CHCEMY BYĆ OBECNI
Niemcy stanowiły
prawdziwe epicentrum thrash metalu w latach osiemdziesiątych. Zagłębie Ruhry,
Hamburg oraz Frankfurt nad Menem stały się prawdziwym regionem metalowej
gehenny. Jednym z zespołów, które narodziły się w tamtym okresie był właśnie
Exumer. Ich debiutancki „Possessed By Fire” stał się jedną z kultowych thrash
metalowych płyt, mącąc przy tym nieźle na scenie metalowej. Niedawno mieliśmy
okazję gościć zreaktywowany skład Exumer na koncertach w Łodzi i Warszawie z
okazji promocji ich najnowszej płyty „The Raging Tides”. Korzystając z okazji
zapytaliśmy jednego z założycieli zespołu, wokalistę Mema von Steina, o kilka
faktów związanych zarówno z nową płytą jak i samą kapelą. Starałem się podpytać
także o bardzo wczesny okres działalności muzycznej Mema, związanej nie tylko z
Exumer, ale także z Mayhem (naturalnie, nie tym norweskim) i Tartaros.
Uzyskałem w sumie niewiele, lecz nawet po tych strzępkach można zauważyć ile
błędnych informacji znajduje się na przykład na takim Metal Archives, źródle
znanym ze swej rzetelności.
Witaj. Wygląda na to,
że już jesteście po trasie koncertowej. Jak ogólne wrażenia po tym całym
przedsięwzięciu.
Mem von Stein:
Trasa była naprawdę dobra. Już wróciliśmy do domu. To była naprawdę ekstra
sprawa, gdyż trafiliśmy do kilku miejsc w których nigdy nie mieliśmy okazji
zagrać lub w których graliśmy bardzo dawno temu (jak na przykład Polska). Wszystko
mi się bardzo podobało, zwłaszcza to jak nas przyjęli fani i prasa… Podobnie
jest z naszym nowym albumem, także jestem niezmiernie zadowolony z tego
wszystkiego.
Jak ci się podobały
koncerty w Łodzi i Warszawie? Sześć lat minęło odkąd ostatni raz graliście w
Polsce.
Koncerty w Polsce były szczególne. W Warszawie było nieco
mniej ludzi niż w Łodzi, ale to zrozumiałe, bo było strasznie zimno (śmiech).
Poza tym klub był o wiele większy, więc rzucało się w oczy, że jest mniej
fanów. Ale nie narzekaliśmy – oba koncerty były naprawdę świetne. Fajnie było
spotkać starych znajomych, jak i ujrzeć sporo nowych twarzy. Uwielbiamy Polskę
– ten kraj i ludzi, którzy są tak przychylnie do nas nastawieni.
Mam nadzieję, że
zamierzacie odwiedzić nas ponownie znacznie szybciej.
Naturalnie, że wrócimy i mam nadzieję, że tym razem nastąpi
to prędzej niż za sześć lat.
Podczas waszego
koncertu w Warszawie wdałeś się w jakąś kłótnie z jednym młodym typkiem z
widowni. O co konkretnie poszło?
Gość był wyjątkowo chamski. Pokazywał mi środkowy palec i
mówił bardzo niemiłe rzeczy względem zespołu, rzucał „F Bombami” i domagał się
byśmy grali wyłącznie stare rzeczy… Wiesz, wszystko co robimy, robimy dla
fanów. Chcielibyśmy jednak, by także i oni byli wobec nas w porządku. Dlatego
nie będę takiego zachowania lekceważył. Jeżeli ktoś okazuje nam brak szacunku,
gdy my staramy się ze wszystkich sił dostarczyć naszym fanom świetny koncert,
nie uważam, że jest to okej. Zwłaszcza, że gramy nowe jak i stare kawałki. Nie
zasługujemy na to, by ktoś nas w takiej sytuacji szkalował. Nie powinno więc nikogo
dziwić, że zareagowałem. Gramy dla fanów – jeżeli komuś się nie podoba nasz
koncert, może się zawsze odwrócić i wyjść, ale nie powinien nas obelżywie
znieważać. No, ale był to raptem jeden człowiek spośród prawie setki fanów,
więc to nie miało aż takiego znaczenia. Na szczęście się wkrótce zamknął, więc
wszystko wróciło do normy. Nie miało to wpływu na nasz odbiór wieczoru. Jest to
nieco dziwne, że ktoś przyszedł na koncert, by nas obrażać, bo nie gramy tego,
co on chce usłyszeć. Zwłaszcza, że graliśmy bardzo dużo utworów z lat
osiemdziesiątych, więc nie wiem o co mu chodziło. Zawsze się znajdą tacy
ludzie, którzy nie będą potrafili się odpowiednio zachować.
Niedawno wydaliście
swój czwarty album studyjny. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, ponieważ
naprawdę udało wam się stworzyć fajny thrashowy album, co nieczęsto się teraz
zdarza, biorąc pod uwagę, jakie nagrania dostarczają nam te „starsze” metalowe
zespoły. Wróciliście z klasą z „Fire & Damnation”, a teraz poprawiliście
„The Raging Tides”. Jak długo pisaliście materiał na nową płytę?
Jesteśmy niezwykle zadowoleni z tego, co udało nam się
osiągnąć na nowych nagraniach. Za każdym razem staramy się, by nasze nowe
utwory były odpicowane do maksimum. Może dlatego między „Fire & Damnation”,
a nową płytą są cztery lata różnicy (śmiech). Tak na serio, to wzięliśmy się za
pisanie nowych kawałków w 2014 roku. Ray zbierał pomysły na riffy, a ja na
linie wokalne. Zawsze jednak tworzymy utwory razem – jako zespół, więc nawet
mając tylko fragmenty różnych koncepcji, jesteśmy w stanie stworzyć z tego
kompletny utwór. Czytam także wtedy tekst, który napisałem, byśmy mogli
dopasować odpowiednio warstwę instrumentalną. Całość utworu tworzymy jako
zespół.
Podoba mi się jak
udało wam się różnorodnie uchwycić thrash metalowy styl na kilka różnych
sposobów. Mamy tutaj utwory w średnim tempie, mamy też szybkie tremola, mamy
mięsiste riffy i tak dalej. Jak udało wam się stworzyć tak zróżnicowaną płytę
jak „The Raging Tides”?
Każdy z członków zespołu jest ważny podczas pisania
materiału. Wszyscy jesteśmy integralną częścią kapeli. Mieliśmy taki zamysł, by
urozmaicić nieco tempa utworów na nowej płycie. Nie chcieliśmy, na przykład,
nagrać dziesięć szybkich ścigaczy przechodzących w wolniejsze przejścia, lecz
zrobić to nieco tak, jak za naszych starych czasów. Stąd takie utwory jak
„Shadow Walker” czy „Catatonic”, które są nieco wolniejsze. W ten sposób
chcieliśmy wprowadzić urozmaicenie na nowym nagraniu, by słuchanie najnowszego
albumu stanowiło o wiele bardziej interesujące przeżycie. Ponadto, na każdym
albumie staramy się wprowadzić jakieś innowacje – zrobić coś inaczej niż
dotychczas, w mniejszym lub większym stopniu.
Czyli według ciebie
udało wam się osiągnąć wszystko to, co zamierzaliście zrobić na tym nagraniu?
Zdecydowanie tak jest. Jesteśmy niezwykle usatysfakcjonowani
– z samych nagrywek, ale też z miksu. Świetnie się pracuję z Waldemarem
[Sorychtą – przyp.red.], już zresztą po raz kolejny. Stanowymi naprawdę niezły
zespół razem. To już drugi album, który razem tworzyliśmy. Zamierzamy
współpracować z nim także na następnej płycie. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale
Waldemar i my jako Exumer, jesteśmy zgodni, co do tego, żeby ponownie razem nad
tym usiąść.
Nagraliście dwa
bardzo dobre albumy w latach osiemdziesiątych, jednak czy mimo to uważasz, że
wasze dwa nowsze dzieła – „Fire & Damnation” i „The Raging Tides” – musiały
wywalczyć swoje miejsce w sercach fanów thrash metalu spod znaku Exumer?
Nasze albumy z lat osiemdziesiątych zostały nagrane, gdy
byliśmy jeszcze bardzo młodzi, gdy jeszcze uczyliśmy się jak grać na
instrumentach czy śpiewać (śmiech). Dlatego mają zupełnie inny klimat niż nasz
nowszy materiał, siłą rzeczy. Jednak nasze nowe płyty zawierają tego samego
ducha czy tę samą miłość do muzyki, jaka nam towarzyszyła także dawniej. Nie
chcieliśmy ich pozbawiać tej atmosfery agresji i głodu, którą można wyczuć na
albumach Exumer z lat osiemdziesiątych. Myślę, że się nam to udało i wydaję mi
się, że fani także to dostrzegli.
Czy ktoś wam
wspomniał, że główny riff z tytułowego utworu z waszego najnowszego albumu
brzmi niemalże identycznie do riffy z „Arise” Sepultury? Nie, żeby to był jakiś
zarzut czy cos, w końcu w czterdziestoletniej historii heavy metalu normalnym
jest, że coś może brzmieć podobnie do czegoś innego, po prostu jestem ciekaw.
Nie było to zamierzone, więc nie przeszkadza mi, że komuś
może się to kojarzyć z „Arise”. Zresztą tak jak powiedziałeś, heavy metal
istnieje już kawał czasu, więc chyba każdy możliwy riff został już gdzieś przez
kogoś nagrany. Pewnym za to jest to, że zawsze – na każdy naszym nagraniu –
chcemy brzmieć jak Exumer. Tak, że niezależnie od tego czy odpalasz naszą płytę
z lat osiemdziesiątych czy jakąś nowszą, to zawsze będziesz wiedział, że jest
to płyta Exumer.
W jaki sposób
tworzysz swoje teksty? W sensie, skąd czerpiesz większość swoich inspiracji i
pomysłów?
Życie codzienne dostarcza mi większość pomysłów. Czy to z
wiadomości czy z książek, wszystko to, co na mnie zrobiło wrażenie lub mnie
martwi w jakiś sposób. No wiesz, staram się dopasować tekst do klimatu riffów i
muzyki jako takiej, tak by to wszystko razem współgrało. Teksty, które pojawiły
się na „The Raging Tides” w większości dotyczą tego jak ludzie potrafią krzywdzić
innych, by uzyskać na tym jakąś osobistą korzyść. Czy to przy użyciu zwykłych
tortur, czy też takich środków jak polityka, religia, pieniądze. Uważam, że po
dokładniejszym wczytaniu się w teksty utworów, można znaleźć w nich bardzo
wiele tematów, które mogą być bliskie słuchaczowi. Czytałem dużo raportów
Amnesty International, czytałem rzeczy na temat Snowdena – wszystko to, a także
inne rzeczy, które przeczytałem w ostatnich latach, wpływało na mnie przy
tworzeniu tekstów do utworów.
Czy w takim razie możemy
traktować teksty z nowego albumu jako coś wielowymiarowego, coś co nie ma tylko
jednego określonego znaczenia?
Niedawno brałem udział w wywiadzie dla magazynu z Francji.
Powiedzieli mi, że „Shadow Walker” odzwierciedla w bardzo dobitny sposób to, co
się u nich dzieje aktualnie – z zamachami w Paryżu i innymi tego typu rzeczami.
To jeden z przykładów. Nie da się ukryć, że ten tekst można także interpretować
pod tym kątem. Ataki terrorystyczne są coraz częściej spotykane i nie trzeba
być ekspertem, by stwierdzić, że tego typu problemy będą nadal się zdarzać.
Jest to wstrząsające.
Twoje wokale na nowej
płycie brzmią bardzo żywo i są pełne energii. Jak bardzo jest dla ciebie ważne,
by włożyć za pomocą swojego głosu odpowiednie emocje do konkretnego kawałka?
Stale pracuję nad swoim głosem. Na każdym albumie staram się
dać z siebie wszystko. Doskonalę swe wokale na próbach i samodzielnie, tak by w
studio zaprezentować je jak najlepiej. Myślę, że można zaobserwować na
najnowszym albumie, ze dużo nad nimi pracowałem.
Kiedyś grałeś także
na basie. Dlaczego postanowiłeś porzucić go i skupić się wyłącznie na śpiewaniu?
Czy uważasz, że dzięki temu twoje występy są bardziej agresywne i dynamiczne,
gdy nie jesteś przywiązany do żadnego instrumentu?
Przestałem grać na basie, gdyż utrudniało mi to śpiewanie.
Nasz basista Tony zresztą potrafi grać na nim o wiele lepiej ode mnie (śmiech).
Jak myślisz, co
lepiej odzwierciedla kondycje sceny metalowej oraz opinie fanów – większe
metalowe magazyny czy też ziny i e-ziny?
Uważam, że cała metalowa prasa jest ważna. Fani powinni mieć
możliwość dojścia do różnych źródeł informacji. E-ziny są jakby najszybszym i
najczęściej aktualizowanym źródłem, ja jednak wolę coś, co mógłbym trzymać w
ręku i wygodnie czytać. Osobiście najbardziej lubię Iron Fist Magazine. E-ziny
też odwiedzam, lecz głównie po jakieś krótkie newsy.
Powróciliście w 2008
roku, lecz wasz comeback album ukazał się dopiero w 2012. Czy było to
ekscytujące przeżycie znów tworzyć materiał dla Exumera, tak po ponad dwóch
dekadach?
Owszem, zespół zreformował się w 2008 roku, jednak w 2009
skupiliśmy się głównie na koncertowaniu, a za nagranie „Fire & Damnation”
wzięliśmy się w 2011 roku. Sam album musiał ponadto trochę odleżeć, gdyż
ukończyliśmy go jakoś tak we wrześniu lub październiku, kontrakt z Metal Blade
podpisaliśmy w listopadzie, a sama premiera miała miejsce dopiero w kwietniu
2012. Wszystko zajęło trochę czasu. Sam album jest idealnym świadectwem tego,
co wówczas przeżywaliśmy. Jest to o wiele bardziej osobiste nagranie niż „The
Raging Tides”. W końcu przeszliśmy przez takie nasze fire & damnation przez
te wszystkie lata, by powrócić na scenę.
Czy teraz tworzenie
nowego materiału i komponowanie nowych utworów jest w jakiś sposób inne niż
wtedy, gdy pracowaliście nad „Possessed By Fire” i „Rising From The Sea”?
Jest zdecydowanie inne. Wówczas robiliśmy próby po trzy, cztery
razy w tygodniu, mieszkaliśmy niedaleko siebie, więc zupełnie inaczej
tworzyliśmy nasze kawałki. Nadal jednak piszemy utwory jako zespół.
Co się przyczyniło do
rozwiązania kapeli po wydaniu „Rising From The Sea”?
Przeszliśmy wtedy przez trzy zmiany wokalistów, a przy
okazji zaczynały nam się kończyć pomysły. Założyłem zespół razem z Rayem w 1985
roku, potem musiałem odejść i Paul został wokalistą. Po Paulu śpiewał John i
jakoś to tak nie trzymało się kupy. Po prostu przyszedł na nas czas. Gdy
poczuliśmy, że jednak ponowne uruchomienie zespołu będzie miało sens,
usiedliśmy razem z Rayem i efekty tego możecie zaobserwować dzisiaj.
Jeżeli się nie mylę,
to w 2001 roku zagraliście dwa koncerty, w tym jeden na Wacken. Dlaczego
wówczas nie doszło do wznowienia działalności Exumer?
Owszem, zagraliśmy dwa koncerty, jeden na samym Wacken i
jeden na warm-upie. To był raczej taki ukłon w stronę fanów. Ja byłem już po
przeprowadzce do Nowego Jorku, Ray był zajęty swoimi sprawami i innymi
zespołami. To nie była odpowiednia pora na wskrzeszenie Exumera. Odpowiedni
czas nadszedł dopiero w 2008 roku. W 2001 nie mieliśmy czasu by zająć się
zespołem, ale mogliśmy poświęcić tyle, by zagrać dwa koncerty.
„Fire &
Damnation” był nagrywany na dwóch różnych kontynentach. Jak to było z sesją
nagraniową „The Raging Tides”? Czy tym razem spotkaliście się razem w jednym
studio?
Zawsze nagrywamy wszystko w jednym miejscu. Nikt niczego nie
robi w odosobnieniu. Wszystko robimy razem. Naturalnie, nie muszę siedzieć w
studio, gdy chłopaki rejestrują ślady gitar czy perkusji. Nagrywam jednak swoje
ścieżki w tym samym studio i z tym samym producentem. Nie robimy tego w różnych
miejscach.
Okładka nowej płyty…
cóż, bardzo przypomina tą znaną z „Possessed By Fire”. Zamaskowany koleś nawet
wygląda podobnie. To miało być takie jasne nawiązanie do waszego debiutu?
Dlaczego zdecydowaliście się na sformowanie takiego odniesienia? Czy według
ciebie to pasuje do nowego krążka?
Stwierdziliśmy, że nadszedł dobry moment, by przywrócić
nasza maskotkę w pełnej krasie z powrotem na okładkę. Nie chcieliśmy tego robić
na poprzednim albumie, by nie wyjść na tego typu old-schoolowy zespół, który
płacze za swoją minioną przeszłością i chwałą. Teraz, gdy jesteśmy z powrotem
już od ośmiu lat, myślę że przyszła pora, że możemy już robić to, na co akurat
mamy ochotę. Chcieliśmy, by okładka miała ten posmak starych czasów.
W waszym wywiadzie z
The Gauntlet z 2012 roku można przeczytać, że okładka do „Fire & Damnation”
wygląda tak jak wygląda, gdyż – tu cytat: „Nie chcieliśmy na niej czaszek ani
krwi”. Cóż takiego się wydarzyło, że jednak teraz macie i krew i czaszki na
okładce waszej nowej płyty.
Myślę, że po części już moja odpowiedź na poprzednie pytanie
wyjaśnia tę kwestię. Nie chcieliśmy wpaść w stereotypy. Teraz jednak możemy coś
takiego zrobić, gdyż nikt raczej nie będzie nam przyklejał łatki zespołu
odgrzewającego starego kotleta. Każda nasza płyta ma swój własny klimat i
artwork każdej z nich to odzwierciedla. Jesteśmy zadowoleni z tego jak obie
wyglądają i jak komponują się z zawartością muzyczną - to, jak ją
odzwierciedlają.
Nie jesteście
zespołem, który gra po 200 koncertów rocznie lub żyje w autokarze. Czy uważasz,
że mniejsza częstotliwość koncertów sprawia, że przychodzi na was więcej ludzi?
Czy taki styl koncertowania jest podyktowanym faktem, że wszyscy macie już
swoje pracowe i rodzinne zobowiązania?
Każdy z nas ma swoje życie i inne sprawy nie związane z
zespołem. Staramy się grać tyle koncertów ile jesteśmy w stanie bez zbędnego
przesycania sceny. Jeżeli za często grasz w jakimś miejscu, to rzeczywiście
staje się to dla fanów nudne i powtarzalne. Nie chcemy tego. Chcemy być obecni
jednak nie nachalni. Nie chcemy też zaniedbywać naszych rodzin. Musimy osiągnąć
kompromis między jednym a drugim i staramy się to zrobić najlepiej jak się da.
„The Raging Tides” to
już wasz drugi album dla Metal Blade od czasu waszej reaktywacji. Chyba wam się
nieźle razem współdziała. Zamierzacie kontynuować tę współpracę?
Metal Blade są świetni i wspaniale się zachowują wobec nas.
Nie nagabują nas ciągle, byśmy nagrali kolejny album i tak dalej. Są niezwykle
przyjacielscy i wspomagają nas przy każdej ważnej decyzji. Następny album też
będzie wydany pod ich skrzydłami. Rzekłbym, że układa nam się wspaniale.
Exumer powstał w 1984
roku jako Tartaros. Dlaczego zdecydowaliście się zmienić nazwę i dlaczego
akurat wybraliście na nazwę Exumer? No i kim był ten trzeci gość, który grał z
tobą i Syke’iem w Tartaros?
Exumer technicznie nie jest przedłużeniem Tartaros.
Rzeczywiście, bębnił w nim Syke, ale rozwiązałem ten zespół jakoś pół roku
przed powstaniem Exumera, którego założyłem razem z Rayem. Tartaros był moim
pierwszym zespołem – w ogóle. Nagraliśmy demo, jednak nie układało nam się zbytnio.
Macie jakieś wieści o
tym co porabia Syke Bornetto?
Nie wiemy gdzie teraz jest Syke. Próbowaliśmy jakoś się z
nim skontaktować, jednak nie mamy żadnych wieści, ani o nim, ani od niego.
Mniej więcej w tym
samym okresie, w którym powstawał Exumer, grałeś także w Mayhem. Co się stało z
tym zespołem i w ogóle jak długo on istniał?
Och, to nie był zespół, raczej taki projekt muzyczny z moim
kolegą Mike’iem, który grał w nim na basie i śpiewał. Używaliśmy automatu
perkusyjnego i chcieliśmy stworzyć coś brzmiącego jak Hellhammer czy Venom.
Mike był w ogóle przewodniczącym fan klubu Necromantic Union. Mayhem istniał
tak, raczej nie jako żart, lecz jako taki poboczny projekt. Nawet nagraliśmy
kilka utworów.
Co się stało z tymi
nagraniami? Prócz tych czterech utworów, które pojawiły się na „A Second of
Thought”. Czy w ogóle możemy się kiedykolwiek spodziewać jakieś kompilacji czy
reedycji reszty nagrań?
„A Second of Thought” jest płytą, którą nagrałem z moim
innym zespołem – Phobic Instinct. Zarejestrowaliśmy ją dla No Remorse Records, dla
których grali także Grinder czy Blind Guardian. Po jej nagraniu w 1989 roku,
płyta trafiła do szuflady, gdyż wytwórni skończyły się pieniądze. I to tyle w
tym temacie w sumie. Ale odrobiłeś swoją pracę domową.
Widzę, że się nie zrozumiemy.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Exumera – jak wyglądają wasze plany na najbliższą
przyszłość?
Zamierzamy koncertować w 2016 i w 2017 roku. Potem się
weźmiemy się za pisanie materiału na następną płytę. Czeka nas sporo
podróżowania, wiec zapewne wkrótce wrócimy także do Polski.
To by było tyle. Mam
nadzieję, że nie zamęczyłem cię tymi wszystkimi pytaniami. Wielkie dzięki za
świetny koncert w Warszawie i za fantastyczny nowy album. No i za twoje
odpowiedzi. Ostatnie słowa dla naszych czytelników należą do ciebie!
Dziękuję wam za wspieranie nas przez te trzydzieści lat.
Poznaliśmy w Polsce naprawdę cudownych ludzi. Uwielbiamy Polskę i Polaków. Mam
nadzieję, że spotkamy się ponownie już wkrótce.
Przeprowadzono: luty 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz