wtorek, 14 lipca 2015

Grand Magus - wywiad



POLOWANIE CZAS ZACZĄĆ

Przy okazji premiery najnowszego albumu tej szwedzkiej formacji, zatytułowanego „The Hunt”, mamy okazję porozmawiać z frotmanem tego coraz bardziej znanego trio. Nie ma co owijać w bawełnę – robi się o nich coraz bardziej głośno. I słusznie, bo ciężar i mięcho jakie leje się z głośników, gdy puszcza się ostatnie płyty zespołu Grand Magus są samym w sobie metalowym świadectwem, że w Skandynawii nie gra się jedynie death metalu lub remizowych klimatów na klawiszach.

Niedawno ukazał się wasz szósty album zatytułowany „The Hunt”. Z jakimi opiniami się spotkaliście do tej pory, odnośnie waszego nowego wydawnictwa?

JB Christoffersson: Odbiór naszej najnowszej płyty jest wręcz fantastyczny. Myślę, że żaden inny nasz album nie był tak pozytywnie recenzowany. Wydaję mi się także, że nasi fani, którzy są z nami od jakiegoś czasu, również są z niego zadowoleni. „The Hunt” był dla nas trochę większym wyzwaniem niż inne albumy, które nagrywaliśmy w przeszłości. Jestem przekonany, że jednak będzie to nasz znak firmowy na długie lata.

Od niedawna macie nowego garowego w składzie. Jak uważasz, czy Ludwig Witt dobrze się wpasował do zespołu?

Wpasował się jak ulał niczym rękawiczka. Zmiana jest jednak dostrzegalna. Pomimo tego, że Seb i Ludwig wywodzą się z tego samego perkusyjnego światka, ich style trochę się różnią. Każdy z nich ma swój niepowtarzalny sposób gry na bębnach.

Ludwiga Witta znałeś wcześniej ze Spiritual Beggars, w którym śpiewałeś. Czy po odejściu Seba Sippoli poszedłeś z propozycją grania w Grand Magus prosto do Ludwiga?

Tak, pierwsze co zrobiliśmy po odejściu Seba, to właśnie było skontaktowanie się z Ludwigiem Wittem. Według mojej opinii, tylko on był w stanie wykonać swoją robotę, tak jak powinna zostać wykonana. Nie ma, wbrew pozorom, tak wielu perkusistów tego kalibru. Nam chodziło o kogoś, kto potrafi grać dobrze zarówno w stylu hard rockowym jak i szybką podwójną stopą. Poza tym, wiedziałem, że Ludwig jest osobą na której można polegać, a to jest równie ważne jak umiejętności. Gdy jest nas tylko trzech, każdy musi być idealnie dopasowany do reszty, inaczej wszystko się rypnie.

Nie powiem, byłem trochę zaskoczony faktem, że perkusista grający w heavy/doom metalowych zespołach udziela się także w depressive black metalowym projekcie. Jak do tego doszło?

Cóż, Ludwig ma bardzo szerokie zainteresowania. W sumie tak samo jak ja i Fox. Wiesz, death, black, i tak dalej. Poza tym Shining, o którym wspomniałeś w pytaniu, ma w swojej muzyce bardzo wiele elementów heavy metalowych, a nie tylko szalone blasty i ultraszybkie tempo. Ludwig gra wiele ciekawych rzeczy w Shining, a i reszta zespołu również.

Ludwig potwierdził swoją dobrą formę nie tylko na waszym ostatnim wydawnictwie, lecz także na żywo. Widać to było na waszym występie na polskiej edycji Metalfestu w Jaworznie. O ile się nie mylę, był to także wasz pierwszy występ na naszej ziemi. Jak wam się spodobała polska publiczność?

O, byli wspaniali. Prawdziwi metalowcy, a to dokładnie taki rodzaj publiczności jaki każdy chciałby zobaczyć pod sceną. Świetnie się bawiliśmy i nie możemy się doczekać, by do was wrócić.

Szkoda, że dostaliście tak mało czasu na występ…

Też tak uważam. Jak powiedziałem, chcielibyśmy tu wrócić, gdyż mogę śmiało powiedzieć, że ci maniacy, których widzieliśmy u was, kochają metal z właściwych i szczerych powodów.
Skupmy się przez chwilę na sprawach dotyczących wytwórni. Wasze pierwsze cztery albumy zostały wydane przez Rise Above Records. Dlaczego nie byliście zainteresowani dalszą współpracą z nimi?

Po prostu Rise Above było zbyt małą wytwórnią wtedy. Żeby się rozwijać potrzebowaliśmy czegoś większego za naszymi plecami. Będę jednak zawsze wdzięczny, Lee oraz Willowi z Rise Above. Byli dla nas wspaniali i zawsze nas wspierali.

Następnie mieliście krótki epizod z Roadrunner Records, którego owocem był świetny „Hammer of the North”. Co się stało, że wydaliście pod ich szyldem tylko jedną płytę?

Cóż, Roadrunner Records jako taki właściwie przestał już istnieć. Już w zeszłym roku czuliśmy, że coś się święci. Tak czy owak, chcieli wprowadzić niekorzystne zmiany do naszego kontraktu, na które się nie zgodziliśmy i daliśmy sobie z nimi spokój. I to rychło w czas, haha! Chciałbym jednak podkreślić, że ludzie z niemieckiego biura Roadrunner Records byli w porządku i nie żałuję krótkiego epizodu współpracy z nimi. Bycie pod skrzydłami istniejącego jeszcze wtedy Roadrunnera dało naszej kapeli trochę rozgłosu.

Teraz jesteście częścią Nuclear Blast. Jak na razie się czujecie, będąc w tej wielkiej wytwórni?

Nuclear Blast to prawdziwi mistrzowie, że tak to ujmę. Są profesjonalni, aż do bólu. Nie mogło nam się trafić lepiej. Naprawdę doskonale wspierają nasz nowy album. Promocja stoi na najwyższym poziomie. Myślę, że trafiliśmy do nich w idealnym momencie.

Jakiego sprzętu używacie?

Fox używa głównie dwóch basów. Pierwszy to Sandberg Jazz, którego użył do nagrania wszystkich swoich partii na „The Hunt”. Na żywo to też głównie na nim gra. Drugim jego wiosłem jest ośmiostrunowy Rickenbacker, lecz założył na niego tylko cztery struny. Jego używał na nagraniach do „Iron Will” oraz „Wolf’s Return”. Jego wzmak to zwykle Ampeg SVT. Ja używam na żywo japońskiego Edwards flying V podłączonego zwykle do Marshalla 900, 800 lub Peaveya 5150. W czasie nagrywania moich partii do ostatniego albumu miałem w rękach Gibsona Les Paula Juniora. Użyłem go zarówno do partii rytmicznych jak i solowych. Kiedyś to była moja gitara, jednak sprzedałem go Nico Elgstrandowi, producentowi płyty, wiele lat temu. Niezbyt trafiona decyzja, bo to jedna z najlepszych gitar na której kiedykolwiek grałem, haha!

Jedną z rzeczy, które podobają mi się w Grand Magusie to teksty utworów i motywy się w nich przewijające. Skąd czerpiecie inspiracje przy pisaniu?

Teksty zawsze były dla nas czymś bardzo ważnym. To one przekazują emocje oraz przesłania, które chcę wyrazić. To nie są proste teksty o imrpezowaniu i o metalu. Wlewam w nie swoją duszę. I to właśnie z niej, z mego wewnętrznego ja, czerpię swoją inspirację. Tematyka naszej starodawnej szwedzkiej kultury,  połączenia człowieka i natury po prostu płynie w mojej krwi.

W kawałku „Son of Last Breath” jest wyśmienita partia grana przez wiolonczelę. To naprawdę Fox ją gra?

Tak, tak! Grał na wiolonczeli w orkiestrze przez wiele lat, gdy był młodszy. Nie gra na niej aktywnie już od jakiegoś czasu, ale nie zapomniał jeszcze jak to się robi. Bądź co bądź, sam byłem pod wrażeniem! Nie wiedziałem, że jest aż tak dobry, haha!

Warstwa liryczna tego epickiego kawałka dotyczy nordyckiej mitologii?

Trochę tak, ale głównie chodzi o wewnętrzną walkę ze zwierzęcą stroną jaźni człowieka.

Czemu wybraliście „Starlight Slaughter” jako otwieracz na „The Hunt”? Ten utwór znacząco odbiega od tego, co możemy znaleźć na tym albumie. Jest bardziej lżejszy od reszty.

To było trochę śmiałe posunięcie, z tym się zgodzę. Nie wydaję mi się jednak, by był to lżejszy kawałek. Ma po prostu trochę więcej rockowego feelingu i mniej mroku niż pozostałe utwory. Razem stwierdziliśmy, że jest to najbardziej chwytliwy utwór, który zainteresuje słuchacza na początku albumu. Również pod względem lirycznym, jest tak jakby punktem początkowym dla całej płyty.

Innymi słowy album należy odbierać jako spójną całość?

Dokładnie tak, tę płytę należy przesłuchać od początku do końca. Głośno. W końcu została stworzona do tego by słuchać jej głośno.

Zawsze występowaliście jako trio. Nigdy nie myślałeś o dołączeniu drugiej gitary?

Tacy zawsze byliśmy. Granie w trójkę zawsze nam odpowiadało od samego początku. Po co mielibyśmy to zmieniać, nawet teraz? Wpłynęłoby to na całą istotę zespołu, muzycznie i nie tylko. No, i ostatnią rzeczą jaką chciałbym widzieć w naszym zespole, to dołączanie muzyków sesyjnych do występów na żywo.

W styczniu zagraliście kilka koncertów z dwoma szwedzkimi młodymi zespołami – Bullet oraz Steelwing. Jak ci się podoba ich muzyka?

Bullet to nasi starzy przyjaciele i w dodatku jeden z lepszych zespołów istniejących dziś na scenie. Steelwing też są w porządku, a ich show i ich oddanie dla metalu też mi przypadło do gustu.

Jakie są w ogóle twoje ulubione zespoły ze Szwecji?

Wolf, wcześniej wspomniany Bullet, Watain, Unleashed, Entombed, Nifelheim… i tak mógłbym wymieniać i wymieniać.

Wielkie dzięki za wywiad. Oby szczęście sprzyjało wam w przyszłości!

Dzięki. Heavy Metal is the law!

Przeprowadzono: Lipiec 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz