niedziela, 26 czerwca 2016

Axevyper - wywiad





Goła laska, ludzkie serce, wężowi strażnicy


Guido spotkałem już kiedyś na pewnym festiwalu metalowym. Sympatyczny i miły gość, a jak się okazało z czasem, także gitarzysta wykopanego zespołu metalowego, który nawiązuje do tradycyjnych wartości prezentowanych dawniej przez takie nazwy jak Cirith Ungol, Omen czy Manilla Road. Najnowszy album Axevyper, rzeczonego zespołu, to dzieło naprawdę niebanalne, dlatego zapraszam na wywiad, w którym odkrywamy sekrety stojące za tym wydawnictwem.


Hail! Witaj, Guido! Axevyper uderza znowu z nowym albumem. Kiedy zaczęliście komponować materiał na „Into the Serpent’s Dawn”? Całość powstała po ukończeniu poprzedniej płyty czy niektóre pomysły są starsze?

Guido Tiberi: Witaj, metalowy bracie, wielkie dzięki za wywiad! Co do twojego pierwszego pytania – cóż… nie ma na nowej płycie „starszego” materiału, ale niektóre utwory były pisane przez bardzo długi czas. Pierwsze pomysły pojawiły się u nas zaraz po wydaniu „Metal Crossfire”, a to było w 2012 roku. Z tego, co pamiętam, pierwszymi utworami, które zostały zapisane, były „Brothers of the Black Sword” i „Spirit of the Wild”. Niektóre koncepty były co prawda starsze, może jakiś riff się gdzieś przez lata zaposiał, ale generalnie na nowym albumie słyszycie nasz najnowszy materiał, który tworzyliśmy na przestrzeni trzech lat.

Jak wygląda proces konstruowania struktur utworów w waszym zespole? W waszych utworach słychać pełno świetnych pomysłów – tworzycie je zwykle podczas prób czy raczej stawiacie na oddzielną pracę, którą potem składacie do kupy w salce?

Cóż, wszyscy mieszkają dość daleko od siebie, więc próby mamy raz w miesiącu. Jesteśmy zmuszeni większość procesu twórczego przeprowadzać w domu. Mamy już sprawdzoną formułę dotyczącą pisania nowych utworów. Zaczyna się od tego, że ja albo Andrea piszemy utwór i nagrywamy go w domu. Następnie przesyłamy go chłopakom, by  go przesłuchali i jeżeli jest z nim wszystko w porządku, dopracowujemy go razem podczas próby. Czasem jest to dość czasochłonna metoda, ale dzięki niej udało nam się uformować ciekawe pomysły w bardzo dobre utwory, z których jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani!

Album otwiera utwór, który skupia się na postaci Elryka z Melnibone. Ostatnimi czasy ta postać zyskuje coraz większą popularność w twórczości metalowych kapel, choć jest obecna w heavy metalu niemalże od samego początku. Dlaczego zdecydowaliście się stworzyć tekst oparty na epickiej sadze Michaela Moorcocka?

Ten utwór razem z tekstem napisał Andrea, nasz basista, ale myślę, że spokojnie mogę tutaj odpowiedzieć za niego – ten kawałek zrodził się z naszej pasji do arcydzieła Moorcocka! Hawkwind i Blue Oyster Cult sprawili, że ten motyw na stałe przylgnął do sceny metalowej i myślę że nadal tak jest, nawet po tych wielu latach. Żaden inny styl muzyczny nie mógłby utworzyć takiej atmosfery epickości i tragicznych uczuć, jakie zostały sportretowane w tej sadze. To był nasz pierwszy raz, gdy porywaliśmy się na opisanie Albinosa, dlatego stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem będzie skupić się na najbardziej wzniosłej i barbarzyńskiej części sagi: sceny przyzwania braci Zwiastuna Burzy do walki i epickiej bitwy teokraty Pan Tangu z jego Książętami Piekieł!

Czyli jesteście zaznajomieni z książkami o Elryku? Jak wam się podobały? Czy czytaliście inne sagi stworzone przez Moorcocka?

Przeczytałem całą Sagę o Elryku dwukrotnie plus „Zemstę Róży” i „Perłową Fortecę”. Jedyną wadą sagi jest to, że czasem trudno nadążyć za jej ciągłością, bo część jej elementów jest wydana jako osobne opowiadania, ale sam jej koncept – od początku aż do wielkiego finału – jest czystym majstersztykiem. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, bo nie chcę sypać spojlerami tym, którzy jej jeszcze nie czytali, ale uwielbiam to, jak Moorcock buduje w niej poczucie nadziei i chwały przez setki stron, tylko po to by uderzyć znienacka zaskakującą konkluzją! Osobne utwory nie mają tego apokaliptycznego nastroju co sama saga, ale są na pewno dobre. Inne rzeczy Moorcocka są przeze mnie od dawna zakolejkowane do przeczytania. Póki co, czytałem tylko „Wiecznego Wojownika” i kilka opowiadań science fiction, których tytułów już nawet nie pamiętam. Były niezłe, ale nie chwyciły mnie za serduszko jak Elryk.

U nas w sumie bardzo niewiele twórczości Moorcocka zostało przetłumaczone na język polski. Boleję nad tym niemal codziennie, bo większość tych książek została wydana w latach 1987-1994 i tym samym można je zdobyć już tylko z drugiej ręki. Jak to wygląda we Włoszech?

Pamiętam, gdy jako nastolatek byłem ogarnięty obsesją na temat Cirith Ungol. W sumie nadal tak jest, oprócz tego że nie jestem już nastolatkiem. Mogłem wtedy dosłownie zamordować za jakąś książkę Moorcocka. Wówczas już dawno został wyczerpany ich nakład we Włoszech, a że był to dopiero początek nowego millenium, kwestia kupowania rzeczy przez Internet nie była do tego stopnia rozbudowana i przystępna jak dzisiaj. W 2005 roku zrobiono ich dodruk. Jak się na nie rzuciłem… Najgorszą rzeczą był jednak fakt, że zrobili im zupełnie nowe okładki, zamiast użyć wspaniałych prac Michaela Whelana… W każdym razie jestem pewien, że na pewno znowu ich nakład się wyczerpał i nie ma ich w sklepach! (śmiech) Co do innych serii Moorcocka, to nawet nie wiem czy ktoś je przekładał na język włoski. Ten gatunek literatury nie był nigdy popularny we Włoszech, niestety. Gdy wejdziesz do pierwszej lepszej księgarni u nas, to regał z etykietą „Fantasy” zastaniesz zawalony jakimiś historyjkami o elfikach. Nie będzie nawet jednej pozycji dotyczącej barbarzyńców czy demonicznej magii. Smutne!

Innym utworem, który nawiązuje do klasyki literatury jest „Beyond the Gates of Silver Key”. Tutaj uderzyliście w uniwersum Lovecrafta…

Znowu muszę odpowiedzieć za Andreę, bo ten utwór też napisał! (śmiech) „Beyond the Gates of the Silver Key” jest finalną suitą, wieńczącą cały album. Opiera się na trochę mniej znanym utworze H.P.Lovecrafta, który napisał we współpracy z E.H. Price’em. To opowiadanie jest ostatnim rozdziałem sagi o Randolphie Carterze, którą Lovecraft tworzył na początku swojej kariery pisarskiej. Jej akcja osadzona jest w Krainie Snów. Jeżeli dobrze pamiętam, to sam pomysł nie był autorstwa Lovecrafta, tylko właśnie Price’a. Gość był zafascynowany twórczością mistrza z Providence i my mamy tak samo! Przy okazji, Andrea napisał także „Under the Pyramids”, który został zainspirowany innym mniej znanym opowiadaniem Lovecrafta – „Uwięziony wśród faraonów”. H.P. napisał go dla nikogo innego niż samego Houdiniego! Swoją drogą Cauldron Born też skomponowało utwór oparty na tej historii! Już wcześniej mieliśmy do czynienia z Lovecraftem na naszych abumach – „Rats in the Walls” na naszym debiucie. Jest jednym z moich najbardziej szanowanych pisarzy i myślę, że to dość fajny motyw, by oddać hołd jego mniej znanym pracom niż tym bardziej znanym Cthulhu Mytos.

Jacy inni pisarze, prócz Lovecrafta i Moorcocka, stanowią dla was źródło inspiracji?

„Solar Warrior” jest mocno inspirowany „Złotą Gałęzią” Sir Jamesa A. Frazera. Nie jest to, co prawda, dzieło fantasy, a raczej studium antropologiczne. Jednak, gdy czytałem je wiele lat temu, zafascynowało mnie doszczętnie. Złożyłem więc na jego podstawie, nazwijmy to, swoisty prehistoryczny mit o wynalezieniu ognia. Co do innych pisarzy… cóż, oczywiście należy tu wymienić Roberta E. Howarda. Żaden utwór nie jest bezpośrednio oparty na jego twórczości, ale całe Axevyper jest zainspirowane jego opowiadaniami. Nawet nasza maskotka – Axevyper, czyli wielki człekokształtny jaszczur z wielkim toporem oraz atmosfera magii i miecza w naszych utworach. Oprócz tego jest cały szereg pisarzy, których osobiście wielbię: Edgar Allan Poe, Clark Ashton Smith, Robert Graves, Isaac Asimov, Philip K. Dick i wielu innych. Nie wszyscy jednak inspirują mnie pod kątem tworzenia materiału dla Axevyper.

A jakie jeszcze wasze utwory z nowego albumu powstały na kanwie dzieł literackich?

Reszta już bardziej pośrednio. „Metal Tyrant” i „Soldiers of the Underground” są zwykłymi metalowymi hymnami. Pierwszy z nich to nasz hołd dla Harry’ego Conklina, mojego osobistego bohatera. „Spirit of the Wild” jest oparty na bardzo wielu tematach – psychologii, prehistorii, alchemii, magii… sam utwór traktuje o tym, co łączy współczesnego człowieka z jego odległymi przodkami. „The Adventurer”… to dość długa historia, wiesz? Tekst dotyczy pewnych przeżyć i marzeń sennych, których doświadczyłem w życiu i pewnym przesłaniem, które mam nadzieję, że zostanie odczytane przez słuchaczy. Musicie przeczytać tekst, by zrozumieć o czym mówię!

Wspomniany „Soldiers of the Underground” to nie lada killer. Lubię zwłaszcza część z solo. Jak w sumie tworzycie solówki w poszczególnych utworach? Przygotowujecie je wcześniej i sprawdzacie gdzie będą pasowały czy też tworzycie je spontanicznie podczas prób, gdy doszlifowujecie kawałek?

Cieszę się, że podoba ci się ta solówka! Myślę, że razem z Damiano znaleźliśmy złoty środek między melodią (z jego strony) i mięsistością (z mojej strony). Damiano tworzy świetne solówki. Spod jego palców wychodzą genialne motywy i melodie, podczas gdy ja staram się bardziej koncentrować na rytmie i agresji. Myślę, że w ten sposób tworzymy dobrze uzupełniający się tandem. Solówki tworzymy już po tym jak ukończymy kawałek… zwykle staramy się najpierw coś zaimprowizować a potem dopiero myślimy nad tym jak to dobrze dopasować. Przy okazji tego albumu naprawdę nieźle nam to wyszło. Mamy istne tony harmonii… myślę, że Iron Maiden by się to spodobało!

„Under the Pyramids” ma cudowną atmosferę rodem z utworów Manilla Road. Fantastycznie też brzmi sam bas. Generalnie wszystko w tej kompozycji gada tak jak powinno, łącznie z klimatycznym przerywnikiem w środku. Kto wpadł na pomysł, by włożyć tutaj narrację? I kto ją wykonuje, ktoś z zespołu czy jednak ktoś inny?

Dzięki za komplement. „Under the Pyramids” jest najbardziej Manilla Roadowym kawałkiem na płycie i przy okazji jednym z najtrudniejszych - ale za to piekielnie satysfakcjonującym do zagrania! Narratorem jest nasz przyjaciel – Alex Voicu. Kiedyś śpiewał w death metalowym zespole, więc jego głos był idealny do części melorecytacyjnej!

Opowiedz nam co nieco o okładce – w jaki sposób łączy się ona z muzyczną i liryczną zawartością albumu?

Muzykę pisaliśmy bardzo długo, więc trudno było znaleźć coś, co łączyłoby wszystkie te utwory. Samo wybranie tytuły było nie lada wyzwaniem, ale w końcu zdecydowaliśmy się na „Into the Seprent’s Den”, ponieważ cała płyta ma taki ponury i monumentalny wydźwięk. Jest na niej wiele utworów rodem z heroic fantasy i mistyki, więc antyczna świątynia kultystów węża, w której nasza maskotka ożywa, po przeprowadzeniu krwawej ludzkiej ofiary, pasuje idealnie! Goła laska, ludzkie serce, wężowi strażnicy i nasz wężoludź wymachujący toporem… to jest ten typ artworku, który sprawiłby, że kupiłbym płytę w ciemno, będąc nastolatkiem. Nie wiem czy teraz młodzi też tak mają, ale nie interesuje mnie to, bo i tak mi się podoba! Długo wybieraliśmy artystę i w końcu zdecydowaliśmy się na Roberto Toderico, który pracował już z Quartz, Tygers of Pan Tang, Mythra, Asphyx i wieloma innymi zespołami. Jeżeli ci, którzy to czytają, szukają dobrego grafika, odnajdźcie go na Facebooku i przygotujcie się na zbieranie swych szczęk z poziomu gruntu!

Na pewno jesteście niezwykle dumni ze swojego najnowszego albumu. Prawie wszyscy artyści zawsze są. Ale – gdybyście nagle teraz stali się sobą za czasów, gdy Axevyper dopiero się tworzył i ktoś dał wam do ręki egzemplarz „Into the Serpent’s Den”, mówiąc że to wasze przyszłe wydawnictwo – czy spodobałoby się wam wówczas?

Jestem prawie pewien, że wszystkim nam by się podobało. Jest bardziej epickie i wolniejsze niż zakładaliśmy, ale dalej jest metalowe jak cholera, a ponieważ wszyscy jesteśmy zatwardziałymi fanami heavy metalu, więc nadal bylibyśmy z niego diabelsko dumni. Myślę, że wtedy nie spodziewaliśmy się, że nagramy taki album. Na początku działania Axevyper pracowaliśmy trochę zbyt szybko i gwałtownie, a tutaj mieliśmy bardzo rozwlekły tryb pracy… odpowiadając w każdym razie na pytanie – Tak!

Jak wiele w waszym życiu znaczy Axevyper? Czy jest dla was jednak cos, co jest ważniejsze od niego?

To jest trudne pytanie. W sumie niewiele czasu minęło odkąd Axevyper faktycznie powstał. Gdy weszliśmy do sali prób po raz pierwszy, wszyscy mieliśmy mniej niż 25 lat. Teraz wszyscy jesteśmy albo po trzydziestce albo zaraz będziemy. To jest ten okres w życiu człowieka, w którym się zmienia bardzo wiele rzeczy – wchodzą praca, poważne związki i to całe „dorastanie”. Wtedy byliśmy młodzi i nie dbaliśmy o nic. Teraz wszyscy mamy zwykłe prace, dziewczyny, a w przypadki Andrei nawet syna! Skłamałbym, gdybym powiedział, że Axevyper jest dla nas najważniejszy i to z prostego powodu – nie mogę poświęcić muzyce całego mojego czasu, tak jak to robią profesjonaliści. Mogę was jednak zapewnić, że pasja, którą wkładamy w ten zespół jest nadal taka sama. Myślę, że w pewnym momencie musisz odpowiedzieć sobie na pytanie – czy zamierzasz zostać profesjonalnym muzykiem czy wolisz pozostać w podziemiu. My wybraliśmy underground. Nie chcemy być wielcy i nie chcemy opłacać własnych rachunków kasą, którą zarobimy sprzedając nasze płyty. Branża muzyczna jest zjebana i nawet na jej niższych poziomach musisz iść na wiele kompromisów. Musisz także posiadać mentalność przedsiębiorcy, której ja nie mam i którą nie chcę mieszać do muzyki. Wiem, że w ten sposób może robimy sobie krzywdę, ustalamy sobie pułap, ponad który nie chcemy się wybić, ale jest z tego duży zysk – możemy robić z naszą muzyką co nam się żywnie podoba. Ogranicza to może nasz budżet, naszą szansę na zaistnienie, liczbę koncertów jaką możemy zagrać, ale nie ogranicza to naszej kreatywności i nie mamy nikogo ponad nami, kto mówiłby nam, co mamy grać i jak. Dlatego underground jest taki fajny – tutaj muzykę tworzą ludzie z pasją. Wszystko inne jest zwyczajną pracą, a tej mamy wystarczająco w normalnym życiu.

Niedawno dostaliśmy newsa o reaktywacji Cirith Ungol. Co sądzisz o tej wiadomości?

Myślałem, że usłyszeliście w Polsce jak krzyczałem i waliłem pięściami w stół, gdy się o tym dowiedziałem. Cirith Ungol to mój ulubiony zespół. Nie ma lepszego. Jest tak bardzo metalowy jak tylko się da. Wiadomość przyjąłem z wielką podjarą, bo o ich reaktywacji ciągle się mówi od 2000 roku, a żadnych konkretów nie było widać. Nadal to do mnie w pełni nie dotarło. Z nimi jest jak z Bathory, to muzyka z zupełnie innego wymiaru, coś tak doskonałego nie mogło powstać w naszej rzeczywistości. Muszą zagrać w Europie, tu jest przecież najwięcej ich fanów, a przecież nigdy nie mieli okazji tu zagrać. Muszą zebrać plony swojej pracy!

W jaki sposób fani mogą położyć swe łapska na waszej płycie? Iron Shield dystrybuuje ją tylko we Włoszech i w Niemczech?

Sprzedajemy też samodzielnie, ale zostało nam już kilka ostatnich egzemplarzy. Album ma też sporo sklepów wysyłkowych, wpiszcie w wyszukiwarkę „Axevyper – Into the Serpent’s Den”, myślę że bez trudu na jakiś traficie, także na ten straszny i przerażający „digital format”!

Czy macie jakieś plany na tegoroczne koncerty czy festiwale?

Na razie żadnych, ale jesteśmy otwarci na propozycje promotorów, którzy chcą ściągnąć do siebie prawdziwy włoski metal! Dopiero co wróciliśmy z Hiszpanii i czekamy na potwierdzenie dużego festiwalu we Włoszech. Będziemy tam grali razem z Manilla Road, Ironsword, Battle Ram i Rosae Crucis – Fire & Steel Night, show który włoscy obrońcy zapamiętają na długo!

Czy planujecie jakąś małą trasę? Czy też pieniądze, rodziny i praca wam uniemożliwiają takie przedsięwzięcie?

Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, byśmy mogli pojechać na trasę dłuższą niż taką tygodniową. Mamy dzienne prace i wierz mi, ciężko jest wygospodarować czas nawet na tą jedną próbę w miesiącu! (śmiech) Trasy nas poza tym niezbyt interesują. Nie jesteśmy profesjonalnymi muzykami, nigdy nie chcieliśmy nimi być. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy dzielić się naszą muzyką z każdym kto jest nią zainteresowany i chcemy po prostu grać old-schoolowy heavy metal.

To byłoby na tyle, Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie – czy możesz nam powiedzieć co się dzieje z Hyborian Steel i Turbo Rexx? Czy te zespoły nadal działają?

Z przykrością muszę powiedzieć, że Turbo Rexx się skończył i to na dobre! Za tym projektem stał wokalista/gitarzysta Andrea Pastore, bardzo utalentowany muzyk – i to on zdecydował, że należy rozwiązać zespół. Chciał się skupić na innym projekcie i nie jest to projekt muzyczny. Mieliśmy dobry start, wiele rzeczy mogliśmy zrobić co prawda lepiej, ale i tak była to dobra zabawa! Co do tego drugiego zespołu…nie wiem za bardzo co mam ci tutaj powiedzieć. Wiele ludzi pyta mnie o Hyborian Steel, nie wiem w sumie dlaczego, a ja jestem po prostu ich bliskim przyjacielem, choć nigdy nie zobaczycie nas razem w tym samym pomieszczeniu w tym samym czasie. Będzie nowy album wypuszczony przez Barbarian Wrath, tak mi się wydaję! Znam tych gości i wierz mi, nie idzie dokładnie powiedzieć, kiedy w końcu wezmą się do roboty!


Przeprowadzono: kwiecień 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz