środa, 2 grudnia 2015

Gammacide - Victims of Science




Gammacide - Victims of Science
1989/2006, Marquee Records

Gammacide swym "Victims of Science" ustawiła poprzeczkę bardzo wysoko, tak że nawet dzisiaj trudno jest ją pokonać. Wydany pierwotnie w 1989 roku album to plugawe siedlisko, w którym gnieździ się dziewięciu prawdziwych zabójców, uzbrojonych w ognisty gniew i pełną pasji furię. Każdy spośród tych utworów jest peanem na cześć agresywnej techniki i prawdziwej bezkompromisowej rzeźni. Gammacide to Coroner na amfetaminie, który poświęca nieco swego technicznego warsztatu i wdzięku na rzecz brutalności. Tutaj Sadus brutalnie kopuluje z Morbid Saint jednocześnie bezwstydnie spółkując z Morbid Scream i Devastation.

Na tym wydawnictwie bryluje kult siły i przemocy, stanowiący matrycę prawdziwej muzycznej kaźni. Mamy tu wszystko - basowe wygibasy, blasty, skomplikowane riffy, bezpośredni i wyuzdany gitarowy atak, zmiany tempa, intrygujące bridge'e i bezbłędne przejścia perkusyjne. W ogóle warsztat instrumentalny na tym albumie jest niemal bez skazy. W dodatku całość została zaaranżowana w tak zróżnicowany sposób, że nie ma możliwości, by narzekać tutaj na nudę. Wśród takich utworów jak "Shock Treatment", "Chemical Imbalance", "Endangered Spieces", "Gutter Rats" czy samym "Victims of Science" nie da się przejść obojętnie. Ta muzyka elektryzuje i zwiera synapsy w niekończącej się szarży zaciekłości.

Mało teraz jest takich utworów, które są jednocześnie niezwykle brutalne i nie przekombinowane. Gammacide wychodziło to za to bez problemu. Taki "Fossilized" to definicja tego, jak powinien brzmieć thrash - mocny perkusyjny łomot i krwiste rozpędzone riffy, promieniujące agresją i siłą. Mocy dodaje kunsztownie wplecione zwolnienie które swą monumentalnością idealnie kontrastuje z płomiennymi solówkami, które niczym piła tarczowa wrzynają się między ciasno upakowane riffy.

Pełen niepokoju i nieujarzmionej wewnętrznej złości "Walking Plague" i uderzający z mocą pociągu towarowego "Observations" to analogiczne niszczyciele sielskości. Niesamowite jak bardzo te wałki promieniują nienawiścią i jadem. To, co wyprawiają tutaj poszczególne instrumenty, się nawet w głowie nie mieści.

Jedyne do czego można się przyczepić w tym spektaklu rozwścieczonego szału techniczności i brutalności, to wokale. Nie są złe, jednak Varnam Ponville, dumnie piastujący stanowisko wokalisty, odstaje nieco od poziomu całości. Nie uświadczymy tutaj takiej wściekłości wokali jak w Sadus czy w Sacrifice, ani poczucia jedynej w swoim rodzaju charakterystycznej wyjątkowości. Ponville sprowadza swoją rolę na ogół do dość niezbyt spektakularnej melorecytacji. Barwą głosu przypomina Rineharta z Dark Angel i Seana Killiana z Vio-Lence (wyłączając to pianie), jednak brakuje mu ich melodii i charyzmy. Nadal jednak jego wokale promieniują agresją i równie ognistą pasją, jaką można poczuć od gitar, basu i perki na "Victims of Science". Dlatego trudno jednoznacznie stwierdzić, by jego "performance" stanowił jakąkolwiek wadę tego wydawnictwa. Po prostu taki gość ma styl i w jakiś sposób wpisuje się on w spójną stylistykę Gammacide.

Pierwotnie "Victims of Science" ukazał się jedynie na czarnym placku. Reedycja na CD Marquee Records zawiera sześć bonusów. Cztery z nich stanowią zawartość dema z 1991 roku. Pozostałe dwa utwory zostały zarejestrowane w 2005 roku i stanowią materiał napisany w 1992 roku, którego zespół wcześniej nigdy nie nagrał. Tu trzeba nadmienić, że rzeczone kompozycje, czyli "Against the Grain" i "Vapor Lock" to świetne wałki. "Vapor Lock" jest stonowany i umiarkowany w swej prędkości, nadrabia to jednak ciężarem. Energiczny "Against the Grain" ma jednak już wszystkie aspekty, które zawierały wcześniejsze utwory Gammacide. Ponadto, dzięki tym numerom słychać że zespół nawet w XXI wieku potrafił dołożyć do pieca.

Ocena: 5,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz