Kreator – Gods of Violence
2017, Nuclear Blast
2017, Nuclear Blast
Nie wiem po co traciłem czas na to wydawnictwo. W skrócie:
Kreator nie schodzi ze ścieżki, którą obrał w 2005 roku na „Enemy of God”, a w
dodatku jeszcze bardziej się na niej gubi. I o ile „Enemy of God” było całkiem
niezłą płytką (choć nie tak dobrą jak „Violent Revolution” z 2001 roku, w
którym Niemcy wrócili do tego całego „dobrego grania") i tak samo
późniejsze „Hordes of Chaos” oraz „Phantom Antichrist”, to wyczuć można było
jasno równie pochyłą jaką się stacza Kreator. Dobry cios w postaci „Violent
Revolution” z czasem począł być rozmieniany na drobne.
No i teraz dostajemy „Gods of Violence”. Spoko, jest tutaj
kilka fajnych thrashowych zagrywek i riffów, dalej Petrozza agresywnie męczy gardło,
co dalej mu zresztą dobrze wychodzi, ale co z tego, jak każda kompozycja - i to
każda, dosłownie KAŻDA - jest zamęczona przez skandynawskie melodyjki, metalcore'owe
patenty i dziwnie dobrane udziwnienia. Gdyby to jeszcze miało ręce i nogi… Ja
wiem, że Fin na gitarze prowadzącej zobowiązuje do dużej dawki melodyki, ale
można to zrobić z jajem, zamiast rozmemływać się w pipczeniu, które gryzie się z
agresywnymi riffami jak tylko może.
Fakt faktem, rozpoczynające album intro, w postaci „Apocalypticon”
prezentuje się o wiele lepiej od „Mars Mantra” z poprzedniej płyty. I jest to
jedna z niewielu rzeczy, której się przyjemnie słucha na tej płycie. Inną jest
następujący po nim „World War Now”, lecz im dalej w las, tym gorzej. Trafimy na
kilka fajnych riffów w stylu znanym już z „Enemy of God" i „Hordes of
Chaos” (jak w „Totalitarian Terror” czy „Army of Storms”), które jednak zostały
poprzeplatane z takimi motywami, że aż się przykro robi słuchając tej zlewni.
A słyszeliście kiedyś folkowego Kreatora? Odpalcie sobie „Hail
to the Hordes”. Nie jest to jednoznacznie złe, ale śmieszy w chuj.
Generalnie dostajemy album, który jest mokrym snem januszy thrash
metalu urodzonych nie później niż w 1985 roku – glaniarzy, dorastających w latach
90tych, nieprzyzwyczajonych do pogłębiania swojego gustu i poszerzania odbioru
estetyki (i to mimo łatwo dostępnych narzędzi i powszechnego dostępu do owoców
undergroundu), z brzuchem, wyleniałym zarostem, pałujących się do największego
metalowego mainstreamu pokroju Pantery, Sepultury czy Metalliki. O – ci to
tutaj będą mieli takiego dojenie kapucyna jak nigdy. Jednak ci, którzy
poszukują tutaj agresji „Pleasure To Kill”, barbarzyństwa „Endless Pain”, thrashującego
crunchu „Terrible Certainty” czy choćby wizjonerstwa „Violent Revolution”, czy
w ogóle czegoś zupełnie nowego, lecz nie będącego przy tym żenującym wysrywem,
mogą sobie to wydawnictwo darować. Naprawdę – średniawka i nic ciekawego. W
przypływie desperacji można sobie puścić. I jak najszybciej później zapomnieć.
Warto dodać, że Nuclear Blast próbuje spylić „Gods of
Violence” w podwójnym digipaku z zarejestrowanym koncertem z Wacken z 2014
roku. Koncertowo Kreator praktycznie zawsze kosi, a że setlista zawierała kilka
fajnych momentów, takie nagranie stanowi fajny dodatek. Ponadto, czuć tutaj tę
energię koncertową i bezkompromisową naturę niemieckiego giganta thrashu. Naturalnie
cena takiego albumiku jest dwukrotnie większa, bo nie ma nic za darmo, biedaki.
Sama koncertówka jest spoko i tutaj lipy nie ma. Wiadomo, znalazło się na niej sporo
kawałków z "Phantom Antichrist", gdyż był to czas promowania tamtej
płyty, ale dostajemy także sztandarowe kreatorowe ciosy z różnych okresów
twórczości zespołu, dostarczone w niezłej formie. Choć bez czegokolwiek z „Coma
of Souls” i „Extreme Aggressions” z wyjątkiem pierwszych trzydziestu sekund
tytułowego wałka z "Comy...". Nie zalewam - zagrali pierwszy riff i
tyle.
Jako smaczek, który chyba najlepiej podsumowuje nowy album niemieckiej legendy, dorzucam sytuacyjny dialog z wieczorowej pory:
Jako smaczek, który chyba najlepiej podsumowuje nowy album niemieckiej legendy, dorzucam sytuacyjny dialog z wieczorowej pory:
- Co to za dziwny cover
band Sabatonu tam puszczasz?
- To nowy Kreator.
- CO?!
- To nowy Kreator.
- CO?!
Ocena: 3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz