusy, tak dla odmiany. “Morderca” i “Noce Szatana”
brzmią całkiem nieźle. Może nie tak dobrze (a nawet na pewno nie tak dobrze)
jak ich pierwotne wersję, ale da się tego słuchać. W “Nocach…” w ogóle nie
czuć, co prawda, tego zadziornego i agresywnego klimatu w stylu Tank, który był
obecny na “666” z 1986, mimo to, jak zapomnimy o tym, że jest to powtórnie
nagrana wersja starego klasyka, to można przy tym się nawet dobrze bawić.
Podobnie jest z otwierającym “Metal i Piekło”. Gdy przymkniemy oko na płaską
perkusję, spowolnienie całości, formę Romka, to nawet stoi to na akceptowalnym
poziomie. Pytanie tylko czy naprawdę musimy na wszystko przymykać oko, by
czerpać jakąkolwiek przyjemność ze słuchania nowego “666”?
Dla kogo więc jest ten album? Dla osób umiarkowanie zainteresowanych
metalem, którym jest wszystko jedno czego słuchają, byle miało to gitarę
elektryczną, dla bebzunowatych januszy metalu, myślących że zespoły z lat
osiemdziesiątych dalej reprezentują sobą, to co dawniej, gdy razem ze Staszkiem
pili w bramie Amarenę, i dla zagorzałych psychofanów Kata, którzy na sam dźwięk
nazwy tego zespołu moczą swe sztruksy i rozcapierzają paluszki w geście różków,
a potem idą na wykład z propedeutyki stosunków europejskich. A, no i dla
recenzentów muzycznych, którzy tak jak w przypadku CETI, stanowią główne grono
odbiorców takich płyt.
Mamy tutaj do czynienia z muzyką nie jako formą sztuki czy
jakieś artystycznej koncepcji, lecz z produktem - wytworem przemysłu
fonograficznego i marketingu, zorientowanego na sprzedaż i wymierny zysk, no bo
jak wspomniałem - kredyt za samochodzik sam się nie spłaci, a plejstacja dla
córeczki na komunie też się sama nie kupi. Bożek Mammon został tutaj ustawiony
na pierwszym miejscu, niczym zielona flaga przed zwierzętami z Folwarku. Choć
nie ma nic złego w tworzeniu muzyki dla pieniędzy, dopóki pozostaje ona muzyką
- sztuką i celebracją dobrego smaku oraz artyzmu - i gdy to ona jest finalnie
najważniejsza. Tutaj jednak koncepcja artystyczna została potraktowana,
delikatnie rzecz ujmując, po macoszemu.
Nowe “666” nie jest złą płytą. Jest raptem płytą mierną,
słabą, poniżej przeciętnej. Był tutaj w ogóle wzięty pod uwagę jakiś szacunek
dla odbiorcy? Nie sądzę. Nie będę tutaj używał pojęć absolutnych jak “szmira”,
“szarganie kultowej płyty” czy “profanacja”. Każdy sam sobie wyrobi opinie o
tym wspaniałym dziele, świetnie oddającym aktualną kondycję polskiej sceny
metalowej. O ile będzie mu się chciało.
Ps. Jak już dostaniecie wypłatę z kontraktu, to wyślijcie
szanownego pana Romana do logopedy. Nie przypominam sobie, by “Metal i Piekło”
rozpoczynało się tekstem “Szlepszen ssaj, we mnie dej”.
Ocena:2,3/6
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń