środa, 27 maja 2015

Attomica - Limits of Insanity


Attomica - Limits of Insanity
1989/2014, Thrashing Madness Productions
Warto ratować tego typu wydawnictwa od zapomnienia. "Limits of Insanity" jest drugim studyjnym krążkiem brazylijskich metalowców z Attomiki i kolejnym, który doczekał się reedycji. Wydany pierwotnie w 1989, był kolejnym krokiem w dorobku muzycznym Attomiki. "Limits of Insanity" jest albumem diametralnie innym niż debiutancki "Attomica". Produkcja, mimo że nadal surowa i pełna pierwotnego brudu, jest o wiele bardziej dopracowana i czytelniejsza. Kompozycje są lepiej wyważone i wykończone. 

Nie należy tez zapominać o wokalach. Śpiewający na tym albumie Andre Rod zdecydowanie różni się manierą śpiewania od Fabio Moreiry czy Laerte Perra. Jego czysty wysoki głos do złudzenia przypomina Belladonę na jego pierwszych dokonaniach w formacji Anthrax. Tempo kawałków jest typowo thrashowe - średnie prędkości z połamańcami, tremolo, slide'ami powerchordów i legato. Brzmienie jest mięsiste i tłuściutkie. Szybkość numerów jednak nie jest jednostajna, więc nie można tu liczyć na nudę. Przykładowo, oprócz statecznych utworów w średnim tempie, pojawia się taki szybki "Rabies", który gna jak dzikie lavradeiros po Brazylijskich dolinach. Wymowa tego utworu jest wybitnie w stylu thrashu ze Wschodniego Wybrzeża i to nie tylko z powodu głosu wokalisty. W riffach i aranżach kłaniają się tutaj Anthrax, Bloodfeast i Overkill. Skoro już jesteśmy przy inspiracjach - utwór tytułowy, a raczej jego początek kojarzy się bardzo mocno z "For Whom The Bell Tolls" Metalliki. Na szczęście kompozycja rozwija się w swej dalszej części w bardziej autorskie podejście do thrashu w wykonaniu Attomiki.

Problemem "Limits of Insanity" są dwie przeciętne zapchajdziury, które z niewyjaśnionych przyczyn zostały umieszczone niemalże na samym początku albumu. Siermiężne riffy w "Short Dreams" i średni "Evil Scars" wydają się pomyłką w porównaniu do reszty materiału z tej płyty. Trochę głupio to wygląda, jednak perełki w postaci "Knight Riders", "Rabies" i "Atomic Death" wynagradzają tę niespójność w poziomie utworów. Świetna sprawa, że krakowski Thrashing Madness wyciągnął ten album z niebytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz