sobota, 13 lutego 2016

Exumer, Exarsis, Coma7 - 11.02.2016 - relacja


ROAD RAGE 2016
Exumer, Exarsis, Coma7 –
11.02.2016
Progresja, Warszawa


W chłodny i deszczowy dzień przyszło nam udać się na koncert legendy niemieckiego thrash metalu. Exumer powrócił do stolicy po prawie sześciu latach, w ramach trasy promującej ich najnowszą płytę "The Raging Tides". Razem z nimi do Warszawy przybyli greccy thrasherzy z Exarsis oraz Coma7 z Izraela.


Na Coma7 nie udało się nam dotrzeć, ale jakoś nikt zbytnio nie żałował z tego powodu. Niewiele było dostępnych informacji o tej kapeli, ale nagrania z Youtube nie zachęcały. Post-hardcore'owy rapcore nie jest czymś, co chciałoby się usłyszeć tego wieczoru - po co iść na koncert, tylko po to by się na siłę katować miernym show (szczególnie mając w pamięci pewien koncert Kreatora supportowany przez aż trzy metalcore'owe kapele). Zwłaszcza, że cena biletu była niewygórowana i nawet jakby tego wieczoru grał sam Exumer, to nie czułbym się stratny. W końcu to dla niego specjalnie przyszliśmy, a nie dla innych kapel.

Support Exarsis okazał się za to miłym bonusem. Choć nagrania studyjne tej kapeli to nic nadzwyczajnego - ot taki poprawny thrash w stylu Nowej Fali, o tyle na żywo prezentuje się ona znakomicie. Tak było przynajmniej podczas ich wrocławskiego koncertu z Fueled By Fire i Suicidal Angels w 2014 roku. W moim odczuciu, wtedy wypadli najlepiej ze wszystkich. Teraz za to rozpoczynali swój koncert przy niemal pustej Sali - pod sceną może było z dziesięć osób. Grecy jednak nie zrazili się tym ani trochę. Uderzyli z taką furią, że ze sceny emanowały nieposkromione fale olbrzymiej energii. Muzycy biegali, skakali, machali synchronicznie baniami do wtóry swych szaleńczych tremolo - wszystko z uśmiechem na twarzy. Możliwe, że to dzięki ich niezłomności wkrótce pod sceną pojawiło się o wiele więcej ludzi. Chłopaki z Exarsis dołożyli świetną dawkę thrashu złożoną z kawałków ze swych trzech studyjnych albumów. No i te sweepy w solóweczkach! Było co podziwiać. Exarsis stanowił wyśmienity i niezwykle udany wstęp i rozgrzewkę przed właściwym gwoździem programu dzisiejszego wieczoru.

Wkrótce po tym jak na scenie pojawił się Exumer, mogliśmy się przekonać, że dźwiękowcy podłożyli niezłą świnię supportującym kapelom. O ile brzmienie na Exumerze było potężne, selektywne i nie było problemów z tym, by np. z prawej strony sceny słyszeć gitarę znajdującą się na przeciwległym jej krańcu, o tyle na Exarsis tak wcale nie było - a wręcz przeciwnie! Obie gitary były słyszalne jedynie, gdy stało się idealnie pośrodku, a boczne kolumny sceniczne w ogóle nie zostały użyte. Dopiero na Exumerze została włączona pełna moc dostępnego sprzętu. Nie podoba mi się takie rozwiązanie - takie sztuczne "polepszanie" brzmienia headlinera. Muzyka powinna się bronić sama, a proceder ściszania zespołów supportujących i odcinania im dodatkowych watów jest niezwykle frustrujący.

Nie było jednak czasu na narzekanie, gdy Mem von Stein, Ray Mensch i towarzyszący im muzycy rozpoczęli swój show. Exumer idealnie wyważył swoja setlistę. Zdominowały ją po połowie utwory z najnowszej i debiutanckiej płyty. Wiadomo, jest to trasa promująca nowe nagranie, nie mogło wiec zabraknąć kawałków z "The Raging Tides". A że nowy album jest bardzo dobry, nie widzę nic złego w takim stanie rzeczy, zwłaszcza że "Possessed By Fire" nie został potraktowany po macoszemu. W końcu jest to najbardziej klasyczna płyta Exumer, będąca kwintesencją ich popularności wśród fanów thrash metalu. Miło więc, że muzycy nadal grają utwory z tego wydawnictwa i to w dużych ilościach. Pewnym jednak niesmakiem napełnił mnie fakt, że setlista była dokładnie taka sama na całej trasie. Nie ma oczywiście obowiązku, by zespół każdego kolejnego wieczoru grał zupełnie inne kawałki, jednak pewne urozmaicenie byłoby jak najbardziej wskazane. Ten dreszczyk emocji i niepewności, co zostanie wykonane przez zespół na żywo jest jedną z tych rzeczy która sprawia, że koncerty metalowe stanowią prawdziwie magiczny spektakl. Nie dostąpiliśmy jednak tego urozmaicenia i setlista była dokładnie taka sama jak wszędzie indziej, bez najmniejszych choćby kosmetycznych zmian. Nawet mimo żywiołowego wielokrotnego domagania się "Destructive Solution" przez damską część publiczności w przerwach między utworami.

Co więc mogliśmy usłyszeć tego wieczoru? Koncert rozpoczął "Winds of Death" - wałek idealnie spełniający rolę żywiołowego i ciężkiego otwieracza. Exumer już na starcie pokazał, że potrafi energetycznie i mocarnie zagrać swoje stare kawałki. Był to zresztą jedyny kawałek z "Rising From the Sea" oprócz "I Dare You". Z "Fire & Damnation" poleciały takie ciosy jak "A New Morality", "Vermin From The Sky", zadedykowany zmarłemu niedawno drugiemu gitarzyście "A Weakest Limb" oraz sam tytułowy "Fire & Damnation". Najnowszy materiał Exumera prezentował "Dark Reflections", "Shadow Walker", "Brand of Evil", zadedykowany Lemmy'emu Kilmisterowi "Catatonic" oraz "The Raging Tides".

Kawałki z nowej płyty na żywo wypadły naprawdę nieźle. Spokojnie wytrzymały zestawienie z klasycznym materiałem Exumer, nawet tym z "Possessed By Fire". Pozytywnie zaskoczyło mnie zwłaszcza "Catatonic" - najsłabszy numer z najnowszego krążka. Na żywo wypadł godnie i nie ustępował reszcie pola. Duże brawa należą się Exumerowi za to, że nie zmaścił i potrafił z iskrą i energią zagrać zarówno swoje nowsze kawałki jak i swój klasyczny materiał.


Skoro o klasycznym materiale mowa - to przecież nikt nie przyszedł na ten koncert specjalnie dla kawałków z nowej płyty. Niezależnie od tego jak bardzo jest dobra, to jednak materiał z pierwszej, kultowej już, płyty Niemców sprawił, że ta kapela jest tak uwielbiana. Na szczęście Mem z Rayem doskonale sobie zdają z tego sprawę i materiał z "Possessed By Fire" został zaprezentowany w takiej samej ilości jak ten z najnowszej płyty. Dzięki temu rozkoszowaliśmy się takimi klasykami jak "Xiron Darkstar", "A Mortal in Black", "Journey To Oblivion" i nieśmierelnym "Fallen Saint". Samo "Possessed By Fire" zostało zagranie na bis na samym końcu, razem z utworem tytułowym z "The Raging Tides".

Mem dwoił i troił się na scenie – pijąc wódkę, napinając swe mięśnie pod sebiksowym dresem, z tętniącymi żyłami na łysej czaszce - łapał perfekcyjny kontakt z publiką i emanował czystym testosteronem. Miało się wrażenie, że zaraz zejdzie w tłum i komuś wpierdoli, taką agresją i dynamizmem promieniował. Idealnie to współgrało z furią muzycznego kunsztu Exumer. Fundamentalny, pierwotny i surowy thrash metal w ich wykonaniu wypadł niesamowicie. Nie miało się wrażenia, że ogląda się bandę ospałych dziadków - nawet mimo tego, że Ray Mensch, jeden z założycieli Exumer, wyglądał pod koniec jakby miał wyzionąć ducha, oraz tego, że perkusista Matthias Kassner czasem sprawiał wrażenie znudzonego do bólu. Na przekór tego Exumer wypadł muzycznie jak dźwiękowa manifestacja brutalizmu - przestrzennie i konstrukcyjnie doskonale. Widać to było zresztą po reakcjach publiczności. O ile na Exarsis może jeszcze było nieco ospale, to na Exumerze regularnie rozpętywało się piekło moshpitów i circle pitów, no i ściany śmierci do "I Dare You". Nie zawiódł też Marc Brautigam - najmłodszy stażem członek zespołu, piastujący pozycję gitarzysty prowadzącego. Właściwie bezbłędnie i z niezwykłą pasją zagrał wszystkie solówki. Warto wspomnieć, że to on właśnie wykonywał wszystkie leady.

Jak widać nie był to show doskonały. Było trochę mankamentów i wpadek (Ray Mensch pogubił się w "The Weakest Limb" wręcz niesamowicie), ale nie przesłoniły one pozytywnego odbioru całości występu. Nawet złe nagłośnienie Exarsis nie psuje wspomnień z tego wieczoru, bo brzmienie mieli niezłe, choć zupełnie niezbalansowane. Mógłbym zacząć uprawiać malkontenctwo, że sześć lat temu Exumer zagrał więcej kawałków z "Possessed By Fire" (w tym „Destructive Solution”) i tak dalej, ale nie zamierzam tego robić. To nie ma sensu, raz że wtedy Exumer nie nagrał jeszcze żadnej płyty po swej reaktywacji, dwa że byłoby trochę nie w porządku wobec zespołu, który grając raptem kilka koncertów w roku, uwzględnia nasz kraj na swej mapie koncertowej. W dodatku, dostarczając niezwykle energetyczny show! Mem obiecał, że tym razem postarają się wrócić do nas nieco prędzej niż za sześć lat. Czekam na to z niecierpliwością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz