czysty old-schoolowy heavy metal, nic więcej i
nic mniej
Heavy metalowe
komando, znane pod nazwą Booze Control, właśnie wypuściło swoją trzecią
odsłonę. W ciągu swych siedmiu lat istnienia ta niemiecka kapela okazała się
niezwykle prężna, choć nie było o niej zbyt głośno. Ich najnowsze dzieło zatytułowane
„The Lizard Rider” może to jednak zmienić. W nim Booze Control snuje kolejną
fantastyczną opowieść, która mocno siedzi w tradycyjnym, klasycznym heavy
metalu. I w dodatku prezentuje bardzo smaczny poziom.
Witajcie! Czy możecie
przedstawić swój zespół oraz krótki zarys swojej historii dla tych, którzy jeszcze
nie są zaznajomieni z nazwą Booze Control?
David Kuri:
Witaj, Aleksander, wielkie dzięki za umożliwienie nam wzięcia udziału w tym
wywiadzie! Booze Control jest zespołem wykonującym tradycyjny heavy metal.
Kapela wywodzi się z Braunschweig w Niemczech. Jeżeli jesteś fanem NWOBHM i
takich kapel jak Angel Witch i Virtue oraz niemieckich gigantów pokroju Running
Wild i Helloween za czasów Kiskego, to zdecydowanie powinieneś dać nam szansę.
Zespół powstał pod koniec 2009 roku i szybko wydał własnoręcznie wyprodukowaną
EPkę „Wanted” podczas swojego pierwszego show. „Wanted” miało brudne punkowe
brzmienie, które dopiero dopracowywaliśmy, czego efektem było „Don’t Touch
While Running”, kolejna własnoręcznie wydana EP z 2011 roku. „Don’t Touch”…
dalej było czymś pomiędzy, gdyż jako
zespół nadal nie odnaleźliśmy własnego brzmienia. To się zmieniło wraz z naszym
śmiało zatytułowanym debiutanckim krążkiem „Heavy Metal”, wydanym pod koniec
2013 roku. Powzięliśmy zupełnie inne podejście do pisania materiału. Zdefiniowaliśmy
swoje brzmienie i jakość w tworzeniu utworów. Wiele się wtedy nauczyliśmy,
dlatego nasze najnowsze dzieło „The Lizard Rider” jest kwintesencją tego
wszystkiego. Nie będziecie zaskoczeni, bo nie chcemy redefiniować gatunku.
Booze Control to czysty old-schoolowy heavy metal, nic więcej i nic mniej.
Wasze najnowsze
wydawnictwo „The Lizard Rider” to wasza trzecia długogrająca płyta, jednak
pierwsza która zostaje wydana pod skrzydłami wytwórni, a nie samodzielnie. Czy
jesteście zadowoleni z rozpoczęcia współpracy z Inferno Records. Czy będą wam
pomagać w dystrybucji albumu?
David: Prawdę
powiedziawszy to nasze czwarte wydawnictwo, ale preferuję nazywać nową płytę
naszą drugą płytą długogrającą. Nasz poprzedni album został wydany pod koniec
2013 roku, jednak Kernkraftritter Records wznowiło go w 2015. Oni się też
zajmują cyfrową dystrybucją „The Lizard Rider”. Cedeki i taśmy rozprowadza
Inferno Records i bardzo jesteśmy podekscytowani możliwością współpracy z nimi!
„Big boss” Fabien jest wspaniałym gościem i bardzo dobrym kumplem. Naprawdę mu
zależy, co jak dla mnie jest bezcenną cechą. Inferno to wielki krok dla nas w
kwestii dystrybucji i promocji. Sami zajmujemy się bookowaniem koncertów, co
jest często bardzo niewdzięcznym zajęciem, ale póki co sprawy związane z
koncertami w bieżącym roku wyglądają dobrze. Wiele ludzi się pytało nas o
wydanie winylowe, dlatego przeprowadziliśmy małą kampanię crowdfundingową by to
sfinansować. Zakończyła się sukcesem, więc „The Lizard Rider” LP jest już w
produkcji.
Nie byłem wcześniej
zaznajomiony z muzyką Booze Control z wyjątkiem utworu „Strike the Earth” z
waszego drugiego albumu. Muszę o to spytać, bo w moim umyśle ta nazwa rodzi
dość oczywiste skojarzenie. Czy utwór został zainspirowany Dwarf Fortress?
Jeżeli tak – co skłoniło was do oparcia swojego utworu o tematykę gier
komputerowych. Mam wrażenie, że ten motyw powraca u was na nowej płycie w
kawałku „Gravelord”.
David: Cieszę
się, że wychwyciłeś tę inspirację i że jest ona dla ciebie oczywista. W rzeczy
samej, Dwarf Fortress i epicki Boatmurdered były źródłem inspiracji dla tekstu.
„Gravelord” został zainspirowanym Nito z Dark Soulsów. W heavy metalu dość
często nawiązuje się do historii, literatury i kinematografii. Naturalnie, to
też można u nas znaleźć, na przykład „Thunder Child” jest oparty na Wojnie Światów H.G. Wellsa, a „Swim with
the Shark” na Dwudziestu Tysiącach Mil
Podmorskiej Żeglugi Juliusza Verne. „Outlaw” za to został zainspirowany
starymi westernami. Na „The Lizard Rider” „Vera” opiera się na serialu Firefly.
„Fury Road” prawdę powiedziawszy nie ma nic wspólnego z najnowszą odsłoną Mad
Maxa, ale za „Nevermore” stoi już dość oczywista inspiracja. Dlaczego więc nie
włączyć do tego gier? Są przecież nową formą przekazu fabularnego i sztuki,
więc są idealnym źródłem inspiracji.
Lauritz „Lore” Jilge:
Patrząc na stare albumy metalowe, ciągle trafia się na jakieś odniesienia do
popkultury. My też nie zamierzamy i nie możemy zaprzeczyć, że ukształtowały nas
książki, które czytaliśmy, filmy, które oglądaliśmy oraz gry, w które graliśmy.
To naturalne by użyć tego wszystkiego jako inspiracji przy pracy nad naszymi
kawałkami. Swoją drogą, powinniśmy tu jeszcze wspomnieć o „Rats in the Wall”,
bo jest to utwór zainspirowany krótkim opowiadaniem H.P. Lovecrafta o takim
samym tytule.
Jakie inne tematyki i
źródła inspiracji stoją za waszymi tekstami w utworach z najnowszego albumu?
David: Kilka
utworów zostało opartych na naszych doświadczeniach życiowych z ostatnich kilku
lat. „The Wizard” może brzmieć na typowy temat fantasy, ale tak naprawdę jest
to utwór o alkogrze. „Metal Frenzy” zawdzięcza swoją nazwę świetnemu
festiwalowi na którym graliśmy, ale w tekście dotyka kwestii tego, jak się
czujemy na scenie i jak sobie z tym radzimy jako zespół.
Lore: Studiuję
historię, więc wtrącam nawiązania do niej i do mitologii w niektórych
miejscach. No i oczywiście, gdy nazywasz swój zespół Booze Control, musisz mieć
kawałki o konsumpcji niewąskich ilości alkoholu, także to też można u nas
spotkać.
Gdzie
zarejestrowaliście swój najnowszy album? Udało wam się osiągnąć naprawdę fajne
mięsiste brzmienie. Old-schoolowe i pozbawione tej sztucznej czystości, jaką
posiadają przeprodukowane albumy. Jak długo pracowaliście nad samym brzmieniem?
David: Nagraliśmy
„The Lizard Rider” w Overlodge Recording Studio w Niemczech. Dźwiękowiec Martin
Schnella jest niesamowitym gościem i świetnym muzykiem. Wspaniale wykonał swoją
pracę i pomógł nam ustawić takie brzmienie, jakie było nam potrzebne do tego
albumu. Mieliśmy określony cel dla „Heavy Metal”, który też nagrywaliśmy w tym
samym studio, więc wiedzieliśmy już czego chcemy dla „The Lizard Rider”.
Eksperymentowaliśmy z różnymi wzmacniaczami, jednak nie zajęło nam to dużo
czasu.
Nie trzeba jakoś
wyszukiwać old-schoolowych nawiązań w waszej muzyce, gdyż łatwo je odnaleźć. Na
szczęście, nie „pożyczacie” w tak oczywisty sposób motywów muzycznych jak to
robi, dajmy na to, Enforcer. Wyczułem jednak bardzo dużo Jag Panzer na nowym
albumie, np. w postaci ducha „Shadow Thief” w riffie do „The Wizard” – świetny
utwór swoją drogą – czy „Chain of Command” w „Lead the Trail”. Czy są jeszcze
jakieś zespoły, które tak wyraźnie was inspirują?
David: Jak zwykle
przy zespołach naszego pokroju, należy tu wymienić Maidenów czy Priestów,
których wszyscy kochają. Są też zespoły z Brytanii i Niemiec, o których już
wspomniałem, ale naturalnie scena amerykańska też stanowi dla na źródło
inspiracji – Omen, Manilla Road i wczesny Manowar są dla nas bardzo ważne. Nie
należy zapominać także o Szwecji z ich Gotham City i Heavy Load. No i jest
jeszcze cała fala nowych zespołów z Kanady, Szwecji i z całego świata. Skull
Fist należy się tutaj specjalna wzmianka, bo to świetni goście, a sam Jackie
Slaughter nagrał nam poryte solo do „Rats in the Wall” na nowym albumie!
Jak wygląda historia
stojąca za „The Lizard Rider”?
David: Gdy
spotykamy się, by omówić nowy album, najczęściej pijemy wtedy dużo piwa. Tak
naprawdę, to wolimy pić piwo niż rozmawiać ze sobą, więc to, co mamy do
przegadania kończymy najszybciej jak się da. Pod względem oprawy graficznej
chcieliśmy utrzymać styl poprzedniego krążka. Wielkie jaszczury, to jest to!
Stwierdziliśmy, że Lizard Rider do świetny pomysł. Potem co prawda zaczęliśmy
mieć jakieś dziwne pomysły, więc musieliśmy się wrócić z powrotem do „The
Lizard Rider” dwie godziny później. Zwróćcie uwagę na rodzajnik określony.
Kto jest autorem tej
świetnej okładki?
David: Artwork
stworzył Dimitar Nikolov z Bułgarii. On też stoi za okładką naszej poprzedniej
płyty, a także stuffem, który robił dla festiwalu Keep It True, Rossa The
Bossa, Steelwing, Blizzen, Katana i wielu innych. Nawet nie mogę znaleźć słów,
by opisać jak bardzo jestem zadowolony z rezultatu. Dimitar jest świetny i
zamierzamy z nim współpracować zawsze, gdy się da.
A kim jest ta
heroina? Pojawiła się także na okładce „Heavy Metal”.
Lore: Na razie
jest enigmatyczną postacią, która nawiedza świat sportretowany na naszych
okładkach. Nie planowaliśmy, by się pojawiła ponownie na kolejne płycie, po tym
jak zrobiliśmy „Heavy Metal”, jednak jak David wspomniał, bardzo szybko
wymyśliliśmy tytuł i koncept nowego krążka. Oczywistym pytaniem było więc, kim
jest ten jaszczurzy jeździec z tytułu. Wydawało się naturalnym, by wróciła właśnie
jako tenże. Nie nadaliśmy jej jeszcze imienia i nie wiem czy zagości raz
jeszcze na okładkach naszych wydawnictw. Jeszcze kawał czasu zanim ktoś uszyje
kostium i pójdzie full Eddie.
Co robicie w życiu,
prócz grania w zespole. Pracujecie, studiujecie?
Lore: Aktualnie
kończę studia historyczne i jestem jedynym w zespole, kto jeszcze jest na
studiach.
David: Wszyscy
byliśmy studentami, gdy zaczynaliśmy. Teraz chodzimy do pracy, głównie związaną
z konstruowaniem samochodów lub samolotów. Jak tylko Lore odkryje jakieś
starożytne manuskrypty z planami, rzucamy wszystko w diabły i budujemy statki
kosmiczne.
Jak to się w ogóle
stało, że stwierdziliście, że nazwanie zespołu Booze Control jest dobrym
pomysłem?
Lore: Chodzi
oczywiście o chrześcijaństwo. Jezus kontrolował gorzałę, bo przemieniał wodę w
wino, co wydaje mi się dość użyteczną umiejętnością. Tak serio, to proces
tworzenia zespołu był bardzo krótki. Mieliśmy zarezerwowany pierwszy termin
koncertu zanim właściwie mieliśmy cokolwiek innego. Nie wiedzieliśmy też jak
długo będziemy chcieli ciągnąć ten zespół. Na początku stworzyliśmy całe
olbrzymie tło historyczne, jak to tak naprawdę jesteśmy z Phoenix w Arizonie i
zmienialiśmy perkusistów tak często jak Spinal Tap. Potrzebowaliśmy szybko
jakieś nazwy dla nas. Myślę, że to Steffan wymyślił ten termin, który… po
prostu został. Samo logo stworzyliśmy już później, po tym jak zagraliśmy kilka
koncertów.
Jak wyglądają u was
plany koncertowe? Jak często zamierzacie grać i czy możemy się spodziewać
ujrzeć Booze Control poza granicami Republiki Federalnej?
Lore: Oczywiście.
Pragniemy dowieźć naszą muzykę wszędzie tam, gdzie będziemy w stanie dotrzeć.
Na razie koncentrujemy się na Niemczech, ale już graliśmy w Belgii i w
Chorwacji. W tym roku gramy jeszcze w Holandii. Mam nadzieje, że kilka innych
koncertów poza granicami kraju także jeszcze wpadnie. Trudno jest nam jako
niemieckiemu zespołowi bez wsparcia agencji czy menadżera zdobyć jakieś
rzetelne kontakty poza granicami naszego kraju. Poszerzamy jednak naszą sieć
kontaktów, by mieć solidne zaplecze, umożliwiające nam koncertowanie w wielu
krajach regularnie.
David: Na razie
mamy ustawionych 18 koncertów na trasie, którą lubimy sobie nazywać Ridin’ The
Lizard Tour. Od kwietnia do września i wszystko to zorganizowaliśmy sami. W
przyszłości jednak wolelibyśmy by nam z tym ktoś pomógł, więc jeżeli ktoś
siedzi w tym fachu, odezwijcie siędo nas!
Wielkie dzięki za
odpowiedzi i za wspaniały album. Nieście płomień dalej!
Lore: Dzięki za
wywiad.
David: Dzięki, na
razie!
Przeprowadzono: maj 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz