wtorek, 14 lipca 2015

Dark Angel – Leave Scars




Dark Angel – Leave Scars
1989/2010, Back on Black
Dark Angel nigdy nie udało się pobić absolutnych wyżyn brutalnego thrash metalu jaki zaserwowali na „Darkness Descends”. Nie oznacza to jednak, że następny ich album, zatytułowany przyjaźnie „Leave Scars”, nie jest dziełem wybitnym. Wręcz przeciwnie, ten album obfituje w wulgarną pochwałę agresji i bezkompromisowej energii. 

Numer tytułowy, a także „The Promise of Agony”, „Never To Rise Again” oraz interesujący cover Led Zeppelinów wręcz błyszczą, a to nie są wszystkie interesujące momenty z tego wydawnictwa. Całość materiału zgromadzonego na Leave Scars nie stawia na kompromisy i ugładzone pomysły. 

Nie wszystko jednak prezentuje się z taką bajeczną nienawiścią jak na poprzednim albumie Dark Angel. Ściana dźwięku, która tak dobrze się sprawdziła przy „Darkness Descends”, na „Leave Scars” nie koreluje już tak dobrze z kompozycjami zawartymi na tym albumie. Dodatkowym mankamentem są solówki. Ich ogólny poziom dalej stoi na wysokim poziomie, jednak zdarzają się słabsze leady, jak przykładowo ten w „Never To Rise Again”, który brzmi jakby został odbębniony po łebkach bez zbytniego zaangażowania. Jak część utworu, która musiała się w nim znaleźć, ale na którą za bardzo nie było pomysłu. Jest to niezmiernie irytujące, gdyż pod względem wokali i riffów jest to jeden z najlepszych utworów na płycie, a płaska solówka stanowi w tej kompozycji nie lada szkopuł. 

Dużą pomyłką jest wolny i monotonny początek do „No One Answers”, przechodzący w riff, który jest niemal lustrzanym odzwierciedleniem tytułowego utworu z „Darkness Descends”. Niestety utwory, które trwają tu ponad siedem minut w dużej mierze straszliwie nużą, a jest ich na tym albumie aż pięć! Dotychczas jedyną ponad siedmiominutową kompozycją Dark Angel był solidny „Black Prophecies”. Sama długość trwania utworu nigdy nie jest wadą kompozycji, zwłaszcza gdy utwór porywa swą mocą, pomysłowością i muzykalnością. Jak zaczyna wiać nudą, wtedy dopiero utwory zaczynają się dłużyć i męczyć słuchacza. Na „Leave Scars” z dłuższych kompozycji wytrwale i nieustępliwie broni się jedynie „Older Than Time Itself”. „Cauterization” i „The Promise of Agony” mają swoje momenty i zostały w nich umieszczone znakomite pomysły, jednak same utwory sprawiają wrażenie sztucznie i niepotrzebnie przedłużonych. Na szczęście na następnym swym wydawnictwie Dark Angel nie powtórzył już tych błędów

Dość niejednoznaczną częścią brzmienia Dark Angel na „Leave Scars” jest głos Rona Rineharta, który zastąpił dotychczasowego wokalistę Dona Doty’ego. O ile głos Rineharta nie jest gorszy od ostrych zaśpiewów Dona, to zdecydowanie mniej pasuje do muzyki Dark Angel. Jego rozlazła i monotonna barwa nie polepsza kondycji zgromadzonych na „Leave Scars” kompozycji. Jest to naturalnie uogólnienie, gdyż na płycie są utwory, do który głos Rineharta pasuje jak ulał, na przykład „The Promise of Agony”. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że z Dotym ten numer brzmiałby jeszcze lepiej. 

Przez to wszystko trzeci album Kalifornijczyków jawi się jako wymuszona pogoń za brutalnością, klimatem i brzmieniem „Darkness Descends”. Całość nie trybi już tak dobrze i zawodzi na niektórych frontach. Ten album ustępuje „Darkness Descends” pod każdym względem, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że przyjemniej się także słucha „We Have Arrived”, mimo dużej różnicy w brzmieniu i kształcie kompozycji między albumami. Nadal jednak mamy do czynienia z solidnym thrashem, który można spokojnie stawiać na wysokiej półce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz