sobota, 9 lipca 2016

Suicidal Angels – Division of Blood





Suicidal Angels – Division of Blood
2016, NoiseArt Records

Jak patrzę na okładkę „Division of Blood” to się zastanawiam – czy ten gość w ogóle się jeszcze stara? Ed Repka, znaczy. Wygląda to tak, jakby już odcinał kupony od faktu, że jest twórcą wielu ikonicznych okładek sprzed dwudziestu kilku lat. Jego prace dla Suicidal Angels są zresztą jednymi z jego najgorszych. O ile na pierwszych swych grafikach dla Suicidali starał się, by ten trupi anioł, który na nich gości, miał jakieś fizyczne cechy, które odróżniałyby go z albumu na album – tak teraz główna postać to niemal kopiuj-wklej z okładki poprzedniego albumu Suicidali – „Divide and Conquer”. Dodatkowej porcji żenady dodaje ten kiczowaty tłum w zombiaków w niemieckich mundurach (ale bez oznaczeń, żeby nie było!), trzymający przypominające pepesze rury z kolbami. No, karabiny to nie są, bo nie mają spustów. A te wklejone w programie graficznym czołgi, nie wblendowane do końca w otaczające ich tło? Wieje amatorszczyzną jak halnym na jesień. Tak swoją drogą, jak ktoś się zamierza pultać, że jak to – Repka taki świetny, nie wolno złego słowa powiedzieć, najlepsze grafiki w metalu i inne tego typu utarte slogany, to spieszę z wyjaśnieniem – tak, jego prace dla Massacre, Megadeth czy Sanctuary były naprawdę świetne i są legendarne. Było to jednak na przełomie lat 80tych i 90tych – teraz gość tworzy maszynowo grafiki wręcz na odwal się. Jak nie wierzycie, to porównajcie ze sobą okładkę debiutu Hell’s Domain i „Operational Hazard” Condition Critical. Myślę, że bez trudu znajdziecie wspólny element, który został po chamsku skopiowany i wklejony.

No dobra, a jak wygląda forma muzyczna „Division of Blood”? Tu nie ma niespodzianek – to jest Suicidal Angels, tu wszystko brzmi tak samo jak na poprzednim, tu wstaw nazwę dowolnego albumu Suicidali, krążku. Jedynym ich naprawdę dobrym albumem, do którego jakoś nie chcą nawiązywać, był debiutancki „Eternal Domination”. Wszystko, co po nim nastąpiło, było już przeciętnym thrashem, lecącym na hypie nowej fali. „Division of Blood” tego stanu rzeczy nie zmienia. Spotkamy się na tym albumie ze średnim, przeciętnym i nudnawym metalem, bez polotu, bez ognia i bez emocji. Zarówno kompozycyjnie jak i brzmieniowo.

Uważam, że nawet taki typowy, nieinnowacyjny thrash metal także trzeba umieć grać. W każdym gatunku, grając „według podręcznika”, nawet poprzez naśladowanie starych mistrzów, da się stworzyć coś wspaniałego. Dlatego tym bardziej nie rozumiem dlaczego Suicidal Angels, które usilnie stara się pozować na klasykę gatunku w młodszym wydaniu, zawodzi po całości. To nie jest tak, że ich kompozycje są skrajnie fatalne. Grecy potrafią stworzyć ciekawe momenty i riffy, jednak nie potrafią zachować ciągłości jakości – i to nie tylko na całej płycie, ale chociaż w jednym kawałku. Nie ma jednego kawałka, o którym można rzec, że jest dobry – tak od początku do końca. Nawet nie, że jest hitem, szlagierem czy oszałamiającym kilerem – po prostu, że jest dobry. Najbliżej do tego jest otwierającemu „Capital of War”, ale ten wałek też potrafi zamęczyć bułę.

„Division of Blood” jest kolejnym nijakim i nieciekawym thrash metalowym albumem. Brakuje w nim mocy, pasji, energii, swady i generalnie tej iskry, która by sprawiła, że ta płyta miałaby w sobie „to coś”. Nie da się odmówić naturalnie Suicidalom tego, że włożyli wiele wysiłku w ten album i dopracowanie riffów, solówek czy samego brzmienia (choć to jest jak dla mnie trochę zbyt „unowocześnione”). Poświęciłem temu nagraniu bardzo wiele czasu i uwagi, licząc że może tym razem nowe wydawnictwo Suicidal Angels jakoś do mnie trafi. Nie trafiło. Ma momenty, ale więcej na nim braków niż ciekawego contentu. Na koncercie pewnie ten materiał, jak i sam zespół, wypadnie zapewne lepiej – ale równie dobrze może tego dokonać każda inna dowolna kapela thrash metalowa.

Ocena: 2,8/6

1 komentarz:

  1. Generalnie jak się na czymś nie znam - to się tego nie tykam. Polecam tę maksymę autorowi recenzji.

    OdpowiedzUsuń