niedziela, 26 czerwca 2016

Booze Control - wywiad





czysty old-schoolowy heavy metal, nic więcej i nic mniej


Heavy metalowe komando, znane pod nazwą Booze Control, właśnie wypuściło swoją trzecią odsłonę. W ciągu swych siedmiu lat istnienia ta niemiecka kapela okazała się niezwykle prężna, choć nie było o niej zbyt głośno. Ich najnowsze dzieło zatytułowane „The Lizard Rider” może to jednak zmienić. W nim Booze Control snuje kolejną fantastyczną opowieść, która mocno siedzi w tradycyjnym, klasycznym heavy metalu. I w dodatku prezentuje bardzo smaczny poziom.

Witajcie! Czy możecie przedstawić swój zespół oraz krótki zarys swojej historii dla tych, którzy jeszcze nie są zaznajomieni z nazwą Booze Control?

David Kuri: Witaj, Aleksander, wielkie dzięki za umożliwienie nam wzięcia udziału w tym wywiadzie! Booze Control jest zespołem wykonującym tradycyjny heavy metal. Kapela wywodzi się z Braunschweig w Niemczech. Jeżeli jesteś fanem NWOBHM i takich kapel jak Angel Witch i Virtue oraz niemieckich gigantów pokroju Running Wild i Helloween za czasów Kiskego, to zdecydowanie powinieneś dać nam szansę. Zespół powstał pod koniec 2009 roku i szybko wydał własnoręcznie wyprodukowaną EPkę „Wanted” podczas swojego pierwszego show. „Wanted” miało brudne punkowe brzmienie, które dopiero dopracowywaliśmy, czego efektem było „Don’t Touch While Running”, kolejna własnoręcznie wydana EP z 2011 roku. „Don’t Touch”… dalej było czymś pomiędzy, gdyż  jako zespół nadal nie odnaleźliśmy własnego brzmienia. To się zmieniło wraz z naszym śmiało zatytułowanym debiutanckim krążkiem „Heavy Metal”, wydanym pod koniec 2013 roku. Powzięliśmy zupełnie inne podejście do pisania materiału. Zdefiniowaliśmy swoje brzmienie i jakość w tworzeniu utworów. Wiele się wtedy nauczyliśmy, dlatego nasze najnowsze dzieło „The Lizard Rider” jest kwintesencją tego wszystkiego. Nie będziecie zaskoczeni, bo nie chcemy redefiniować gatunku. Booze Control to czysty old-schoolowy heavy metal, nic więcej i nic mniej.

Wasze najnowsze wydawnictwo „The Lizard Rider” to wasza trzecia długogrająca płyta, jednak pierwsza która zostaje wydana pod skrzydłami wytwórni, a nie samodzielnie. Czy jesteście zadowoleni z rozpoczęcia współpracy z Inferno Records. Czy będą wam pomagać w dystrybucji albumu?

David: Prawdę powiedziawszy to nasze czwarte wydawnictwo, ale preferuję nazywać nową płytę naszą drugą płytą długogrającą. Nasz poprzedni album został wydany pod koniec 2013 roku, jednak Kernkraftritter Records wznowiło go w 2015. Oni się też zajmują cyfrową dystrybucją „The Lizard Rider”. Cedeki i taśmy rozprowadza Inferno Records i bardzo jesteśmy podekscytowani możliwością współpracy z nimi! „Big boss” Fabien jest wspaniałym gościem i bardzo dobrym kumplem. Naprawdę mu zależy, co jak dla mnie jest bezcenną cechą. Inferno to wielki krok dla nas w kwestii dystrybucji i promocji. Sami zajmujemy się bookowaniem koncertów, co jest często bardzo niewdzięcznym zajęciem, ale póki co sprawy związane z koncertami w bieżącym roku wyglądają dobrze. Wiele ludzi się pytało nas o wydanie winylowe, dlatego przeprowadziliśmy małą kampanię crowdfundingową by to sfinansować. Zakończyła się sukcesem, więc „The Lizard Rider” LP jest już w produkcji.

Nie byłem wcześniej zaznajomiony z muzyką Booze Control z wyjątkiem utworu „Strike the Earth” z waszego drugiego albumu. Muszę o to spytać, bo w moim umyśle ta nazwa rodzi dość oczywiste skojarzenie. Czy utwór został zainspirowany Dwarf Fortress? Jeżeli tak – co skłoniło was do oparcia swojego utworu o tematykę gier komputerowych. Mam wrażenie, że ten motyw powraca u was na nowej płycie w kawałku „Gravelord”.

David: Cieszę się, że wychwyciłeś tę inspirację i że jest ona dla ciebie oczywista. W rzeczy samej, Dwarf Fortress i epicki Boatmurdered były źródłem inspiracji dla tekstu. „Gravelord” został zainspirowanym Nito z Dark Soulsów. W heavy metalu dość często nawiązuje się do historii, literatury i kinematografii. Naturalnie, to też można u nas znaleźć, na przykład „Thunder Child” jest oparty na Wojnie Światów H.G. Wellsa, a „Swim with the Shark” na Dwudziestu Tysiącach Mil Podmorskiej Żeglugi Juliusza Verne. „Outlaw” za to został zainspirowany starymi westernami. Na „The Lizard Rider” „Vera” opiera się na serialu Firefly. „Fury Road” prawdę powiedziawszy nie ma nic wspólnego z najnowszą odsłoną Mad Maxa, ale za „Nevermore” stoi już dość oczywista inspiracja. Dlaczego więc nie włączyć do tego gier? Są przecież nową formą przekazu fabularnego i sztuki, więc są idealnym źródłem inspiracji.

Lauritz „Lore” Jilge: Patrząc na stare albumy metalowe, ciągle trafia się na jakieś odniesienia do popkultury. My też nie zamierzamy i nie możemy zaprzeczyć, że ukształtowały nas książki, które czytaliśmy, filmy, które oglądaliśmy oraz gry, w które graliśmy. To naturalne by użyć tego wszystkiego jako inspiracji przy pracy nad naszymi kawałkami. Swoją drogą, powinniśmy tu jeszcze wspomnieć o „Rats in the Wall”, bo jest to utwór zainspirowany krótkim opowiadaniem H.P. Lovecrafta o takim samym tytule.

Jakie inne tematyki i źródła inspiracji stoją za waszymi tekstami w utworach z najnowszego albumu?

David: Kilka utworów zostało opartych na naszych doświadczeniach życiowych z ostatnich kilku lat. „The Wizard” może brzmieć na typowy temat fantasy, ale tak naprawdę jest to utwór o alkogrze. „Metal Frenzy” zawdzięcza swoją nazwę świetnemu festiwalowi na którym graliśmy, ale w tekście dotyka kwestii tego, jak się czujemy na scenie i jak sobie z tym radzimy jako zespół.

Lore: Studiuję historię, więc wtrącam nawiązania do niej i do mitologii w niektórych miejscach. No i oczywiście, gdy nazywasz swój zespół Booze Control, musisz mieć kawałki o konsumpcji niewąskich ilości alkoholu, także to też można u nas spotkać.

Gdzie zarejestrowaliście swój najnowszy album? Udało wam się osiągnąć naprawdę fajne mięsiste brzmienie. Old-schoolowe i pozbawione tej sztucznej czystości, jaką posiadają przeprodukowane albumy. Jak długo pracowaliście nad samym brzmieniem?

David: Nagraliśmy „The Lizard Rider” w Overlodge Recording Studio w Niemczech. Dźwiękowiec Martin Schnella jest niesamowitym gościem i świetnym muzykiem. Wspaniale wykonał swoją pracę i pomógł nam ustawić takie brzmienie, jakie było nam potrzebne do tego albumu. Mieliśmy określony cel dla „Heavy Metal”, który też nagrywaliśmy w tym samym studio, więc wiedzieliśmy już czego chcemy dla „The Lizard Rider”. Eksperymentowaliśmy z różnymi wzmacniaczami, jednak nie zajęło nam to dużo czasu.

Nie trzeba jakoś wyszukiwać old-schoolowych nawiązań w waszej muzyce, gdyż łatwo je odnaleźć. Na szczęście, nie „pożyczacie” w tak oczywisty sposób motywów muzycznych jak to robi, dajmy na to, Enforcer. Wyczułem jednak bardzo dużo Jag Panzer na nowym albumie, np. w postaci ducha „Shadow Thief” w riffie do „The Wizard” – świetny utwór swoją drogą – czy „Chain of Command” w „Lead the Trail”. Czy są jeszcze jakieś zespoły, które tak wyraźnie was inspirują?

David: Jak zwykle przy zespołach naszego pokroju, należy tu wymienić Maidenów czy Priestów, których wszyscy kochają. Są też zespoły z Brytanii i Niemiec, o których już wspomniałem, ale naturalnie scena amerykańska też stanowi dla na źródło inspiracji – Omen, Manilla Road i wczesny Manowar są dla nas bardzo ważne. Nie należy zapominać także o Szwecji z ich Gotham City i Heavy Load. No i jest jeszcze cała fala nowych zespołów z Kanady, Szwecji i z całego świata. Skull Fist należy się tutaj specjalna wzmianka, bo to świetni goście, a sam Jackie Slaughter nagrał nam poryte solo do „Rats in the Wall” na nowym albumie!

Jak wygląda historia stojąca za „The Lizard Rider”?

David: Gdy spotykamy się, by omówić nowy album, najczęściej pijemy wtedy dużo piwa. Tak naprawdę, to wolimy pić piwo niż rozmawiać ze sobą, więc to, co mamy do przegadania kończymy najszybciej jak się da. Pod względem oprawy graficznej chcieliśmy utrzymać styl poprzedniego krążka. Wielkie jaszczury, to jest to! Stwierdziliśmy, że Lizard Rider do świetny pomysł. Potem co prawda zaczęliśmy mieć jakieś dziwne pomysły, więc musieliśmy się wrócić z powrotem do „The Lizard Rider” dwie godziny później. Zwróćcie uwagę na rodzajnik określony.

Kto jest autorem tej świetnej okładki?

David: Artwork stworzył Dimitar Nikolov z Bułgarii. On też stoi za okładką naszej poprzedniej płyty, a także stuffem, który robił dla festiwalu Keep It True, Rossa The Bossa, Steelwing, Blizzen, Katana i wielu innych. Nawet nie mogę znaleźć słów, by opisać jak bardzo jestem zadowolony z rezultatu. Dimitar jest świetny i zamierzamy z nim współpracować zawsze, gdy się da.

A kim jest ta heroina? Pojawiła się także na okładce „Heavy Metal”.

Lore: Na razie jest enigmatyczną postacią, która nawiedza świat sportretowany na naszych okładkach. Nie planowaliśmy, by się pojawiła ponownie na kolejne płycie, po tym jak zrobiliśmy „Heavy Metal”, jednak jak David wspomniał, bardzo szybko wymyśliliśmy tytuł i koncept nowego krążka. Oczywistym pytaniem było więc, kim jest ten jaszczurzy jeździec z tytułu. Wydawało się naturalnym, by wróciła właśnie jako tenże. Nie nadaliśmy jej jeszcze imienia i nie wiem czy zagości raz jeszcze na okładkach naszych wydawnictw. Jeszcze kawał czasu zanim ktoś uszyje kostium i pójdzie full Eddie.

Co robicie w życiu, prócz grania w zespole. Pracujecie, studiujecie?

Lore: Aktualnie kończę studia historyczne i jestem jedynym w zespole, kto jeszcze jest na studiach.

David: Wszyscy byliśmy studentami, gdy zaczynaliśmy. Teraz chodzimy do pracy, głównie związaną z konstruowaniem samochodów lub samolotów. Jak tylko Lore odkryje jakieś starożytne manuskrypty z planami, rzucamy wszystko w diabły i budujemy statki kosmiczne.

Jak to się w ogóle stało, że stwierdziliście, że nazwanie zespołu Booze Control jest dobrym pomysłem?

Lore: Chodzi oczywiście o chrześcijaństwo. Jezus kontrolował gorzałę, bo przemieniał wodę w wino, co wydaje mi się dość użyteczną umiejętnością. Tak serio, to proces tworzenia zespołu był bardzo krótki. Mieliśmy zarezerwowany pierwszy termin koncertu zanim właściwie mieliśmy cokolwiek innego. Nie wiedzieliśmy też jak długo będziemy chcieli ciągnąć ten zespół. Na początku stworzyliśmy całe olbrzymie tło historyczne, jak to tak naprawdę jesteśmy z Phoenix w Arizonie i zmienialiśmy perkusistów tak często jak Spinal Tap. Potrzebowaliśmy szybko jakieś nazwy dla nas. Myślę, że to Steffan wymyślił ten termin, który… po prostu został. Samo logo stworzyliśmy już później, po tym jak zagraliśmy kilka koncertów.

Jak wyglądają u was plany koncertowe? Jak często zamierzacie grać i czy możemy się spodziewać ujrzeć Booze Control poza granicami Republiki Federalnej?

Lore: Oczywiście. Pragniemy dowieźć naszą muzykę wszędzie tam, gdzie będziemy w stanie dotrzeć. Na razie koncentrujemy się na Niemczech, ale już graliśmy w Belgii i w Chorwacji. W tym roku gramy jeszcze w Holandii. Mam nadzieje, że kilka innych koncertów poza granicami kraju także jeszcze wpadnie. Trudno jest nam jako niemieckiemu zespołowi bez wsparcia agencji czy menadżera zdobyć jakieś rzetelne kontakty poza granicami naszego kraju. Poszerzamy jednak naszą sieć kontaktów, by mieć solidne zaplecze, umożliwiające nam koncertowanie w wielu krajach regularnie.

David: Na razie mamy ustawionych 18 koncertów na trasie, którą lubimy sobie nazywać Ridin’ The Lizard Tour. Od kwietnia do września i wszystko to zorganizowaliśmy sami. W przyszłości jednak wolelibyśmy by nam z tym ktoś pomógł, więc jeżeli ktoś siedzi w tym fachu, odezwijcie siędo nas!

Wielkie dzięki za odpowiedzi i za wspaniały album. Nieście płomień dalej!

Lore: Dzięki za wywiad.

David: Dzięki, na razie!

Przeprowadzono: maj 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz