środa, 9 listopada 2016

Sumerlands - Sumerlands





Sumerlands - Sumerlands
2016, Relapse Records

Oto przed wami albumik, który spokojnie może pretendować do miana płytki roku. A należy zauważyć, że w ostatnich miesiącach mieliśmy dość bogaty wysyp fajnych wydawnictw, także tych debiutanckich, więc taka prezentacja “Sumerlands” powinna dać wam niejaki obraz sytuacji. Muzyka, którą możemy chłonąć z debiutanckiego krążka Amerykanów jest przypomnieniem starych, dobrych dni, kiedy królowała inteligentna muzyka bez wsiurstwa i tandetnego kabotyństwa. Brzmienie jest idealnie wyważone - w miksie każda część składowa całości ma swoje selektywne miejsce, komponując się przy tym znakomicie z resztą elementów utworów.

Fajnie się tego słucha tuż po (lub przed) odpaleniem sobie innego dobrego debiutu z tego roku - “The Armor of Ire” Eternal Champion. Te dwa albumy świetnie się uzupełniają. Nic dziwnego, w końcu na obu za gitary odpowiadają ci sami ludzie. Świetnie też brzmi wokalista Phil Swanson. Generalnie odwala kawał dobrej roboty w Hour of 13 i w Briton Rites, ale na albumie Krainy Sumerów przeszedł samego siebie. Te jego oniryczne zaśpiewy, nieco w manierze Ozzy’ego Osbourne’a (minus skrzekliwość plus umiejętność śpiewania) naprawdę robią tu robotę.

Koniec końców Sumerlands bardzo ładnie połączyło swoje inspiracje, które rozwlekają się od Manilla Road po Fates Warning. Wyszedł z tego bardzo bogaty atak epickiego metalu w tradycyjnej manierze, który po prostu brzmi tak, jak powinien. Sumerlands bardzo sprytnie operuje zarówno klimatem jak i samym tempem utworów, potrafiąc brzmieć naturalnie zarówno w monumentalnych megalitach jak i w rozpędzonych szarżach. Tego się dobrze słucha i nie idzie porzucić tej płyty raptem po jednym przesłuchaniu. Tak powinien brzmieć metal w wydaniu XXI-wiecznym – polecam, polecam!

Ocena: 5,5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz