sobota, 22 października 2016

Hellwitch - Syzygial Miscreancy


Hellwitch - Syzygial Miscreancy
1990, Wild Rags

Jeżeli szukacie ekstremalnego technicznego thrashu utrzymanego w oldschoolowym stylu, to debiutancka płyta Hellwitch jest idealnym wyborem. Ta produkcja, nagrana na chybcika w sławnym Morrisound Studios, zawiera wszystko to, czego się oczekuje zarówno od klasycznego thrashu jak i od technicznego grania. Wskazuje na to nawet sama niezwykle kiczowata okładka, która zgodnie z zasadą heavy metalu numer siedemnaście, oznajmia nam, że w środku znajdziemy fantastyczny materiał.

Na "Syzygial Miscreancy" mamy dwa motywy przewodnie - technikę i brutalność. Hellwitch gra niezwykle gniewnie, nieprzewidywalnie i szybko. Gitara i perkusja wyczyniają takie pogięte połamańce, że szok, a przy tym muzyka nie traci swojej pierwotnej dzikości i nieujarzmionej prędkości. Dodajmy do tego potępieńcze zaśpiewy Patricka Ranieriego, a doświadczymy pełnego spektrum muzycznego orgazmu. Nie przesadzam, spróbujcie tego gówna sami. Tu nie ma miejsca na proste patenty i motywy - kompozycje Hellwitch to kwintesencja niebanalnego i kombinatorskiego geniuszu. W dodatku nie ma tutaj tego, co skrajnie irytuje w takim powiedzmy Cryptopsy - czyli nowoczesnego, sterylnego klimatu, pełnego chłodu i sztuczności. W Hellwitch bezkompromisowa technika i przegięta brutalność jest ubrana w prawdziwe jeszcze parujące mięso, a nie jakieś łachy.

Hellwitch to zderzenie brutalności Sadus z ciężarem Gammacide, furią Morbid Saint, zmyślnością Dark Angel i szybkością spadającego meteorytu. "Syzygial Miscreancy" prezentuje się niczym bardziej wysportowany i inteligentny brat bliźniak "Tortured Existence" Demolition Hammer z blastami. Tutaj nie ma miejsca na głaskanie szczeniaczków, klepanie się po pleckach, roztkliwianie się nad tym jaki los jest zły czy wyrażanie żalu, bo mame dała brukselkę na obiad. Na tej płycie od początku do końca znajduje się niezwykle urozmaicony technicznie wpierdol, furia i agresja.

Ta płyta to pomnik tego jak talent i nieszablonowa kreatywność mogą zrodzić coś lepszego niż kolejne nudne albumy Dream Theater. To nie jest granie dla ckliwych i płaczliwych kutasiarzy, którzy myślą, że jak się będą bawić w metal, to staną się przez to automatycznie fajniejsi. "Syzygialne Szujstwo" nie bierze jeńców, tym bardziej takich pizdusiowatych.

Ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz