poniedziałek, 1 maja 2017

Warlord - wywiad





Polując na Damiena

Nie jest wielką tajemnicą, że umysłem stojącym za magią i muzyką Warlord jest Bill Tsamis. To dla niego były głównie przygotowane nasze pytania i miałem wielką nadzieję, że mimo ostatnich sporych przeciwności losu, zarówno zdrowotnych jak i rodzinnych, Bill będzie w stanie nam na nie odpowiedzieć. W końcu nie co dzień ma się okazję poznać nieco wiadomości z obozu kapeli, która stanowiła jedną z poważniejszych opok dla amerykańskiej sceny power metalowej i epickiego heavy. Niestety, Bill koniec końców nie dał rady, jednak zastąpił go legendarny perkusista Mark Zonder, który trwa przy projektach Billa od samego zarania kariery muzycznej. Choć nie był w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, to jednak podzielił się z nami bardzo ciekawymi spostrzeżeniami na bieżącą sytuację w Warlord jak i na temat historii zespołu.


Wielkie dzięki za to, że zgodziliście się odpisać na nasze pytania. Mam nadzieję, że będziemy w stanie razem dać polskim fanom Warlord nieco świeżych wieści oraz interesujących faktów z przeszłości zespołu. Także zacznijmy od najbardziej palącej kwestii - jak wygląda aktualny plan dla Warlord? Kilka lat temu przeczytałem, że planujecie wydanie nowego albumu z kompletnie nowym materiałem. Czy to jest nadal aktualne info?

Mark Zonder: Na razie przygotowujemy się na nasz występ na Chania Festival, który odbędzie się 1 lipca na Krecie. Headlinujemy drugi dzień. Pierwszego dnia headlinerem będzie Blind Guardian.

Co do kwestii nowego albumu – Mark Briody z Jag Panzer opublikował na swym Facebookowym profilu krótki filmik z miksowania nowego materiału Jag Panzer ze studia. Czy zamierzacie sprezentować fanom Warlord podobny przedsmak waszego owocu pracy?

Prawdę powiedziawszy to nie pracujemy teraz nad nową płytą, a raczej szukamy ciekawych ofert koncertowych. Wygląda na to, że stworzenie nowego nagrania jest bardzo ciężkim kawałkiem chleba, a ponieważ Warlord nigdy nie grał zbyt wiele tras, zamierzamy teraz szerzyć naszą muzykę bardziej przez granie koncertów na żywo.

W 2013 roku dołączył do was nowy wokalista: Nicholas Leptos. Czy mógłbyś nam powiedzieć w jaki sposób trafił w wasze szeregi?

Gość jest wokalistą jakiego Bill zawsze chciał u siebie. Aż do teraz nie było to wcześniej możliwe z kilku różnych powodów. To do Billa należy ostateczna decyzja, ponieważ potrzebuje wokalisty, który spełni jego wymagania, by móc z nim pracować. To Bill zawsze tworzy wszystkie teksty i linie wokalne, więc współpraca musi zawsze jemu pasować.

Myślisz, że Leptos spodoba się fanom? Co takiego ma czego nie miał Giles Lavery lub Richard Anderson?

Wiem, że sobie dobrze radzi. Grałem z nim już kilka koncertów. Nic ma tę umiejętność, że potrafi zaśpiewać każdy nasz utwór, niezależnie od tego, który wokalista go pierwotnie wykonywał. Bez wchodzenia w zbędne szczegóły, nasz wokalista musi oddać w pełni materiał, który w praktyce był przygotowany dla pięciu różnych frontmanów. Niektórzy z nich potrafili się nieźle odnaleźć w części tego całego, ale nigdy w całości. Nie chcielibyśmy wyrzucać utworów z setlisty dlatego, że nasz wokalista nie może ich dobrze oddać na żywo.

Bill tworzy całość tekstów czy jednak daje Nicholasowi szansę się wykazać także na tym polu? Czy Bill dopuszcza kogokolwiek, prócz ciebie, do dodawania czegokolwiek do swojej wizji artystycznej?

Tak jak już wspomniałem: teksty i linie melodyczne tworzy wyłącznie Bill. Jest jednym z niewielu kompozytorów, którzy patrzą na głos jak na kolejny instrument i to on kształtuje go w swych utworach. Wydaję mi się, że perkusja jest tak inna od instrumentów tworzących melodie, że wpasowuję się idealnie obok wizji Billa. On zajmuje się tamtą stroną kompozycji, a ja tą. Wygląda na to, że taki układ działa.

W 2015 roku Warlord wypuścił „The Hunt For Damien”, kompilację 9 hitów nagranych ponownie z wokalami Nicholasa Leptosa. Muszę przyznać, że miałem bardzo, ale to bardzo mieszane odczucia podczas słuchania tej płyty. Jako współtwórca, który stoi za stworzeniem tego dzieła, proszę powiedz nam jaki był cel, który mieliście w głowach, gdy planowaliście wydanie tego nagrania? Czy było to popełnione jedynie w celu zaprezentowania nowego wokalisty w klasycznym repertuarze Warlord? Czy było to w takim razie konieczne, by w tym celu tworzyć kolejne studyjne re-recordingi waszych klasyków? Niektóre z tych utworów były nagrywane ponownie całkiem niedawno, więc klasyczny już scenariusz "nagrywanie z lepszą technologią" nie był tutaj grany?

Skontaktowała się z nami pewna niewielka wytwórnia, więc stwierdziliśmy, że wykorzystamy nadarzającą się sposobność. Był to prosty sposób na to, by utrzymać naszą nazwę na wierzchu z kolejnym nowym produktem. Branża jest teraz bardzo, ale to bardzo inna. Jeżeli się rozejrzysz, to dostrzeżesz, że każdy stara się publikować naprawdę rozmaite nagrania, by osiągnąć jakikolwiek dochód. Ile nagrań ma teraz bonus tracki, unreleased tracki, akustyczne wersje i tak dalej? Zespoły zostały zmuszone do takiej strategii, gdyż w biznesie nie ma praktycznie pieniędzy, a produkcja nowych albumów kosztuje całkiem sporo. Wszystkie te reedycje... alternatywą jest siedzenie na tyłku w oczekiwaniu na koniec. Serio, jak wiele razy możesz coś ciągle remasterować? Tyle razy ile ludzie to kupią.

No cóż fani tradycyjnego metalu raczej nie są zbyt ukontentowani jak kapele wydają kolejne nagrania swych klasycznych utworów. I to z wielu różnych powodów. Naturalnie, nie oznacza to automatycznie, ze każdy utwór nagrany na nowo jest czymś złym. Jak myślisz, co sprawia, że wasze ponowne nagrywki wybijają się nad te dokonywane przez inne zespoły?

Tak naprawdę to nic, to było bardziej posunięcie biznesowe niż cokolwiek innego. W tych czasach nie możesz sobie pozwolić na niewykorzystanie nadarzających się sposobności, gdy się pojawiają.

„The Hunt For Damien” ma bardzo symboliczny tytuł. Przez szeregi Warlord przewinęło się naprawdę wielu wokalistów. Myślisz, że udało wam się dorwać tego idealnego Damiena w postaci Nicholasa Leptosa? Czy myślisz, że jego umiejętności przewyższają te Ricka Cunninghama i Jacka Ruckera z epki „Deliver Us” i „And The Cannons of Destruction Have Begun…”?

Myślę, że na razie to wszystko działa. Choć fakt faktem, nie nagraliśmy jeszcze nic nowego, więc ciężko powiedzieć. Ale powiem, co sądzę o naszych dotychczasowych wokalistach. Jack Rucker: wspaniały technicznie wokalista, ale ani krztyny rockowego czy metalowego zacięcia w sobie. Jego głos był jedynie wektorem dla wizji Billa. Bill siedział z nim w studio i dobierał mu rejestr wers za wersem. Nie było prób, lecz wszystko było robione na żywioł. Gość był takim bardziej wokalistą sesyjnym i był niesamowicie koszmarny na żywo.

Rick Cunningham: miły gość z dobrym warsztatem. Miał dużo problemów w pracowaniu z Billem, ponieważ się często gubił. Pamiętam jak Bill rwał sobie włosy z głowy jak Rick nie potrafił się odnaleźć w prostych motywach. Za bardzo też gwiazdorzył i nie był tak oddanym wokalistą jakiego potrzebowaliśmy.

Joacim Cans: Prawdziwy wokalista Warlord. To było to. Podziwiałem jego umiejętności zarówno w studio jak i na scenie. Szkoda, że jego druga kapela odniosła sukces. Świetny frontman, który doskonale chwytał Warlord. Jak myślisz, dlaczego coverowali „Child of the Damned” i nazwali swoją kapelę od naszego utworu?

Rick Anderson: Nigdy nie byłem fanem niskich tonów, gdyż uważałem, że wokalista w Warlord powinien potrafić eksplodować wokalnie. Zrobił dobrą robotę na "The Holy Empire", ale miał swoje ograniczenia i to by nie wyszło dobrze na żywo

Giles Lavery: Świetny przy śpiewaniu „Kill Zone”. To zdecydowanie była jego specjalność. Miał świetny zakres oktaw i naprawdę rozumiał metal. Biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się u nas znalazł, naprawdę odwalił kawał dobrej roboty na żywo.

Jakie są wasze dalsze plany koncertowe w tym roku? Kontaktowali się z wami jacyś europejscy promotorzy?

Tak jak wspomniałem, festiwal w Chanii. I zawsze jesteśmy otwarci na oferty.

Miałem przyjemność podziwiać wasze występy na Keep It True i Headbangers Open Air. Oba były niezwykłymi i cudownymi przeżyciami, zwłaszcza ten na KIT. Jak wspominasz oba te wieczory?

KIT było świetne. HOA za to było strasznym niewypałem. KIT jest profesjonalnym festiwalem od początku do końca. HOA to jakiś piknik na zadupiu, gdzie gówno ich obchodzą zespoły. Do tego dochodzi fatalne nagłośnienie i oświetlenie. Może to fajna impreza, ale nie są to komfortowe warunki do grania dla zespołu.

Zahaczmy na chwilę o przeszłość. Który z utwór Warlord jest najstarszy?

Nie jestem do końca pewien, ale „Black Mass” został stworzony przez Billa, gdy ten miał 17 lat.

Która z solówek gitarowych Billa jest według ciebie najbardziej magiczna?

Uwielbiam je wszystkie. Zawsze powtarzam, że Bill po prostu zwyczajnie gra odpowiednie dźwięki, w momencie, w którym powinny się pojawić.

Co się takiego wydarzyło, że Jack Rucker, wokalista z klasycznej EP „Deliver Us”, w następnych latach nie był już członkiem zespołu.

Zniknął, gdyż był tylko zainteresowany śpiewaniem, jeżeli była szansa na dużą kasę. Jak już wspomniałem, gość był bardziej studyjnym wokalistą. Podobała nam się barwa jego głosu, ale nie czuł się w ogóle częścią kapeli.

Nie będę ukrywał, że „Deliver Us” dla mnie jest idealnym nagraniem Warlord. Jest surowe, ale jest przy tym niezwykle wysycone energią i kwintesencją ducha kapeli. Jak postrzegasz to nagranie teraz, z perspektywy tych wszystkich lat? Zauważyłem, że wielu starych (sorry!) artystów heavy metalowych nie przepada za brzmieniem swych dzieł z początku lat 80tych, a mimo to fani za nimi szaleją. Jak myślisz, dlaczego tak jest?

Bez dwóch zdań ta płyta to klasyk. 8-ścieżkowiec z podwójną centralą i linią basową nagranymi na jednej ścieżce. Zdecydowanie znak swoich czasów. Niezbyt fajny, ale kosztowało nas to 800 dolarów i masę ciężkiej pracy. Każdy z tych utworów jest perfekcyjny. Może nie za wiele się tutaj wypowiedziałem, ale jak porównamy Warlord do innych kapel, to zauważymy, że każdy utwór Warlord ma swoje specyficzne brzmienie. Każdy numer Jest indywidualną kompozycją i nie brzmi podobnie do jakiegokolwiek innego. Niewiele zespołów może się poszczycić czymś takim.

Trzeci album Lordian Guard pojawił się koniec końców pod szyldem Warlord. Czy są może jakieś plany na nagranie lub wydanie czegokolwiek jeszcze jako Lordian Guard w przyszłości?

To kwestia do przemyślenia. Sporo utworów Lordian Guard było w gruncie rzeczy kompozycjami budowanymi dla Warlord które nie zostały nagrane na żadnym z albumów Warlord. Dlatego wróciliśmy do kilku z nich, by nagrać je na nowo, tak by prezentowały się w sposób, jaki zamierzaliśmy, w stylu Warlordowym.

Technicznie „And The Cannons of Destruction Have Begun…” było soundtrackiem do wideo waszego „koncertu”. Sfinansowaliście je w całości, co nie było wówczas rzeczą często spotykaną. Jak wspominasz tworzenie albumu i wideoklipu?

Sesja nagraniowa była straszna. Zrobiliśmy ją w jakimś tanim i koszmarnym studio w Los Angeles. Efekt braku kasy, na co już zwróciłeś uwagę. Pracowaliśmy najlepiej jak umiemy i na tyle, na ile pozwalał nam bardzo mały budżet. Przy takich środkach nie mieliśmy czasu, by zarejestrować także dźwięk przy nagrywaniu wideoklipu. Mało znanym faktem jest to, że rozstawiliśmy się wcześnie rano, by mieć możliwość zarejestrowania całości show kilka razy. Planowaliśmy uzyskać ujęcia z kilku różnych miejsc, by potem je zmontować w interesującą całość. Niestety udało nam się całość zarejestrować tylko raz, zanim skończył nam się czas wynajęcia.

 1984, the beginning of the end. A world at war. The decline of individuality and the fall of originality. As we seek our immortality, the crusade has just begun. In 1984, the foundation will be built... for a kingdom, that will come.” - Fraza, która rozpoczyna „And The Cannons…” wydaje się nadal aktualna. Nawet nie tyle wydaje się, co jest. Wydawałoby się, że można tu wstawić dowolny rok.

Klasyczny Bill Tsamis. Ma talent do takich spostrzeżeń.

Jesteś jego wspólnikiem na dobre i na złe we wszystkim, co jest choć trochę Warlordowskie. Od samego początku. Myślisz, że bez twojego wsparcia jest możliwe istnienie tego zespołu?

Uważam, że Warlord to Bill i ja. Gdyby któryś z nas potrafił śpiewać, nie potrzebowalibyśmy nikogo innego. Po trzydziestu latach wytworzyła się między nami więź, która jest owocem magii i wspólnego szacunku. Nikomu nie udało się jej przerwać.

Nietrudno zauważyć, że używasz dość szczególnej techniki perkusyjnej. Jedną z pałeczek trzymasz inaczej niż zdecydowana większość perkusistów metalowych: tradycyjnie, a nie symetrycznie, podobnie do perkusistów jazzowych czy wojskowych doboszy. Dlaczego ci tak wygodniej bębnić?

Tak mnie już nauczono i podoba mi się stosowanie tej techniki. Umiem grać w obu stylach, jednak tradycyjny chwyt bardziej do mnie przemawia.

Czy jest jakiś młody zespół metalowy, który przykuł ostatnio twoja uwagę?

Nie, żaden.

Wielkie dzięki za wywiad, poświęcony nam czas i za odpowiedzi. Ostatnie słowa dla heavy metalowych fanów należą do ciebie:

Przybywajcie na koncerty, usłyszycie wszystkie ikonicznie klasyki Warlord na żywo!


Przeprowadzono: kwiecień 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz