niedziela, 16 kwietnia 2017

Immaculate – Atheist Crusade





Immaculate – Atheist Crusade
2010, Stormspell Records

Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale większość młodszych kapel heavy metalowych preferuje tworzyć swoje okładki w bardzo charakterystycznym stylu – komputerowych wysrywów, nie zapadających w pamięć. Rzut oka i już wiemy z czym będziemy mieli zaraz do czynienia. To niemal to samo, co te szkaradztwa Eda Repki, które powstają od kilku lat dla przeciętnych kapel spod znaku Nowej Fali Thrashu.

Najlepsze jest to, że Immaculate „Atheist Crusade” ma właśnie taką okładkę – nieciekawy art z programu graficznego. Ale na płycie nie uświadczymy średniego heavy, które na siłę chce być retro i vintage. O nie, nie, nie – w środku dostaniemy po mordzie naprawdę dobrym technicznym thrashem.

Muzyka Immaculate jest rozbudowana, techniczna i pełna niuansów, a przy tym nie jest ani przekombinowana, ani wydumana. Szwedzi bardzo dobrze łączą ze sobą poszczególne pomysły i zagrywki. Gitary mięsiście trzeszczą w thrashowych riffach, perkusista dwoi się i troi za tomami i talerzami, a wokalista... a wokalista brzmi jak potępieniec na inkwizycyjnych torturach. Gość z Evil Invaders chciałby brzmieć tak jak Mika Eronen. Gość ma moc w płucach i wszystko wskazuje na to, że dorzucono mu jeszcze jakieś mechaniczne przeszczepy zamiast przepony. Jego charyzmatyczne wokale - zarówno i te niskie, jak i te wysokie (które zdecydowanie przeważają) wpasowują się idealnie w całokształt thrashowych riffów, melodyjnych solówek i agresywnej aury Immaculate.

Także jak ktoś kultuje Realm, Toxik, a także Heathen na sterydach, to odnajdzie się tutaj bez problemu. Zwłaszcza, że brzmienie nie jest zbyt unowocześniane na siłę i czuć tutaj odpowiednią dawkę old-schoolu, która wybija się w sposób naturalny z kompozycji. Immaculate, mimo kiczowatej oprawy graficznej, muzycznie gruchocze kości aż miło.

Ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz