Mausoleum Gate –
Into a Dark Divinity
2017, Cruz del Sur
Nie samą prędkością i ciężarem człowiek żyje. Udowadnia to
bardzo udana kontynuacja debiutu młodziutkej heavy metalowej kapeli z Finlandii.
Mausoleum Gate znów pokazało, że nie trzeba kuriozalnych ilości przesteru i
godzin pracy inżyniera-polernika w studiu muzycznym, by wypluć iście szatański
album.
Kompozycje Mausoleum Gate tchną klimatem Cirith Ungol, Manilla
Road, Witchfynde i Legend. Dorzucić do tej zgrai można także Deep Purple, które także gdzieniegdzie się
przebija. Podobnie jak to, co pokazał Amulet na
„The First” i Wytch Hazel na „Prelude” –
Mausoleum Gate kładzie nacisk na nastrojowość, oniryzm i poetyckość w swej
muzyce. Nie dziwią delikatne gitarowe motywy i organy Hammonda, które płynnie
przeplatają się z heavy metalowym uderzeniem epickich gitar i rockowych bębnów.
Zwłaszcza że wszystko tutaj do siebie pasuje tak bardzo naturalnie i
oczywiście. Wypracowane brzmienie przywodzi na myśl przełom lat
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. I musze przyznać, że się cieszę w duchu,
słysząc że ktoś potrafi używać organów Hammonda w swych kompozycjach w
dzisiejszych czasach.
„Into a Dark Divinity” to świetna podróż w czasie, która jednak
jest pozbawiona pretensjonalności i nadętej bufonady. Muzyka Mausoleum Gate naturalnie
odnosi się do minionej ery. To nie jest klasa Enforcera
czy Cauldron, tutaj doświadczymy
zdecydowanie wyższej jakości. W dodatku brak tutaj pójścia na łatwiznę i
odbębnienia wszystkiego na jedno kopyto. Na „Into a Dark Divinity” znalazły się
zarówno szybkie hiciory („Burn The Witches at
Dawn”
czy rock’n’rollowy „Horns”), tchnące psychodelą i prog-rockiem peany („Apophis"),
mikstury poezji i okultyzmu („Solomon’s Key”) oraz epickie
epopeje, pełne pierwotnego mroku i magii („Into a Dark Divinity” i „Condemned
to
Darkness”
z linią wokalną wpadającą momentami w manierę „The Ballad of
Mary”
Grave Diggera). Wszystko zostało wyważone i
wymieszane z wprawą oraz precyzją. Dzięki temu Mausoleum Gate nie męczy buły i
nie zjada swego ogona z debiutu, lecz zabiera nas w pełną emocji wyprawę po
miażdżących umysłowość płaszczyznach muzycznych.
Artystyczny popis Finów w postaci „Into a Dark Divinity”
łatwo broni się samodzielnie i stanowi godną kontynuację ich debiutanckiego
krążka sprzed trzech lat. Podziwiam kunszt i kreatywność z jaką podchodzą do
konwencji, w której się obracają. Wydaje się niemal, że przychodzi im to z
łatwością, jakby od niechcenia. W każdym razie, jak zwykle – za granicą
potrafią tworzyć heavy metal, a u nas prócz ze trzech bandów, które nie wyszły
jeszcze z garażu, jak zwykle wieje psim wentylem.
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz