Manilla Road - Crystal Logic
1983/2000, Iron Glory Records
I sail the seas of negativity
To banish evil from this place...
Cóż można rzecz w przypadku Manilla Road? Słowa uciekają i myśli nie chcą się zebrać, gdy przychodzi do opisania kunsztu i mistrzostwa, które stoją za tą nazwą. To tak, jakby ktoś chciał drobiazgowo wyjaśnić wyraźny i niewytłumaczalny aksjomat. Dlaczego Manilla Road jest kwintesencją i definicją heavy metalu? Równie dobrze można zapytać o jakąś totalną oczywistość, pokroju dlaczego w złym tonie jest jedzenie kupy podczas rodzinnego obiadu. Twórczość Manilla Road to pełna pasji i sztuki przeprawa przez niesamowity świat tajemniczej poetyki dźwięków. Zaiste, prawdziwe piękno muzyki metalowej nie leży tam gdzie Metallica, Iron Maiden, Dream Theater czy Black Sabbath, lecz paraduje wdzięcznie w orszaku nieskazitelnej doskonałości.
Muzyka Manilla Road prezentuje wręcz idealnie artyzm i różnorodność, jakie kryją się w heavy metalu. Piękno i majstersztyk są obecne zarówno w ich szybszych, jak i w wolniejszych kompozycjach, tak samo jak w tych bardziej i mniej melodyjnych, bardziej i mniej progresywnych, bardziej i mniej wysyconych epickim czy doomowym klimatem. Manilla Road, zarówno pod względem muzyki, tekstów jak i całości odbioru, to poetyka pełna nastroju i emocji.
W dorobku Manilla Road i władającego nią Marka Sheltona, znajduje się wiele znakomitych pozycji, z których każda mogłaby zdeklasować dowolny album mainstreamowych zespołów, które wymieniłem wcześniej. Nie oznacza to, że Iron Maiden czy Black Sabbath to złe zespoły, które tworzyły jakąś skoczną polkę dla plebsu. Jednak żaden z nich nie uchwycił tego czaru muzyki i niepokojącej niesamowitości w taki sposób jak Manilla Road. Ich klasyczny album "Crystal Logic", od którego się zaczęła cała epicka magia (choć był to ich trzeci album), to sztos jakich niewiele. Tradycyjny, klasyczny i mistyczny łopot flagi zwycięstwa nad pobojowiskiem zaoranych stulejarzy i spierdoleńców.
Choć Manilla Road to niewyczerpalna studnia klimatu i niesamowitej atmosfery, nie zabrakło też w niej innej ważnej składowej heavy metalu, a mianowicie przebojowości. Już na samym starcie albumu "Crystal Logic" uderza "Necropolis" - hicior jakich mało. Awanturnicza tematyka tekstu, jawnie chwytająca się spuścizny Roberta Howarda, twórcy Conana Barbarzyńcy i Kulla Atlanty, współgra idealnie z energicznym perkusyjno-gitarowym atakiem. Niesamowite melodie, mięsiste riffy, świetne klimatyczne zwolnienie i piękny zaśpiew w refrenie, niczym rzewny płacz zakutego w łańcuchy anioła, to bezkompromisowy sztych zniszczenia. Ten utwór fascynuje i stanowi świetne wprowadzenie w dalszą część płyty, na której Manilla Road w bardzo naturalny sposób bawi się emocjami, woalem tajemnicy i wyjątkowym klimatem. Pełny wewnętrznej niesamowitości konglomerat utworu tytułowego, "Veils of Negative Existence", ciężkiego "The Ram" oraz niebywale epickiego i przepełnionego melancholijną pasją "Dreams of Eschaton", stanowi sztukę pełną wirtuozerii i biegłości, niczym muzyczne odzwierciedlenie arcydzieł najznamienitszych malarzy, pisarzy czy rzeźbiarzy. Jasny styl Manilla Road jest wypełniony szczodrze po brzegi mnogością koncepcji i pomysłów.
Prócz "Necropolis", innymi bezpośrednimi hiciorami są "Flaming Metal Systems" i "Feeling Free Again". Pierwszy z nich pierwotnie nie znalazł się na tym wydawnictwie, lecz został dodany jako bonus do późniejszych wznowień. Choć zaczyna się pozorną kakofonią, szybko przeradza się w chwytliwy cios - mocny, dynamiczny i łączący przy tym ciężar z melodią. Gra solowa Marka Sheltona, która wiedzie tutaj prym, pełna jest klasycznych motywów, tętniąc przy tym energią, pięknem i talentem. "Flaming Metal Systems" jest jednym z najlepszych przykładów na to, jak można tchnąć epicki rozmach i klimat w krótką i pozornie prostą kompozycje. Za to "Feeling Free Again" w porównaniu z innymi utworami, zebranymi na tym albumie, zdaje się być niemalże trywialnym. Beztroski, trochę przebojowo-radiowy klimat, choć odstający od reszty, mimo wszystko nadal przedstawia wysoką wartość oraz pasuje do ekspresji Manilla Road.
Muzyka Manilla Road świetnie zestawia się z tekstami obecnymi na nagraniach. Pełno w nich poetyzmu, nastrojowości i pasji, dzięki czemu kompozycje Marka Sheltona to nie suche riffy z jakimś tam tekstem o piciu czy smokach, lecz spójna synergia współpracujących ze sobą czynników. Dzięki temu utwory biegle malują przed nami pejzaże pełnie niesamowitych historii, niezwykłych opowieści, epickich motywów i niepokojących wizji. Od profetycznych fantazmatów nuklearnego holokaustu po zaginione antyczne nekropolie, od zarysów demonicznych rytuałów po międzywymiarowe krucjaty, od epickości po poezję.
Jak na rok 1983 i dość ograniczoną liczbę muzyków w zespole (trio), "Crystal Logic" brzmi czysto, mocno, czytelnie i niezwykle ponadczasowo. Perspektywa czasu tylko to potwierdza. Uwarzenie takiej świetnej mieszanki NWOBHM i amerykańskiej mocy, bryzgającej na około ciężarem, melodią, przebojowością, progresją, epickością i poetyckim klimatem, to nie lada wyczyn i geniusz. Po dziś dzień Manilla Road, a zwłaszcza (choć nie tylko) jej albumy z lat 1980-1990, to prawdziwy kult w podziemnych kręgach. I chyba nic już tego nie zmieni - szczerość i klimat ówczesnych dokonań Marka Sheltona jest nie do zaprzeczenia. Dlatego polecam, zwłaszcza tym, którzy mienią się metalowcami, a nigdy o Manilla Road nie słyszeli - a właśnie TO jest prawdziwą muzyka.
ps. Lost in Necrooopolis!
Ocena: 6/6, 10/10 i 100/100
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz