poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Destroyer 666 – Call of the Wild



Destroyer 666 – Call of the Wild
2018, Season of the Myst

Nazwa Destroyer 666 pewnie niejednej osobie wiele powie już na samym wstępie. Zespół, u którego steru dzielnie i nieprzerwanie czuwa KK Warslut, praktycznie zawsze prezentował muzykę najwyższej klasy. Można powiedzieć, że z EP „Call of the Wild” nie jest inaczej.

Na nowej EP dostajemy trzy nowe utwory oraz, o czym trochę pod koniec, nagrany na nowo „Trialed By Fire”. Z nowych utworów najsłabiej wypada w sumie otwierający „Violence Is Golden” – na niego też chyba najwięcej pomyj wylali black metalowi fanboje na różnego rodzajach portalach społecznościowych. Fakt faktem, kawałek może nie jest  najwyższych lotów, ale bardzo przyjemnie się go słucha. Znajdziemy w nim bardzo dobrze dopracowane, zróżnicowane wokale: tak że momentami jest trochę czyściej, gdzie indziej jest brudniej i agresywniej, i jakoś to razem ze sobą nawet dobrze współgra. Ponadto zaserwowano w nim fajne motywy muzyczne, momentami nawet nieco heavy metalowe i to w stylu Mercyful Fate - więc jest naprawdę grubo. „Stone By Stone” to kompozycja zaaranżowana w bardzo „destroyerowy” sposób, z gęsta atmosferą i diabelską dynamiką. Wałek prezentuję się znakomicie i buja niemiłosiernie. Trzeci utwór z EP, czyli tytułowy „Call of the Wild”, nie odbiega stylistycznie od tego, do czego przyzwyczaił nas Destroyer 666 na przestrzeni lat. W efekcie otrzymujemy szybkie riffy, rozpędzoną perkusja, melodyjne i tętniące wewnętrznym pulsem zniszczenia solówki, które tremolują na równi z gitarą rytmiczną. W refrenie dostajemy dużo klimatu z ostatniej płyty „Wildfire” – skandowanie, monumentalność i pięknie dopracowany klimat wilczych szańców w świetle kryształowe nocy.

Płytkę zamyka „Trialed By Fire”, wałek który pierwotnie pojawił się na potępieńczej EP „Terror Abraxas”. Trochę sceptycznie podchodziłem do pomysłu nagrania tego utworu na nowo, w końcu to jedna ze sztandarowych kompozycji Destroyera 666 – co tu niby nagrywać na nowo? Przecież to klasyka i kult. Na szczęście okazało się, że w nowej wersji Warslut nie spierdolił tego wałka, a raptem zaprezentował jego troszeczkę inną wersję która może i nie dorównuje oryginałowi, ale nadal prezentuje się bardzo ładnie i grzecznie. Słuchałem z przyjemnością, nawet się nie krzywiąc.

Słowem podsumowania mogę spokojnie podkreślić, że Destroyer 666 nadal stoi twardo, wierny swoim ideałom – to nadal jest muzyka pełna energii, niezależności i buntowniczego ducha. Ich ekstremalna wypadkowa black/thrashu i melodyjnych elementów heavy/speed metalu nieprzerwanie prezentuje muzyczny kunszt i ciągle wygląda dobrze. „Call of the Wild” to dziesięć (przynajmniej!) dolarów dobrze wydanych.

Ocena: 5/6

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń