Muzyka jaką tworzy Katon razem ze swymi kompanami praktycznie nigdy jeszcze nie rozczarowała. Hirax zawsze bardzo umiejętnie balansował na wspólnej granicy rozdzielającej thrash metal, speed metal i crossover. Muzyka tego zespołu zawsze stanowiła wypadkową tych trzech, jednocześnie pokrewnych i tak bardzo różnych od siebie stylów. Podobnie jest na najnowszym dziele Hirax, zatytułowanym „Immortal Legacy”. Na wstępie wita nas świetna i kolorowa okładka. Umięśniona, barbarzyńska postać kojarzy się z postaciami z płyt „Riders of Doom” i „Raging Steel” Deathrow, „Endless Pain” i „Pleasure to Kill” Kreatora oraz z „The Enforcer” Warrant. Nic w tym dziwnego, bo za nią, jak i za tymi wszystkimi pracami stoi ten sam człowiek, czyli niesamowicie utalentowany Philip Lawvere.
Trzeba przyznać, że album brzmi lepiej od poprzedzającego go w dyskografii Kalifornijczyków "El Rostro De La Muerte". Z tym, że wokale nie są już tak szalone jak na "El Rostro..." i bardziej przypominają zaśpiewy z "The New Age of Terror". „Immortal Legacy” od samego początku spowija nas thrashowym szaleństwem, którego można się spodziewać po Hirax. Muzyka gna szaleńczo do przodu, bardzo przypominając Exodus skrzyżowany bezkompromisowo z Nuclear Assault i ze szczyptą niemieckiego opętańczego Deathrow. Gitarzyści mieli dużo ścierania kostek na gryfie. Nie tylko z powodu szybkich tremolo, ale także z powodu urozmaiconych i śmiałych wycieczek po dźwiękach w riffach i bridge'ach. Mamy tu też bardzo dobre thrashowe solówki, jak za najlepszych dni Exodus, Overkill czy Sodom. Dużo wysokich dysonansów i szybkich shreddingów, które jednak nie zatracają się w pustej sztuce dla sztuki.
Słowem klucz na tym albumie jest prędkość i przez to większość zawartych na nim kompozycji to ponaddźwiękowe pociski deszczu ognia i zniszczenia. „Hellion Rising”, „Tied To The Gallows Pole” i „The World Will Burn” to świetne ścigacze, wyposażone w metalowe dźwigary wspawane zamiast zderzaków, by niszczyć wszystko na swej drodze. Nawet utwory, które są w trochę szybszym średnim tempie jak „Victims of the Dead” oraz „Thunder Roar, The Conquest, La Boca de la Bestia - The Mouth of the Beast” mają swoje bardziej rozpędzone momenty. Tu nie ma przerw w szeregach. "Violence of Action" pełny jest klimatu rodem z największych hitów Slayera. Oprócz tego mamy trzy krótkie utwory, które potęgują klimat płyty i spektrum różnorodności. "Atlantis (Journey to Atlantis)" jest krótkim, bo raptem półtora minutowym basowym kaprysem. Praca basu bardzo przypomina to, co swojego czasu robił Klaus Ulrich z Vendetty na swym instrumencie. To wszystko razem skupia się na wizji miażdżenia i tratowania suchoklatesowego ścierwa. Spokojnie można założyć, że to będzie jeden z lepszych thrashowych albumów tego (2014) roku.
Ocena: 5/6
Trzeba przyznać, że album brzmi lepiej od poprzedzającego go w dyskografii Kalifornijczyków "El Rostro De La Muerte". Z tym, że wokale nie są już tak szalone jak na "El Rostro..." i bardziej przypominają zaśpiewy z "The New Age of Terror". „Immortal Legacy” od samego początku spowija nas thrashowym szaleństwem, którego można się spodziewać po Hirax. Muzyka gna szaleńczo do przodu, bardzo przypominając Exodus skrzyżowany bezkompromisowo z Nuclear Assault i ze szczyptą niemieckiego opętańczego Deathrow. Gitarzyści mieli dużo ścierania kostek na gryfie. Nie tylko z powodu szybkich tremolo, ale także z powodu urozmaiconych i śmiałych wycieczek po dźwiękach w riffach i bridge'ach. Mamy tu też bardzo dobre thrashowe solówki, jak za najlepszych dni Exodus, Overkill czy Sodom. Dużo wysokich dysonansów i szybkich shreddingów, które jednak nie zatracają się w pustej sztuce dla sztuki.
Słowem klucz na tym albumie jest prędkość i przez to większość zawartych na nim kompozycji to ponaddźwiękowe pociski deszczu ognia i zniszczenia. „Hellion Rising”, „Tied To The Gallows Pole” i „The World Will Burn” to świetne ścigacze, wyposażone w metalowe dźwigary wspawane zamiast zderzaków, by niszczyć wszystko na swej drodze. Nawet utwory, które są w trochę szybszym średnim tempie jak „Victims of the Dead” oraz „Thunder Roar, The Conquest, La Boca de la Bestia - The Mouth of the Beast” mają swoje bardziej rozpędzone momenty. Tu nie ma przerw w szeregach. "Violence of Action" pełny jest klimatu rodem z największych hitów Slayera. Oprócz tego mamy trzy krótkie utwory, które potęgują klimat płyty i spektrum różnorodności. "Atlantis (Journey to Atlantis)" jest krótkim, bo raptem półtora minutowym basowym kaprysem. Praca basu bardzo przypomina to, co swojego czasu robił Klaus Ulrich z Vendetty na swym instrumencie. To wszystko razem skupia się na wizji miażdżenia i tratowania suchoklatesowego ścierwa. Spokojnie można założyć, że to będzie jeden z lepszych thrashowych albumów tego (2014) roku.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz