niedziela, 26 czerwca 2016

Death Angel – The Evil Divide





Death Angel – The Evil Divide
2016, Nuclear Blast

Mam problem z tym albumem. Nie jest to dobra płyta, jednak nie jest to jednoznacznie słabe wydawnictwo. Od razu na starcie mogę powiedzieć, że jest zdecydowanie lepsza od dwóch ostatnich dokonań Death Angel. To, co ją kładzie, o co się nietrudno domyśleć widząc nazwisko Jasona Suecofa jako producenta muzycznego w booklecie, to brzmienie. Wszystkie płyty wyprodukowane przez Suecofa brzmią jak metalcore’owe popłuczyny w stylu Trivium i Caliban. Tak samo jest z “The Evil Divide” Death Angel. Standard brzmienia wpisuje się w ideologię tzw. Loudness war, której metodykę jak widać wyznaje także Jason Suecof. Poszczególnie instrumenty nie mają swojego miejsca w miksie i nie budują przestrzennego brzmienia, lecz wszystko jest odkręcone na maksa, by było tak głośne jak tylko się da. Paradoksalnie, zamiast potężnego brzmienia, Jason uzyskał w ten sposób mało czytelną papkę, która jest niezwykle płaska, mało selektywna i pozbawiona przestrzeni. Nagranie ma tak skompresowaną dynamikę, że tego niemal nie da się słuchać. Szkoda, bo same kompozycje są nawet całkiem w porządku. 

Nie jest to super interesujący thrash metal, którego będziemy słuchać z wypiekami na twarzy, ale dobrze zaaranżowane kompozycje, w których pojawiają się także gdzieniegdzie ciekawe motywy. Death Angel na „The Evil Divide” potrafi zaskoczyć, jednak zdarzają się też słabsze momenty, które trochę wprawiają w zażenowanie. Największym jednak spośród minusów tego albumu jest przekombinowane brzmienie. Suecof już od trzech albumów niszczy Death Angel doszczętnie. Szkoda, bo goście z Death Angel to sympatyczne typki, którym nieobce jest pojęcie kreatywności i ciężkiej pracy. Na pewno więc zasługują na to by ich twórczość miała bardziej pasującą do thrashu oprawę. 

Ocena: 3/6

2 komentarze:

  1. A co by pan recenzent powiedział na to: https://youtu.be/ngoRnxMmVGE
    ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trivium "Metalcorowe popłuczyny"... Zapewne nie słyszałeś nigdy w życiu ani jednej płyty Trivium, wystarczy chociażby posłuchać rewelacyjnego Shogun z 2008 roku czy ostatni In the Court of the Dragon żeby mieć jakiś punkt odniesienia Trv Metaluchu w butach ortopedycznych...

    OdpowiedzUsuń