czwartek, 1 października 2015

Cobra - To Hell



Cobra - To Hell
2014, Austral Holocaust Productions

Zacznijmy od krótkiej charakterystyki bohaterów tej recenzji. Cobra jest heavy metalowym zespołem z Peru, który siedzi głęboko w old schoolu i stylistyce retro. "To Hell" jest ich drugim albumem studyjnym, a sam zespół zadebiutował w 2011 płytą "Lethal Strike". Cobra jest o tyle ciekawym bandem, że jakość ich muzyki pozbawiona jest tej południowoamerykańskiej przaśności, tak typowej dla analogicznych zespołów tego typu. Wokalista nie ma tego śmiesznego akcentu, riffy są profesjonalne i wszystko jest dobrze dopracowane. Jak widać zespół zachowuje odpowiednią jakość do tego typu stylistyki jakiej się podjął.

Muzyka prezentowana przez Cobrę nie jest tak jaskrawa i przepojona energią jak choćby twórczość Rocka Rollas. Nie jest też tak przesłodzona jak dokonania Skull Fist czy Enforcera. Nie opiera się też, jak wspomniane przed chwilą dwie kapele, na patentach rodem z Tokyo Blade. Nie jest także tak silnie rockowa jak muzyka szwedzkiego Screamera czy Night. Cobra preferuje raczej klimaty ocierające się o dokonania Iron Maiden na pierwszych trzech płytach. Słychać to już od pierwszych dźwięków pierwszego utworu. Oprócz tego przebijają się w tym wszystkim echa Diamond Head, a także Grim Reaper, a w szybszych partiach możemy dosłyszeć inspirację Tankiem i Motorheadem.

Sam pierwszy utwór jest dość ciekawą kompozycją. Najdłuższy z płyty, ponad ośmiominutowy wałek, miał być pewnie w zamierzeniu epickim utworem. Jest tylko pewien problem, mianowicie jego pierwsze figury działają strasznie usypiająco. No nic na to nie poradzę, robi się sennie przy tych flegmatycznych riffach, melodiach i tym do bólu maidenowym basik. Potem jest już trochę lepiej, ale według mnie otwarcie albumu nie należy do zbytnio fortunnych. Nie jest nudno, o nie - ale jest sennie. Co jest o tyle dziwne, że zespół też przyspiesza i gra nawet dość szybko.

Oniryczną barierę senności przerywa zamarynowany w whiskey, skoczny i motorheadowy "Fallen Soldier". Nawet w takim alkoholowo-autostradowym hicie Cobra potrafiła stworzyć ciekawą aranżację całości, przez co ten utwór nie jest kolejna kalką Motorhead, a fajnym wałkiem w interesującej stylistyce.

Cobra stara się urozmaicać swoją twórczość, przez to każdy kolejny utwór różni się od swoich poprzedników. Choć młody zespół nie sili się na nic wysublimowanego, oryginalnego czy technicznego, to jednak odwala kawał dobrej rzemieślniczej roboty. Tego się przyjemnie słucha. Mamy tutaj fajnie skonstruowane old-schoolowe brzmienie. To nie jest to nowomodne plastikowe gówno, jakie jest nam czasem wmawiane jako nowoczesne i jedyne słuszne. Tutaj klasyczny sound bryluje i panoszy się niczym sarmata na swych włościach. Nie ma sztuczności i nie ma przedigitalizowanej polerki.

Oprócz wspomnianego "Fallen Soldier" do ciekawszych kompozycji można zaliczyć surowy i rock'n'rollowy "Rough Riders", beztroski "Danger Zone" oraz mocno kojarzący się ze Stallionem tytułowy "To Hell". W tych utworach zespół sprawił się najlepiej, atakując z energią i mocą.

To wydawnictwo nie jest pozbawione wad. Nie jest też może i najlepszym w swojej klasie. Może czasem zbytnio wpada w rockowe klimaty. Mimo to, prezentuje się całkiem dobrze i przyjemnie. Na pewno jest to miła odmiana po tych wszystkich z deczka przereklamowanych Enforcerach i Cauldronach.

Ocena: 4,2/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz