Artillery – Penalty by Perception
2016, Metal Blade
2016, Metal Blade
Nie wiem czego się spodziewałem po nowym Artillery, ale
postanowiłem dać mu szansę. Głównie przez wzgląd na klasyczne dokonania tej
kapeli, które stanowią ścisłą czołówkę świetnego thrash metalu. „Terror Squad”
oraz definiujący charakterystyczny, nieco orientalny styl Artillery „By
Inheritance” są jednymi z najlepszych płyt jakie kiedykolwiek powstały w
thrash metalu. Debiutancki „Fear of Tomorrow”, choć odstaje od „dwójki” i „trójki”
także jest mocarną płytą, pełną tajemniczych i niepokojących zakamarków
muzycznych.
Forma „odrodzonego” Artillery po 2009 roku (pomijam „B.A.C.K.”
z 1999, który miał być comebackowym albumem) jest jednak zupełnie inna. O ile „When
Death Comes” ma jeszcze swoje momenty jak się przymknie oko na dość irytujące
wokalne popisy, to reszta jest najzwyczajniej w świecie zwyczajnie nudna. I tak
kolejna już, która to – ósma? – płyta Artillery wychynęła swym plugawym
obliczem na światło dzienne, dalej kontynuując niechlubny pochód słabych wydawnictw Duńczyków.
Powiem od razu na wstępie – rzeczone „Penalty by Perception”
jest zwyczajnie nudne. Ja wiem, że w informacjach prasowych bracia Stutzer będą
się spuszczać, że to najlepsza płyta Artillery do tej pory i najlepsze utwory i
w ogóle mistrzostwo świata. W praktyce okazuje się, że same utwory są
zwyczajnie nudne. Zarówno pod względem brzmienia jak i kompozycyjnym. Riffy
usypiają, a to raczej nie jest dobra oznaka, w końcu thrash metal ma wciskać w
żyły zastrzyki potwornych ilości energii. A tutaj mamy jakieś tam małorolne
plumkanie na strunniczkach. Nie ma tutaj tego fajnego drygu orientalnych
melodii jakie znamy z „By Inheritance” i które jeszcze czuć było na „When Death
Comes”. Te niemrawe próby, które się pojawiają między innymi w „Sin of
Innocence” są śmiechu warte i wręcz wrzeszczą o pomstę do nieba. Wieje nudą i
koszmarną sztampą.
O samym brzmieniu można tutaj licencjat wręcz napisać. Znowu
na fotelu producenta usiadł Soren Andersen – gość który czuwał nad ostatnimi
czterema płytami Artillery, czyli wszystkimi wydanymi po 2009 roku. Było więc
do przewidzenia, że brzmienie „Penalty by Perception” będzie tak samo gówniane
jak na poprzednich albumach. Tak też jest w istocie. To już „Terror Squad”,
rachityczny i karkołomny thrash metal ze środka lat osiemdziesiątych ma więcej
przestrzeni i selektywności niż te zamulone zbasowane pseudodźwięki z
rozklapciałą i płaską perką. Artillery brzmi jakby były nagrywane u wujka Staszka
na laptopie podczas wycieczki na wieś o ile nie gorzej.
Ale to co kładzie już po maksie nową płytę to wokal. Tak jak
na uprzednim „Legions”, tak i teraz za mikrofonem stanął gość z najnudniejszym
wokalem ever czyli Michael Bastholm Dahl – kuc, który nie umie śpiewać. Znaczy
umie, bo nie fałszuje, ale ma tak irytującą i nużącą barwę głosu, że należy mu
się za to specjalna plakietka od lokalnego harcmistrza. Gość cały czas w sumie
jedzie na jednym dźwięku, oszczędzając przy tym swoje siły, bo w ogóle nie
pakuje w swe wokale żadnej energii ani ognia. Co to ma być? Karaoke w lokalnym
ultra rockersowym pubie czy jednak płyta legendy undergroundowego thrashu,
która swojego czasu była prawdziwym innowacyjnym pionierem gatunku?
A teraz trochę, tak dla równowagi, pozytywnych odczuć po
przygodzie z tym albumem. Tego da się słuchać, o ile będziecie sobie to porcjować po
jednym kawałku. Jeden utwór – cztery godziny przerwy – jeden utwór – pięć jakiś
dobrych kawałków innej kapeli, i tak dalej. Wtedy to da się przełknąć. Jednak
naraz, tak by zamknąć się tylko z tą płytą, to już wyższy masochizm. Dawkując
sobie ten album tak po małych kęsach, to nawet można doszukać się jakiś fajnych
motywów w „Live by the Scythe” czy w „Mercy of Ignorance”. Ale to naprawdę jest
widoczne dopiero po wnikliwym szukaniu tutaj czegokolwiek.
Nie dostaniemy tutaj tego charakterystycznego klimatu
Artillery, nie otrzymamy kolejnego hitu na miarę „Khomaniac” czy chociaż „The
Almighty”, nie uświadczymy nawet ciekawej muzycznej płyty. Naprawdę, smutne
jest to „Penalty…”. Po co ja się w ogóle łudzę, że Artillery nagra jeszcze coś
na miarę swojej nazwy?
ps. nie wspominam już nawet o tej brzydkiej okładce, bo mi witki opadają od tego jaki poziom prezentuje ten album
ps. nie wspominam już nawet o tej brzydkiej okładce, bo mi witki opadają od tego jaki poziom prezentuje ten album
Ocena: 2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz