czwartek, 23 sierpnia 2018

Sign of the Jackal – Breaking the Spell




Sign of the Jackal – Breaking the Spell
2018, Wax Maniax

Dość odważny chwyt na start swojego drugiego studyjnego dzieła wybrali Włosi. Motyw z Egzorcysty kojarzy się bardzo mocno (prócz z samym filmem) raczej z klasycznym "Seven Churches” Possessed. Niemniej szybko się okazuje, że pasuje do tego albumu idealnie. Sign of the Jackal to dynamiczny i ognisty heavy metal ociekający okultyzm, więc dlaczego nie wprowadzić się w odpowiedni nastrój tym frenetycznie niepokojącym i zwiastującym zgubę motywem z klasyka filmu grozy?

Warto było poczekać pięć lat, bo aż tyle czasu minęło od fenomenalnego debiutanckiego „Mark of the Beast”. A „Breaking the Spell” brzmi, zarówno pod kątem brzmieniowym jak i aranżacyjnym jak naturalne przedłużenie i rozwój tamtego krążka, A przy tym nadal silnie obstaje przy klasycznych korzeniach i brzmieniu.

Skoro mowa o brzmieniu – bardzo podoba mi się to, co zostało dokonane tutaj w studio. Dźwięk jest organiczny i mięsny, jasno nawiązujący do złotej ery lat 80tych. Przy tym jest jasny i przejrzysty i nadzwyczaj selektywny. Wszystko tutaj dokładnie słychać, od poszczególnych elementów perkusji, przez bas i gitary, aż po świdrujący wokal Laury Coller, która brzmi jeszcze bardziej majestatycznie i jeszcze bardziej tętni nieujarzmioną energią. Jej zaśpiewy tak dudnią mocą i czystym trafianiem w dźwięki, że niech się Doro ze swoją ostatnią EP schowa. Naprawdę, trzeba tu wyraźnie docenić Laurę, bo nie jest łatwo wymodelować odpowiednie żeńskie wokale w muzyce heavy metalowej. Samo brzmienie głosu to jedno, ale niezwykle istotne są linie melodyczne, byśmy nie dostali drugiego Battle Beast. Laura tutaj stanęła na wysokości zadania i dostarczyła chyba najlepszy performance, jaki można by było sobie życzyć.

Brzmienie wokali, gitar i bardzo retro brzmiącej perkusji z tym mokrym pogłosem werbla to jedno, druga sprawa to same kawałki. Kompozycje są zaaranżowane tak smacznie, że nie sposób nie machać banią do tego krążka – i to od początku do końca. Przez trochę ponad pół godziny upakowano tutaj piękne i dynamiczne kompozycje, uzbrojone w ogniste riffy oraz rozrywające dusze solówki. Klasyczny heavy metal pełną parą i to bez siermięgi, toporności i generycznej chałtury.

Ocena: 5,3/6

1 komentarz:

  1. kolejna świetna płyta zjebana przez damski wokal

    OdpowiedzUsuń