wtorek, 14 lipca 2015

Satan - wywiad

 
DŁUGIE DWADZIEŚCIA OSIEM LAT
Perypetie zespołu Satan, choć bardzo zawiłe, stanowią w dniu dzisiejszym jedynie tło dla ich najnowszego albumu. W ostatnich latach na rynek wydawniczy trafiło wiele comebackowych płyt starych zespołów NWOBHM. Większość, co tu dużo mówić, jest średnia, kilka jest całkiem niezłych, a jedynie parę jest całkiem dobrych. Za to „Life Sentence” grupy Satan można spokojnie uznać za jeden z najlepszych powrotów z tego nurtu. Tu nie ma męczenia buły czy tępego szarpidructwa. Czysta, świdrująca moc energetycznego NWOBHM. Czuć w nim tego ducha i tę pasję, która była obecna na klasycznym debiucie Satan, czyli na "Court in the Act". Trudno się oprzeć magii, jaką ten zespół wytworzył w studio nagraniowym.
Wypada zacząć tę rozmowę od słów pochwalnych i zasłużonych gratulacji. Stworzyliście mocny i solidny album, pełen old-schoolowej energii i wspaniałej muzyki. Zdecydowanie jest to jedna z najmocniejszych rzeczy wydanych w tym roku. Czy teraz często docierają do was takie peany z powodu genialnego "Life Sentence"?

Steve Ramsey : Dziękujemy bardzo za miłe słowa. Tak, takie opinie trafiają do nas codziennie. Nasza płyta została bardzo dobrze odebrana przez fanów na całym świecie. Bardzo się z tego powodu cieszymy.

Nowy album jest naprawdę niesamowity. Ma brzmienie z początku lat 80tych z kunsztownie dodaną delikatną dozą nowoczesnej techniki dźwiękowej. Czy te kompozycje, które słyszymy na "Life Sentence" to nowe utwory?

Tak, nie pozostała już żadna kompozycja ze starszych dni, która wcześniej nie została już przez nas nagrana.

Jak wiele czasu zajęło wam przygotowanie muzyki i tekstów na najnowszy album?

Wszystkie utwory zostały napisane w przeciągu roku, przed wejściem do studio.




Czy nawiedzały was momenty zwątpienia podczas sesji nagraniowej?

Wszystkie wątpliwości opuściły nas już w trakcie przygotowywania materiału do nagrania. Zdawaliśmy sobie sprawę, że robimy to, co do nas należy. Po napisaniu trzech pierwszych kawałków nie mieliśmy już co do tego złudzeń. Gdyby było inaczej, ten album nigdy nie zostałby ukończony, a tak pracowaliśmy nad nim bez żadnej presji i bez żadnego ciśnienia.
Dlaczego tytuły waszych albumów obracają się wokół tematyki sądowej?

We wszystkich naszych utworach jest motyw szeroko pojętej niesprawiedliwości. Ma to także odzwierciedlenie w tytułach naszych płyt. Wydawało nam się, że taki koncept pasuje do naszej muzyki, którą tworzymy.

Mam kilka pytań odnośnie tekstów do waszych utworów z najnowszej płyty. W utworze "Twenty Twenty Five" kreujecie wizję apokalipsy i zagłady rodzaju ludzkiego. Dlaczego w tytule jest konkretna data? Czy jest to odniesienie do jakiegoś proroctwa czy czegoś w ten deseń?

Rok 2025 został wybrany jako przedstawiciel niezbyt odległej przyszłości. Nie ma tutaj odniesienia do jakieś szczególnej przepowiedni. Po prostu tekstu utworu prezentuje przykład tego, co może się niedługo wydarzyć, a ta data dobrze prezentuje się jako mocny tytuł.

W "Cenotaph" mieliście na myśli jakiś konkretny pomnik lub grobowiec?

Chodzi o symboliczny grób nieznanego żołnierza w Whitehall w Londynie, wzniesiony dla upamiętnienia ofiar Pierwszej i Drugiej Wojny Światowej, a także późniejszych konfliktów, w których brał udział brytyjski czyn zbrojny.

Rozpoczynacie "Siege Mentality" cytatem z „Makbeta”. Jakie jest znaczenie tego utworu i dlaczego używacie w nim słów ze sztuki Szekspira?

Motyw tego utworu obraca się wokół polityki krajów trzeciego świata. Ten cytat z Szekspira ma przedstawiać schemat myślowy "zabij lub giń", który towarzyszy przeróżnym konfliktom na naszej planecie. Wysyłamy broń do różnych krajów, by zyskać polityczne wpływy, a potem okazuje się, że ten sam sprzęt jest wkrótce używany przeciwko nam.

"Incantation" ocieka klimatem starożytnego Egiptu...

Jednym z naszych zainteresowań jest historia starożytna i jej powiązania z bieżącą epoką.



Czy przy pisaniu warstwy muzycznej do "Testimony" byliście pod wpływem dokonań kanadyjskiej grupy Annihilator? Riffy w tym utworze są utrzymane w podobnej konwencji co twórczość tego zespołu.

Żaden z nas nigdy nie słyszał jakichkolwiek nagrań tej kapeli. Jeżeli istnieje jakieś podobieństwo jest ono zupełnie przypadkowe.

W utworze tytułowym mówicie o długich dwudziestu ośmiu latach "It's been twenty eight long years". To jest odniesienie do roku 1985, gdy Satan zmienił nazwę?

Tekst tego utworu został napisany w 2011 roku. Odnosi się on do roku 1983 - wtedy został wydany nasz klasyk "Court In The Act".

Czy okładka do "Life Sentence" miała być utrzymana w konwencji podobnej do tej z albumu z 1983 roku?

Taki właśnie był nasz zamysł. Chcieliśmy, by okładka nowego albumu nawiązywała do klasycznego "Court In The Act". Po części nawiązuje też do "Suspended Sentence".

Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałbym zadać pytanie dotyczące historii zespołu. Jak wyglądały początki grupy Satan?

Zespół założyłem razem z Russem Tippinsem, który był moim kolegą ze szkoły. Russ miał gitarę. Razem z kilkoma kolegami chodziliśmy do jego domu, by patrzeć jak na niej gra. Wszyscy byliśmy metalowcami, a on grał nam kilka popularnych heavy metalowych riffów. Po kilku miesiącach postanowiliśmy założyć zespół i to jeszcze zanim posiadaliśmy jakiekolwiek instrumenty!



Czy od razu zdecydowaliście się na nazwę "Satan"?

Zgadza się. Wydawało nam się, że to prawdziwa heavy metalowa nazwa, choć nigdy nie chcieliśmy tworzyć utworów, które by dotykały tematyki okultystycznej.

Kiedy zaczynaliście to jakie zespoły były dla was główną inspiracją?

Black Sabbath i Judas Priest miały na nas największy wpływ. Jednak byliśmy także fanami Deep Purple, Rush, Motorhead, Rainbow, Thin Lizzy i tym podobnych. Rock i metal starej dobrej szkoły. Przemawiała do nas także energia muzyki punkowej, więc staraliśmy się dodać jej odrobinę do naszej twórczości.

Wasz debiutancki krążek "Court In The Act" został wydany przez Roadrunner Records. Czy mieliście problemy z podpisaniem kontraktu z którąkolwiek waszą rodzimą wytwórnią?

Nie, po prostu dostaliśmy lepsze oferty od firm zza granicy. Ostatecznie padło na Roadrunnera.

Dlaczego postanowiliście zmienić nazwę po tak znakomitej płycie?

Wtedy "Court In The Act" nie był uważany za album, który odniósł sukces. Otrzymał naprawdę kiepskie recenzję. Nasza młodzieńcza naiwność pchnęła nas ku myśli, że potrzebujemy doraźnych zmian. Wydawało nam się po prostu, ze ludziom się nie podoba to, co robimy.



Skąd więc pomysł na przechrzczenie się na Blind Fury?

Lou Taylor przyniósł tę nazwę ze sobą. To był szyld pod jakim montował swój poprzedni zespół, gdzie Kevin Heybourne z Angel Witch grał na gitarze. Nazwa należała do Lou, więc postanowił ją zaadaptować do naszych potrzeb.

Brzmienie jedynego albumu, który wydaliście jako Blind Fury - "Out of Reach" jest już zupełnie inne niż na "Court...". Co próbowaliście osiągnąć na tym wydawnictwie?

Po prostu chcieliśmy znaleźć swoje miejsce na brytyjskiej scenie muzycznej. To nie było fortunne posunięcie... dlatego potem z powrotem wróciliśmy do nazwy Satan. Stwierdziliśmy, że trzeba tworzyć i pisać utwory z którymi chcemy się utożsamiać. Wróciliśmy na stare śmieci.

Rdzeń zespołu pozostał taki sam, jednak znowu zmianie nazwy towarzyszyła zmiana wokalisty oraz zmiana stylistyki muzycznej. Ta inkarnacja waszego zespołu brzmiała już bardziej thrashowo.

Wtedy thrash metal stał się popularny, a nam się bardzo ten nurt podobał. Taka muzyka do nas przemawiała. Dodam, że wiele thrash metalowych zespołów z Ameryki wymieniała "Court In The Act" jako album, który wpłynął na ich twórczość.

Następnie znowu zmieniliście nazwę. Najpierw na "The Kindred" a potem na "Pariah". Co było powodem?

Męczyło nas ciągłe utożsamianie nas z zespołami satanistycznymi. Nie chcieliśmy być stawiani w jednym szeregu z ich wizerunkiem, filozofią i tekstami.

Zespół rozpadł się w 1989 roku. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że wyszła wam bokiem częsta zmiana nazwy. A jaki był prawdziwy powód, stojący za rozpadem?

Byliśmy już do bólu znużeni machinacjami przemysłu muzycznego, więc zwyczajnie daliśmy sobie z tym wszystkim spokój.

Gdy reaktywowaliście się w 1997 zdecydowaliście się wznowić działalność pod plakietką Pariah. Dlaczego nie Satan?

Zespół został przywrócony do życia by zagrać na festiwalu w Wacken. Mieliśmy zagrać utwory z niezależnego wydawnictwa "Unity". Materiał z tego albumu nigdy nie był grany wcześniej na żywo.




Brian Ross dalej jest wokalistą Blitzkrieg? Udziela się jeszcze w innych projektach?

Tak, nadal śpiewa w Blitzkrieg, a także w kilku innych cover bandach.

Co was skłoniło do spróbowania raz jeszcze, tym razem jako Satan?

Oliver Weinsheimer ciągle nas nękał, byśmy zagrali w oryginalnym składzie cały "Court In The Act" na festiwalu Keep It True, którego jest organizatorem. Jego zdaniem jest bardzo wielu fanów naszego zespołu, którzy by chcieli czegoś takiego. W końcu, pod siłą jego nieugiętej perswazji, zgodziliśmy się zagrać tam koncert. Show był świetny. Reakcje publiczności bardzo zaskoczyły. To nam wystarczyło, by zacząć pchać Satan znowu do przodu.

Na czym się zamierzacie teraz skupić? Na koncertowaniu czy na nagrywaniu nowego materiału?

Po wydaniu "Life Sentence" dociera do nas sporo ofert grania. Będziemy dawać koncerty w bardzo wielu miejscach. Nie mieliśmy takiej możliwości za czasów "Court In The Act". I to wszystko dzięki "Life Sentence"! Gdybyś nam kilka lat temu zadał pytanie, czy zamierzamy kiedykolwiek nagrać nowy album, tarzalibyśmy się po ziemi ze śmiechu. Teraz istnieje przed nami duże prawdopodobieństwo nagrania następnego!
Przeprowadzono: czerwiec 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz