wtorek, 5 kwietnia 2016

Exumer - wywiad





CHCEMY BYĆ OBECNI

Niemcy stanowiły prawdziwe epicentrum thrash metalu w latach osiemdziesiątych. Zagłębie Ruhry, Hamburg oraz Frankfurt nad Menem stały się prawdziwym regionem metalowej gehenny. Jednym z zespołów, które narodziły się w tamtym okresie był właśnie Exumer. Ich debiutancki „Possessed By Fire” stał się jedną z kultowych thrash metalowych płyt, mącąc przy tym nieźle na scenie metalowej. Niedawno mieliśmy okazję gościć zreaktywowany skład Exumer na koncertach w Łodzi i Warszawie z okazji promocji ich najnowszej płyty „The Raging Tides”. Korzystając z okazji zapytaliśmy jednego z założycieli zespołu, wokalistę Mema von Steina, o kilka faktów związanych zarówno z nową płytą jak i samą kapelą. Starałem się podpytać także o bardzo wczesny okres działalności muzycznej Mema, związanej nie tylko z Exumer, ale także z Mayhem (naturalnie, nie tym norweskim) i Tartaros. Uzyskałem w sumie niewiele, lecz nawet po tych strzępkach można zauważyć ile błędnych informacji znajduje się na przykład na takim Metal Archives, źródle znanym ze swej rzetelności.

Witaj. Wygląda na to, że już jesteście po trasie koncertowej. Jak ogólne wrażenia po tym całym przedsięwzięciu.

Mem von Stein: Trasa była naprawdę dobra. Już wróciliśmy do domu. To była naprawdę ekstra sprawa, gdyż trafiliśmy do kilku miejsc w których nigdy nie mieliśmy okazji zagrać lub w których graliśmy bardzo dawno temu (jak na przykład Polska). Wszystko mi się bardzo podobało, zwłaszcza to jak nas przyjęli fani i prasa… Podobnie jest z naszym nowym albumem, także jestem niezmiernie zadowolony z tego wszystkiego.

Jak ci się podobały koncerty w Łodzi i Warszawie? Sześć lat minęło odkąd ostatni raz graliście w Polsce.

Koncerty w Polsce były szczególne. W Warszawie było nieco mniej ludzi niż w Łodzi, ale to zrozumiałe, bo było strasznie zimno (śmiech). Poza tym klub był o wiele większy, więc rzucało się w oczy, że jest mniej fanów. Ale nie narzekaliśmy – oba koncerty były naprawdę świetne. Fajnie było spotkać starych znajomych, jak i ujrzeć sporo nowych twarzy. Uwielbiamy Polskę – ten kraj i ludzi, którzy są tak przychylnie do nas nastawieni.

Mam nadzieję, że zamierzacie odwiedzić nas ponownie znacznie szybciej.

Naturalnie, że wrócimy i mam nadzieję, że tym razem nastąpi to prędzej niż za sześć lat.

Podczas waszego koncertu w Warszawie wdałeś się w jakąś kłótnie z jednym młodym typkiem z widowni. O co konkretnie poszło?

Gość był wyjątkowo chamski. Pokazywał mi środkowy palec i mówił bardzo niemiłe rzeczy względem zespołu, rzucał „F Bombami” i domagał się byśmy grali wyłącznie stare rzeczy… Wiesz, wszystko co robimy, robimy dla fanów. Chcielibyśmy jednak, by także i oni byli wobec nas w porządku. Dlatego nie będę takiego zachowania lekceważył. Jeżeli ktoś okazuje nam brak szacunku, gdy my staramy się ze wszystkich sił dostarczyć naszym fanom świetny koncert, nie uważam, że jest to okej. Zwłaszcza, że gramy nowe jak i stare kawałki. Nie zasługujemy na to, by ktoś nas w takiej sytuacji szkalował. Nie powinno więc nikogo dziwić, że zareagowałem. Gramy dla fanów – jeżeli komuś się nie podoba nasz koncert, może się zawsze odwrócić i wyjść, ale nie powinien nas obelżywie znieważać. No, ale był to raptem jeden człowiek spośród prawie setki fanów, więc to nie miało aż takiego znaczenia. Na szczęście się wkrótce zamknął, więc wszystko wróciło do normy. Nie miało to wpływu na nasz odbiór wieczoru. Jest to nieco dziwne, że ktoś przyszedł na koncert, by nas obrażać, bo nie gramy tego, co on chce usłyszeć. Zwłaszcza, że graliśmy bardzo dużo utworów z lat osiemdziesiątych, więc nie wiem o co mu chodziło. Zawsze się znajdą tacy ludzie, którzy nie będą potrafili się odpowiednio zachować.

Niedawno wydaliście swój czwarty album studyjny. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, ponieważ naprawdę udało wam się stworzyć fajny thrashowy album, co nieczęsto się teraz zdarza, biorąc pod uwagę, jakie nagrania dostarczają nam te „starsze” metalowe zespoły. Wróciliście z klasą z „Fire & Damnation”, a teraz poprawiliście „The Raging Tides”. Jak długo pisaliście materiał na nową płytę?

Jesteśmy niezwykle zadowoleni z tego, co udało nam się osiągnąć na nowych nagraniach. Za każdym razem staramy się, by nasze nowe utwory były odpicowane do maksimum. Może dlatego między „Fire & Damnation”, a nową płytą są cztery lata różnicy (śmiech). Tak na serio, to wzięliśmy się za pisanie nowych kawałków w 2014 roku. Ray zbierał pomysły na riffy, a ja na linie wokalne. Zawsze jednak tworzymy utwory razem – jako zespół, więc nawet mając tylko fragmenty różnych koncepcji, jesteśmy w stanie stworzyć z tego kompletny utwór. Czytam także wtedy tekst, który napisałem, byśmy mogli dopasować odpowiednio warstwę instrumentalną. Całość utworu tworzymy jako zespół.

Podoba mi się jak udało wam się różnorodnie uchwycić thrash metalowy styl na kilka różnych sposobów. Mamy tutaj utwory w średnim tempie, mamy też szybkie tremola, mamy mięsiste riffy i tak dalej. Jak udało wam się stworzyć tak zróżnicowaną płytę jak „The Raging Tides”?

Każdy z członków zespołu jest ważny podczas pisania materiału. Wszyscy jesteśmy integralną częścią kapeli. Mieliśmy taki zamysł, by urozmaicić nieco tempa utworów na nowej płycie. Nie chcieliśmy, na przykład, nagrać dziesięć szybkich ścigaczy przechodzących w wolniejsze przejścia, lecz zrobić to nieco tak, jak za naszych starych czasów. Stąd takie utwory jak „Shadow Walker” czy „Catatonic”, które są nieco wolniejsze. W ten sposób chcieliśmy wprowadzić urozmaicenie na nowym nagraniu, by słuchanie najnowszego albumu stanowiło o wiele bardziej interesujące przeżycie. Ponadto, na każdym albumie staramy się wprowadzić jakieś innowacje – zrobić coś inaczej niż dotychczas, w mniejszym lub większym stopniu.

Czyli według ciebie udało wam się osiągnąć wszystko to, co zamierzaliście zrobić na tym nagraniu?

Zdecydowanie tak jest. Jesteśmy niezwykle usatysfakcjonowani – z samych nagrywek, ale też z miksu. Świetnie się pracuję z Waldemarem [Sorychtą – przyp.red.], już zresztą po raz kolejny. Stanowymi naprawdę niezły zespół razem. To już drugi album, który razem tworzyliśmy. Zamierzamy współpracować z nim także na następnej płycie. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale Waldemar i my jako Exumer, jesteśmy zgodni, co do tego, żeby ponownie razem nad tym usiąść.

Nagraliście dwa bardzo dobre albumy w latach osiemdziesiątych, jednak czy mimo to uważasz, że wasze dwa nowsze dzieła – „Fire & Damnation” i „The Raging Tides” – musiały wywalczyć swoje miejsce w sercach fanów thrash metalu spod znaku Exumer?

Nasze albumy z lat osiemdziesiątych zostały nagrane, gdy byliśmy jeszcze bardzo młodzi, gdy jeszcze uczyliśmy się jak grać na instrumentach czy śpiewać (śmiech). Dlatego mają zupełnie inny klimat niż nasz nowszy materiał, siłą rzeczy. Jednak nasze nowe płyty zawierają tego samego ducha czy tę samą miłość do muzyki, jaka nam towarzyszyła także dawniej. Nie chcieliśmy ich pozbawiać tej atmosfery agresji i głodu, którą można wyczuć na albumach Exumer z lat osiemdziesiątych. Myślę, że się nam to udało i wydaję mi się, że fani także to dostrzegli.

Czy ktoś wam wspomniał, że główny riff z tytułowego utworu z waszego najnowszego albumu brzmi niemalże identycznie do riffy z „Arise” Sepultury? Nie, żeby to był jakiś zarzut czy cos, w końcu w czterdziestoletniej historii heavy metalu normalnym jest, że coś może brzmieć podobnie do czegoś innego, po prostu jestem ciekaw.

Nie było to zamierzone, więc nie przeszkadza mi, że komuś może się to kojarzyć z „Arise”. Zresztą tak jak powiedziałeś, heavy metal istnieje już kawał czasu, więc chyba każdy możliwy riff został już gdzieś przez kogoś nagrany. Pewnym za to jest to, że zawsze – na każdy naszym nagraniu – chcemy brzmieć jak Exumer. Tak, że niezależnie od tego czy odpalasz naszą płytę z lat osiemdziesiątych czy jakąś nowszą, to zawsze będziesz wiedział, że jest to płyta Exumer.

W jaki sposób tworzysz swoje teksty? W sensie, skąd czerpiesz większość swoich inspiracji i pomysłów?

Życie codzienne dostarcza mi większość pomysłów. Czy to z wiadomości czy z książek, wszystko to, co na mnie zrobiło wrażenie lub mnie martwi w jakiś sposób. No wiesz, staram się dopasować tekst do klimatu riffów i muzyki jako takiej, tak by to wszystko razem współgrało. Teksty, które pojawiły się na „The Raging Tides” w większości dotyczą tego jak ludzie potrafią krzywdzić innych, by uzyskać na tym jakąś osobistą korzyść. Czy to przy użyciu zwykłych tortur, czy też takich środków jak polityka, religia, pieniądze. Uważam, że po dokładniejszym wczytaniu się w teksty utworów, można znaleźć w nich bardzo wiele tematów, które mogą być bliskie słuchaczowi. Czytałem dużo raportów Amnesty International, czytałem rzeczy na temat Snowdena – wszystko to, a także inne rzeczy, które przeczytałem w ostatnich latach, wpływało na mnie przy tworzeniu tekstów do utworów.

Czy w takim razie możemy traktować teksty z nowego albumu jako coś wielowymiarowego, coś co nie ma tylko jednego określonego znaczenia?

Niedawno brałem udział w wywiadzie dla magazynu z Francji. Powiedzieli mi, że „Shadow Walker” odzwierciedla w bardzo dobitny sposób to, co się u nich dzieje aktualnie – z zamachami w Paryżu i innymi tego typu rzeczami. To jeden z przykładów. Nie da się ukryć, że ten tekst można także interpretować pod tym kątem. Ataki terrorystyczne są coraz częściej spotykane i nie trzeba być ekspertem, by stwierdzić, że tego typu problemy będą nadal się zdarzać. Jest to wstrząsające.

Twoje wokale na nowej płycie brzmią bardzo żywo i są pełne energii. Jak bardzo jest dla ciebie ważne, by włożyć za pomocą swojego głosu odpowiednie emocje do konkretnego kawałka?

Stale pracuję nad swoim głosem. Na każdym albumie staram się dać z siebie wszystko. Doskonalę swe wokale na próbach i samodzielnie, tak by w studio zaprezentować je jak najlepiej. Myślę, że można zaobserwować na najnowszym albumie, ze dużo nad nimi pracowałem.

Kiedyś grałeś także na basie. Dlaczego postanowiłeś porzucić go i skupić się wyłącznie na śpiewaniu? Czy uważasz, że dzięki temu twoje występy są bardziej agresywne i dynamiczne, gdy nie jesteś przywiązany do żadnego instrumentu?

Przestałem grać na basie, gdyż utrudniało mi to śpiewanie. Nasz basista Tony zresztą potrafi grać na nim o wiele lepiej ode mnie (śmiech).

Jak myślisz, co lepiej odzwierciedla kondycje sceny metalowej oraz opinie fanów – większe metalowe magazyny czy też ziny i e-ziny?

Uważam, że cała metalowa prasa jest ważna. Fani powinni mieć możliwość dojścia do różnych źródeł informacji. E-ziny są jakby najszybszym i najczęściej aktualizowanym źródłem, ja jednak wolę coś, co mógłbym trzymać w ręku i wygodnie czytać. Osobiście najbardziej lubię Iron Fist Magazine. E-ziny też odwiedzam, lecz głównie po jakieś krótkie newsy.

Powróciliście w 2008 roku, lecz wasz comeback album ukazał się dopiero w 2012. Czy było to ekscytujące przeżycie znów tworzyć materiał dla Exumera, tak po ponad dwóch dekadach?

Owszem, zespół zreformował się w 2008 roku, jednak w 2009 skupiliśmy się głównie na koncertowaniu, a za nagranie „Fire & Damnation” wzięliśmy się w 2011 roku. Sam album musiał ponadto trochę odleżeć, gdyż ukończyliśmy go jakoś tak we wrześniu lub październiku, kontrakt z Metal Blade podpisaliśmy w listopadzie, a sama premiera miała miejsce dopiero w kwietniu 2012. Wszystko zajęło trochę czasu. Sam album jest idealnym świadectwem tego, co wówczas przeżywaliśmy. Jest to o wiele bardziej osobiste nagranie niż „The Raging Tides”. W końcu przeszliśmy przez takie nasze fire & damnation przez te wszystkie lata, by powrócić na scenę.

Czy teraz tworzenie nowego materiału i komponowanie nowych utworów jest w jakiś sposób inne niż wtedy, gdy pracowaliście nad „Possessed By Fire” i „Rising From The Sea”?

Jest zdecydowanie inne. Wówczas robiliśmy próby po trzy, cztery razy w tygodniu, mieszkaliśmy niedaleko siebie, więc zupełnie inaczej tworzyliśmy nasze kawałki. Nadal jednak piszemy utwory jako zespół.

Co się przyczyniło do rozwiązania kapeli po wydaniu „Rising From The Sea”?

Przeszliśmy wtedy przez trzy zmiany wokalistów, a przy okazji zaczynały nam się kończyć pomysły. Założyłem zespół razem z Rayem w 1985 roku, potem musiałem odejść i Paul został wokalistą. Po Paulu śpiewał John i jakoś to tak nie trzymało się kupy. Po prostu przyszedł na nas czas. Gdy poczuliśmy, że jednak ponowne uruchomienie zespołu będzie miało sens, usiedliśmy razem z Rayem i efekty tego możecie zaobserwować dzisiaj.

Jeżeli się nie mylę, to w 2001 roku zagraliście dwa koncerty, w tym jeden na Wacken. Dlaczego wówczas nie doszło do wznowienia działalności Exumer?

Owszem, zagraliśmy dwa koncerty, jeden na samym Wacken i jeden na warm-upie. To był raczej taki ukłon w stronę fanów. Ja byłem już po przeprowadzce do Nowego Jorku, Ray był zajęty swoimi sprawami i innymi zespołami. To nie była odpowiednia pora na wskrzeszenie Exumera. Odpowiedni czas nadszedł dopiero w 2008 roku. W 2001 nie mieliśmy czasu by zająć się zespołem, ale mogliśmy poświęcić tyle, by zagrać dwa koncerty.

„Fire & Damnation” był nagrywany na dwóch różnych kontynentach. Jak to było z sesją nagraniową „The Raging Tides”? Czy tym razem spotkaliście się razem w jednym studio?

Zawsze nagrywamy wszystko w jednym miejscu. Nikt niczego nie robi w odosobnieniu. Wszystko robimy razem. Naturalnie, nie muszę siedzieć w studio, gdy chłopaki rejestrują ślady gitar czy perkusji. Nagrywam jednak swoje ścieżki w tym samym studio i z tym samym producentem. Nie robimy tego w różnych miejscach.

Okładka nowej płyty… cóż, bardzo przypomina tą znaną z „Possessed By Fire”. Zamaskowany koleś nawet wygląda podobnie. To miało być takie jasne nawiązanie do waszego debiutu? Dlaczego zdecydowaliście się na sformowanie takiego odniesienia? Czy według ciebie to pasuje do nowego krążka?

Stwierdziliśmy, że nadszedł dobry moment, by przywrócić nasza maskotkę w pełnej krasie z powrotem na okładkę. Nie chcieliśmy tego robić na poprzednim albumie, by nie wyjść na tego typu old-schoolowy zespół, który płacze za swoją minioną przeszłością i chwałą. Teraz, gdy jesteśmy z powrotem już od ośmiu lat, myślę że przyszła pora, że możemy już robić to, na co akurat mamy ochotę. Chcieliśmy, by okładka miała ten posmak starych czasów.

W waszym wywiadzie z The Gauntlet z 2012 roku można przeczytać, że okładka do „Fire & Damnation” wygląda tak jak wygląda, gdyż – tu cytat: „Nie chcieliśmy na niej czaszek ani krwi”. Cóż takiego się wydarzyło, że jednak teraz macie i krew i czaszki na okładce waszej nowej płyty.

Myślę, że po części już moja odpowiedź na poprzednie pytanie wyjaśnia tę kwestię. Nie chcieliśmy wpaść w stereotypy. Teraz jednak możemy coś takiego zrobić, gdyż nikt raczej nie będzie nam przyklejał łatki zespołu odgrzewającego starego kotleta. Każda nasza płyta ma swój własny klimat i artwork każdej z nich to odzwierciedla. Jesteśmy zadowoleni z tego jak obie wyglądają i jak komponują się z zawartością muzyczną - to, jak ją odzwierciedlają.

Nie jesteście zespołem, który gra po 200 koncertów rocznie lub żyje w autokarze. Czy uważasz, że mniejsza częstotliwość koncertów sprawia, że przychodzi na was więcej ludzi? Czy taki styl koncertowania jest podyktowanym faktem, że wszyscy macie już swoje pracowe i rodzinne zobowiązania?

Każdy z nas ma swoje życie i inne sprawy nie związane z zespołem. Staramy się grać tyle koncertów ile jesteśmy w stanie bez zbędnego przesycania sceny. Jeżeli za często grasz w jakimś miejscu, to rzeczywiście staje się to dla fanów nudne i powtarzalne. Nie chcemy tego. Chcemy być obecni jednak nie nachalni. Nie chcemy też zaniedbywać naszych rodzin. Musimy osiągnąć kompromis między jednym a drugim i staramy się to zrobić najlepiej jak się da.

„The Raging Tides” to już wasz drugi album dla Metal Blade od czasu waszej reaktywacji. Chyba wam się nieźle razem współdziała. Zamierzacie kontynuować tę współpracę?

Metal Blade są świetni i wspaniale się zachowują wobec nas. Nie nagabują nas ciągle, byśmy nagrali kolejny album i tak dalej. Są niezwykle przyjacielscy i wspomagają nas przy każdej ważnej decyzji. Następny album też będzie wydany pod ich skrzydłami. Rzekłbym, że układa nam się wspaniale.

Exumer powstał w 1984 roku jako Tartaros. Dlaczego zdecydowaliście się zmienić nazwę i dlaczego akurat wybraliście na nazwę Exumer? No i kim był ten trzeci gość, który grał z tobą i Syke’iem w Tartaros?

Exumer technicznie nie jest przedłużeniem Tartaros. Rzeczywiście, bębnił w nim Syke, ale rozwiązałem ten zespół jakoś pół roku przed powstaniem Exumera, którego założyłem razem z Rayem. Tartaros był moim pierwszym zespołem – w ogóle. Nagraliśmy demo, jednak nie układało nam się zbytnio.

Macie jakieś wieści o tym co porabia Syke Bornetto?

Nie wiemy gdzie teraz jest Syke. Próbowaliśmy jakoś się z nim skontaktować, jednak nie mamy żadnych wieści, ani o nim, ani od niego.

Mniej więcej w tym samym okresie, w którym powstawał Exumer, grałeś także w Mayhem. Co się stało z tym zespołem i w ogóle jak długo on istniał?

Och, to nie był zespół, raczej taki projekt muzyczny z moim kolegą Mike’iem, który grał w nim na basie i śpiewał. Używaliśmy automatu perkusyjnego i chcieliśmy stworzyć coś brzmiącego jak Hellhammer czy Venom. Mike był w ogóle przewodniczącym fan klubu Necromantic Union. Mayhem istniał tak, raczej nie jako żart, lecz jako taki poboczny projekt. Nawet nagraliśmy kilka utworów.

Co się stało z tymi nagraniami? Prócz tych czterech utworów, które pojawiły się na „A Second of Thought”. Czy w ogóle możemy się kiedykolwiek spodziewać jakieś kompilacji czy reedycji reszty nagrań?

„A Second of Thought” jest płytą, którą nagrałem z moim innym zespołem – Phobic Instinct. Zarejestrowaliśmy ją dla No Remorse Records, dla których grali także Grinder czy Blind Guardian. Po jej nagraniu w 1989 roku, płyta trafiła do szuflady, gdyż wytwórni skończyły się pieniądze. I to tyle w tym temacie w sumie. Ale odrobiłeś swoją pracę domową.

Widzę, że się nie zrozumiemy. Wróćmy jeszcze na chwilę do Exumera – jak wyglądają wasze plany na najbliższą przyszłość?

Zamierzamy koncertować w 2016 i w 2017 roku. Potem się weźmiemy się za pisanie materiału na następną płytę. Czeka nas sporo podróżowania, wiec zapewne wkrótce wrócimy także do Polski.

To by było tyle. Mam nadzieję, że nie zamęczyłem cię tymi wszystkimi pytaniami. Wielkie dzięki za świetny koncert w Warszawie i za fantastyczny nowy album. No i za twoje odpowiedzi. Ostatnie słowa dla naszych czytelników należą do ciebie!

Dziękuję wam za wspieranie nas przez te trzydzieści lat. Poznaliśmy w Polsce naprawdę cudownych ludzi. Uwielbiamy Polskę i Polaków. Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie już wkrótce.

Przeprowadzono: luty 2016




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz