sobota, 20 lutego 2016

Deathhammer - wywiad





Z OTCHŁANI

Ci, którzy mieli styczność z Deathhammer, wiedzą że jest to jeden z najlepszych thrash metalowych zespołów ostatnich lat. W przeciwieństwie do wielu innych młodych kapel, Norwegowie zdecydowali się na brudny oldschool, zamiast zatruwać ten gatunek nowoczesnym brzmieniem i miernotą. Ich trzecia płyta “Evil Power” stanowi szaleńczy i złowrogi ryk wściekłości. No, ale czegoż innego możnaby się spodziewać od zespołu, który się nazywa Deathhammer?

Pozdrowienia z Polski! Dzięki, że zgodziliście się poświęcić nam kilka chwil. Już pół roku minęło od premiery waszego trzeciego studyjnego krążka zatytułowanego “Evil Power”. Jak postrzegacie to nagranie tak teraz - z perspektywy czasu? Nadal jesteście w pełni zadowoleni z tego albumu?

Daniel Salsten: Od nagrania samego materiału minęło jeszcze więcej czasu, więc te utwory już nam trochę towarzyszą. Ale tak! Ten album brzmi kapitalnie!

Materiał na poprzednie wydawnictwa zarejestrowaliście w waszym domowym studio znajdującym się w piwnicy. Jak myślisz, czy właśnie fakt, że tak nagrywacie swoje albumy ma duży wpływ na ich szczere brzmienie? Koniec końców, dzięki temu możecie na nich przedstawić wszystko to, co wam wpadnie do głowy. Ogranicza was jedynie wasza kreatywność i wytrzymałość.

Nagrywanie we własnym studio sprawia, że nasze utwory są bardziej prawdziwe i “czyste”. Nagrywasz wtedy, gdy jesteś opętany chęcią tworzenia, a nie dlatego, że ci nad głową zegar tyka. Nie mamy takiej potrzeby by wynajmować studio i nigdy nie będziemy jej mieli.

Wielu postrzega black/thrash jako prymitywną sieczkę, jednak istnieje cała rzesza zespołów, która udowadnia tym bydlakom, że w tym nurcie można tworzyć prawdziwie piękne kompozycje, ze świetnymi riffami i artystycznym kunsztem. W jaki sposób wyłaniają się u was pomysły na riffy i utwory? Rozplanowujecie sobie struktury utworów czy idziecie w płeni na żywioł?

Zwykle jest tak, że obaj osobno wymyślamy riffy. Potem pokazujemy sobie nawzajem te, które według nas są najbardziej odjechane. Pomysły wpadają do nas z otchłani, tu nie ma za bardzo nad czym rozmyślać.

Gdy słuchacie już swoich skończonych utworów czy towarzyszy wam takie same uczucie jak podczas słuchania twórczości takich zespołów jak Razor, Sabbat, Nifelheim i Bathory?

Naturalnie nasze odczucia są jednak trochę inne, bo te kapele to totalne kulty, ale myślę, że współdzielimy z nimi podobne podejście do muzyki.

Czy składanie utworów na sesję nagraniową “Evil Power” było ciężkie i czasochłonne?

Z tego co pamiętam, podstawy nagraliśmy w trymiga. Pastwiliśmy się całymi wiekami nad jakimiś szczególikami pokroju solówek i tak dalej. Nie było pośpiechu, a miksy też się zawsze ciągną i ciągną. Zawsze u nas to tak wygląda. Nie powiedziałbym, by było to ciężkie!

Ponownie okładką zajął się Eduard Johnson. Możecie nam powiedzeć nieco o tym gościu? To jakiś wasz znajomy czy niezwiązany z wami artysta? Jak zaczęła się wasza współpraca?

Złapaliśmy z nim kontakt przez naszych ziomków z Witchtrap. Gość stworzył im zabójczą okładkę, a że był fanem naszej muzyki, to właściwie machnął dla nas grafikę praktycznie za nic. Jest kolumbijskim tatuażystą mieszkajacym w Montrealu. Wyżłopaliśmy wspólnie kilka browców, gdy tam graliśmy. Jego prace są wspaniałe. Nasz demon z okładek nabrał dzięki niemu charakteru.

Porozmawiajmy o początkach Deathhamer. Jak się to wszystko zaczęło?

Mieliśmy niepohamowane parcie na granie thrashu. Po jakimś koncercie w Blitz w Oslo pojechaliśmy z powrotem do mojego miasta, by znaleźć jakieś miejsce do grania. Skończyło się na tym, że graliśmy w domu jakiegoś totalnego lamusa, nagrywając nieudolną wersję “Zombiekult” i parę punkowych utworów. Grałem wówczas w innym thrashowym zespole, który się nazywał Warfield, dlatego chcieliśmy się skupić na graniu punka. Wkrótce okazało się, że Warfield zmierza do kupy gówna, za to łojenie Sadomancerem wychodzi idealnie - wtedy postanowiliśmy zaorać całą resztę i zacząć grać rozwścieczony thrash.

A dlaczego akurat Deathhammer jako nazwa?

Bo brzmiało zajebiście! Po prostu!

No cóż, muszę o to spytać. Darkthrone i jego “F.O.A.D.” z 2007 roku. Wasze logo pojawia się na skórzanej kurtce postaci z okładki. Cóż, możecie coś o tym powiedzieć? W ogóle znacie się z Fenrizem i Nocturno Culto?

Fenriz wspierał nas właściwie od samego początku. Nadal to robi, to nasz przyjaciel. Nie miałem okazji poznać Nocturno Culto.

Macie na swym koncie kilka splitów. Planujecie jakieś kolejne w najbliższej przyszłości? Macie też może jakieś pomysły na utwory na następny album studyjny?

Tym razem nie planujemy żadnych splitów. W sumie to po prawdzie mamy już nagrany cały nowy album. Teraz znów będziemy go przez całą wieczność miksować i tak dalej. Tak jak już opisywałem wcześniej. Uważam, że ten będzie chyba najbardziej kwintesencjonalnym thrashowym albumem jaki zrobiliśmy.

Deathhammer zawsze był tandemem. Jest was dwóch razem z Sadomancerem, tylko na żywo wspiera was, o ile się nie mylę, Christan Holm i Christian Myhre. Dlaczego nie są regularnymi członkami zespołu? Nie chcecie ich wkładu w swoją muzykę?

Zawsze nagrywaliśmy i tworzyliśmy w dwójkę, tak to po prostu działa, tak kształtujemy nasze brzmienie. Więcej ludzi w studio nam nie potrzeba. Co innego jeżeli chodzi o granie koncertów.

Sadomancer udzielał się także razem z Jonem w Black Magic. Szkoda, że ten projekt już nie istnieje…

A właśnie wygląda na to, że Black Magic znowu funkcjonuje. Jon jest znakomitym gitarzystą, ale przez lata miał problem z zespołowym graniem. Mam nadzieję, że wydadzą więcej swojego materiału, bo kawałki, które stworzyli po “Wizard’s Spell” są jeszcze bardziej dokoksane!

Nie tylko tworzycie muzykę metalową, ale sami jesteście zagorzałymi fanami undergroundowego oldschoolu. Czy jakieś płyty zwróciły waszą uwagę w mijającym roku? Cokolwiek o czym warto wspomnieć?

Jak dla mnie płytą roku jest debiut Division Speed. Niech to szlag, cóż za miażdżący thrash urządzili! Ale najlepszym utworem jaki słyszałem w tym roku jest “Veloz Invencible” - absolutny geniusz od mistrzów speed metalu Acero Letal.

Norwegia jest niezłym źródłem black/thrashy ostatnimi laty. Inculter, Nekromantheon, Condor, Toxik Death… jaka jest wasza opinia o nich?

Ta, znamy tych gości, a te zespoły to miazga! Ale to Infant Death jest najbrudniejszym zespołem z Norwegii w tym momencie. Overload of Death! (śmiech)

Heh, a jakie jest wasze zdanie o jeszcze jednym zespole z Norwegii - Critical Solution. Oczywiście, jeżeli mieliscie okazję poznać ich twórczość.

Słabe popłuczyny po nowszej Metallice. Najlepszy thrash z Norwegii to Ghoul Cult.

Ostatnimi czasy dodałeś jakieś ciekawe pozycje, klasyczne lub undergroundowe, do swej kolekcji płyt?

Appendix “Money Is Not My Currency” i RKL “Rock And Roll Nightmare” są godnymi nabytkami, jakie ostatnio do mnie trafiły.

We wrześniu zagraliście kilka koncertów w Stanach. Jak wam się udały wasze występy?

Było znakomicie. Szkoda, że nie mogliśmy zagrać tam większej ilości koncertów, ale część z nas musiała wracać z powodu określonej liczby dni urlopowych w pracy jakie dostali. Hell’s Headbash był odjechanym festiwalem. Profanatica zmiażdżyła cewy (jak na 15 minut czasu). Nigdy wcześniej nie graliśmy w Philadelphi, a było naprawdę w porzo.

W Polsce mamy całe hordy black/thrashowych kapel, ale jakoś zawsze są problemy z organizowaniem koncertów takich zespołów z zagranicy. Dostaliście kiedyś jakąś ofertę grania u nas?

Nie, nie przypominam sobie.

A tak z czystej ciekawości. Co sądzicie o Polskim metalu i scenie?

Byłem w Polsce kilka razy. Kraków mi się bardzo podobał, uważam ze to fajne miasto. Kultuję VooDoo, ich jedyny album jest boski! No i oczywiście uwielbiam takie piekielne klasyki jak “666” Kata. Turbo jest fantastycznym speed metalem, a demówki Vadera to mistrzostwo deathu.

Przeprowadzono: listopad 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz