Brudny heavy/speed metal z punkowo-crustowym grynszpanem. Silnie inspiracje Venom, Gehennah i Motorhead są wyraźnie słyszalne. Taki rodzaj wyziewu dobrze znanego nam z takich bezkompromisowych band jak Whipstriker, Speedwolf, Witchgrave czy Midnight. Bat także się wpisuje krwawą ścieżką w ten szlak. Muszę przyznać, że ich demówka “Primitive Age” oraz singiel “Cruel Discipline” zrobiły na mnie wrażenie i z niecierpliwością czekałem na studyjniaka. No i się doczekałem. Muszę jednak przyznać, że spodziewałem się czegoś zdecydowanie lepszego.
Tymczasem Bat nagrało na nowo swoje dotychczasowe wałki z “Primitive Age” i “Cruel Discipline”, dorzucając sześć nowych kompozycji. To nie jest dużo, bo warto zauważyć, że przeciętna długość trwania kawałka u Bat to jakieś dwie minuty. Nie zalewam. Cała płyta składająca się z dwunastu utworów nie trwa nawet pół godziny. Wiadomo, że taka stylistyka nie sprzyja długim popisom, ale Bat i tak strasznie prędko “ucina” swoje kawałki. Momentami wręcz irytująco wcześnie, więc słuchając “Wings of Chains” często będziemy mieli do czynienia z fajnymi motywami czy solówkami, które nagle zostają bezceremonialne ucięte.
Na “Wings of Chains” dostaniemy miłą dla ucha porcję surowego heavy. Znane z poprzednich odsłon “Bat”, “Code Rude”, Venomowy “Cruel Discipline” czy hiciarski “Rule of the Beast” nie zawiodły. Niestety, “Total Wreckage” wyszedł o wiele cieniej niż na “Primitive Age” gdzie przecież zabijał. Sam kawałek “Primitive Age” wypadł średnio, jadąc nieco nową falą thrashu, ale na demówce z 2013 roku też nie zachwycał, będąc najgorszym wałkiem z tamtego wydawnictwa.
Nowsze numery też dały radę, zwłaszcza otwierający płytę “Bloodhounds”, który pryska dookoła wściekle swym jadem. Nie jest to jedyny hit. Rozpędzony “Master of the Skies” z pełną furii solówką rozrywa słabowitków z kogucimi klatami, a “Condemner”, mimo swoich nieco nowofalowych zaśpiewów i irytująco urwanej solówki w końcówce, chętnie idzie mu w sukurs zapalczywymi riffami i bezlitosną perkusją.
Trochę gorsza formę prezentuje “Ritual Fool”, którego niektóre momenty brzmią jak odrzuty z sesji Toxic Holocaust. Niemniej ten basik, który w nim szaleje jest boski. Te chóry pod koniec, choć pojawiają się w sumie na moment, też prezentują się godnie. Za to “You Die” i wałek tytułowy wypadły w porządku jednak bez jakiś przesadnych fajerwerków.
“Wings of Chains” pozostawia pewien niedosyt. Wszystko jest cacy, ale dostaliśmy dużo starego odgrzanego na nowo i mało świeżynek. Trio składające się z muzyków znanych z Volture, Toxic Holocaust i D.R.I. dostarczyło nam jednak towar godny. I na szczęście nie słychać tutaj prawie w ogóle wpływów ich innych kapel, więc jeżeli nie macie raka gustu i mierzi was Toxic Holocaust, to spoko, spoko - tutaj tego nie uświadczymy.
Ocena: 4,5/6
Ocena: 4,5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz