niedziela, 17 kwietnia 2016

Artillery – Penalty by Perception





Artillery – Penalty by Perception
2016, Metal Blade

Nie wiem czego się spodziewałem po nowym Artillery, ale postanowiłem dać mu szansę. Głównie przez wzgląd na klasyczne dokonania tej kapeli, które stanowią ścisłą czołówkę świetnego thrash metalu. „Terror Squad” oraz definiujący charakterystyczny, nieco orientalny styl Artillery „By Inheritance” są jednymi z najlepszych płyt jakie kiedykolwiek powstały w thrash metalu. Debiutancki „Fear of Tomorrow”, choć odstaje od „dwójki” i „trójki” także jest mocarną płytą, pełną tajemniczych i niepokojących zakamarków muzycznych.

Forma „odrodzonego” Artillery po 2009 roku (pomijam „B.A.C.K.” z 1999, który miał być comebackowym albumem) jest jednak zupełnie inna. O ile „When Death Comes” ma jeszcze swoje momenty jak się przymknie oko na dość irytujące wokalne popisy, to reszta jest najzwyczajniej w świecie zwyczajnie nudna. I tak kolejna już, która to – ósma? – płyta Artillery wychynęła swym plugawym obliczem na światło dzienne, dalej kontynuując niechlubny pochód słabych wydawnictw Duńczyków.

Powiem od razu na wstępie – rzeczone „Penalty by Perception” jest zwyczajnie nudne. Ja wiem, że w informacjach prasowych bracia Stutzer będą się spuszczać, że to najlepsza płyta Artillery do tej pory i najlepsze utwory i w ogóle mistrzostwo świata. W praktyce okazuje się, że same utwory są zwyczajnie nudne. Zarówno pod względem brzmienia jak i kompozycyjnym. Riffy usypiają, a to raczej nie jest dobra oznaka, w końcu thrash metal ma wciskać w żyły zastrzyki potwornych ilości energii. A tutaj mamy jakieś tam małorolne plumkanie na strunniczkach. Nie ma tutaj tego fajnego drygu orientalnych melodii jakie znamy z „By Inheritance” i które jeszcze czuć było na „When Death Comes”. Te niemrawe próby, które się pojawiają między innymi w „Sin of Innocence” są śmiechu warte i wręcz wrzeszczą o pomstę do nieba. Wieje nudą i koszmarną sztampą.

O samym brzmieniu można tutaj licencjat wręcz napisać. Znowu na fotelu producenta usiadł Soren Andersen – gość który czuwał nad ostatnimi czterema płytami Artillery, czyli wszystkimi wydanymi po 2009 roku. Było więc do przewidzenia, że brzmienie „Penalty by Perception” będzie tak samo gówniane jak na poprzednich albumach. Tak też jest w istocie. To już „Terror Squad”, rachityczny i karkołomny thrash metal ze środka lat osiemdziesiątych ma więcej przestrzeni i selektywności niż te zamulone zbasowane pseudodźwięki z rozklapciałą i płaską perką. Artillery brzmi jakby były nagrywane u wujka Staszka na laptopie podczas wycieczki na wieś o ile nie gorzej.

Ale to co kładzie już po maksie nową płytę to wokal. Tak jak na uprzednim „Legions”, tak i teraz za mikrofonem stanął gość z najnudniejszym wokalem ever czyli Michael Bastholm Dahl – kuc, który nie umie śpiewać. Znaczy umie, bo nie fałszuje, ale ma tak irytującą i nużącą barwę głosu, że należy mu się za to specjalna plakietka od lokalnego harcmistrza. Gość cały czas w sumie jedzie na jednym dźwięku, oszczędzając przy tym swoje siły, bo w ogóle nie pakuje w swe wokale żadnej energii ani ognia. Co to ma być? Karaoke w lokalnym ultra rockersowym pubie czy jednak płyta legendy undergroundowego thrashu, która swojego czasu była prawdziwym innowacyjnym pionierem gatunku?

A teraz trochę, tak dla równowagi, pozytywnych odczuć po przygodzie z tym albumem. Tego da się słuchać, o ile będziecie sobie to porcjować po jednym kawałku. Jeden utwór – cztery godziny przerwy – jeden utwór – pięć jakiś dobrych kawałków innej kapeli, i tak dalej. Wtedy to da się przełknąć. Jednak naraz, tak by zamknąć się tylko z tą płytą, to już wyższy masochizm. Dawkując sobie ten album tak po małych kęsach, to nawet można doszukać się jakiś fajnych motywów w „Live by the Scythe” czy w „Mercy of Ignorance”. Ale to naprawdę jest widoczne dopiero po wnikliwym szukaniu tutaj czegokolwiek.

Nie dostaniemy tutaj tego charakterystycznego klimatu Artillery, nie otrzymamy kolejnego hitu na miarę „Khomaniac” czy chociaż „The Almighty”, nie uświadczymy nawet ciekawej muzycznej płyty. Naprawdę, smutne jest to „Penalty…”. Po co ja się w ogóle łudzę, że Artillery nagra jeszcze coś na miarę swojej nazwy?

ps. nie wspominam już nawet o tej brzydkiej okładce, bo mi witki opadają od tego jaki poziom prezentuje ten album


Ocena: 2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz