Drunken State – Kilt By Death
1990, Heavy Metal Records
Thrash metal ze Szkocji, to nie jest coś czego jest wiele,
zwłaszcza tego dobrego. Ale jak się poszpera, to się znajdzie niejedną perełkę. Jedyny album jaki wydali szkoccy muzycy Drunken State na
szczęście jest nagraniem godnym. Wydany w 1990 roku „Kilt By Death” stanowi
bardzo ciekawy wycinek przeszłości muzyki metalowej, którą zachęcam do
zgłębienia. Ostatnie podrygi thrashu, próby szukania interesujących patentów na
ożywienie tego zajechanego w latach 80tych gatunku, rozpaczliwa walka z
glamowym mainstreamem… to wszystko przemawia w muzyce z tego okresu.
Drunken State gra thrash metal jednak bardzo szczególny. Nie
jest to agresywna sieczka, ani nie jest to także, dość charakterystyczna dla
tego schyłkowego okresu świetności thrashu, streetpunkowa papka. Jest moc i
jest brutalność, jednak pojawiające się w zrównoważonych ilościach. Sporo tutaj
melodii – głównie wokalnych. To, co jest interesujące to naprawdę niezła dawka
niebanalnych patentów i pomysłów. Ten album zwyczajnie nie nudzi, a nawet
ciekawi.
Trzeba przyznać, że produkcja jest dość siermiężna jak na
1990 rok. Mimo to, przyjemnie się tego słucha. Brzmienie albumu nie jest
męczące, a nawet daje sporo satysfakcji słuchaczowi. Szkoda tylko, że gitary
nie dostały więcej miejsca w miksie, bo te mięsiste riffy i w opór spoko
zagrywki naprawdę zasługują na więcej uwagi. Przez takie rozwiązanie, jakie
zostało poczynione, gitary mogą wydawać się miękkie i nawiązywać bardziej do
power/speedu z USA. Solówki za to są już dobrze słyszalne, dzięki czemu można
się w pełni delektować ich kunsztem. Nie obleczono ich w wirtuozerski splendor
– nie ma więc przerostu formy nad treścią – lecz w rzemieślniczy kunszt.
Drunken State jest co prawda kapelą ze Szkocji, ale
wokalista nie śpiewa ze szkockim akcentem. W dodatku momentami wpada w manierę…
Harry’ego Conklina z Jag Panzer. Słychać to zwłaszcza w „Forgotten Ones”. Gość
jednak potrafi dołożyć manierę w stylu Dark Angel lub Anthrax do swoich partii.
Nie ma co prawda barwy głosu Rona Rineharta jednak czuć, że momentami stara się
nawiązać do jego sposobu artykulacji wokaliz.
Dwa słowa należą się także okładce, która jest dokoksana.
Zespół się szarpnął na pracę Simona Bisleya i był to znakomity wybór. Ten
artysta, znany z rysowania kultowych komiksów o Slaine’ie – celtyckim wojowniku,
którego głównym antagonistą jest Lord Weird Slough Feg (tak, ten sam od którego
nazwę zaczerpnęła pewna zajebista amerykańska kapelka) – o Lobo, a także
różnych prac dla Heavy Metal, DC i Marvela oraz Verotik, był świetnym wyborem.
Jego komiksowa kreska, mocno zainspirowana pracami Franka Frazetty, pasuje
mocno do albumu Drunken State, nadając mu przy tym bardzo charakterystycznego i
wyjątkowego wyglądu.
Niestety, „Kilt By Death” był nie tylko pierwszym ale także
ostatnim albumem Drunken State. Nie było także żadnych późniejszych reedycji i
wznowień tego wydawnictwa. Jest to spora krzywda dla sztuki i muzyki. Samo
oryginalne wydawnictwo jest niezmiernie trudno dostać, ale kto wie, może za
jakiś czas doczekamy się jakiegoś fajnego reissue. Sami muzycy, o ile wiadomo
wszelakim źródłom, nie grali już w żadnych innych kapelach. Jedyne, co po sobie
zostawili to ep z 1988 roku oraz rzeczone „Kilt By Death” z 1990, które polecam
poszukiwaczom dawnego metalu.
Ocena: 4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz