Darkness – Thrash Till Death!
2015, High Roller Records
2015, High Roller Records
Jest coś magicznego we wczesnych demówkach thrash metalowych
kapel z Niemiec. Bije z nich nieujarzmiona siła, młodzieńcza pasja i prawdziwy
ogień terroru i destrukcji. Słychać to na kaseciakach Minotaura, Sodom, Poison,
Tormentora i także Darkness. W przypadku Darkness to właśnie ich demówki i
debiutancki album stanowią największą erupcję thrash metalowej gehenny w ich
dorobku. Tym lepiej, że na wydawnictwie, o stereotypowej do bólu nazwie „Thrash
Till Death!” znalazły się kompletne utwory z czterech kultowych kaseciaków
metalowców z Essen – „The Evil Curse” (1985), „Titanic War” (1986), „Spawn of
the Dark One” (1986) i promo tape z 1987 roku.
Wszystkie nagrania zostały poddane niezbędnym zabiegom
masteringowym, jednak niezwykle subtelnym i delikatnym, przez co klimat starych
nagrań nie został tutaj zakłócony. Zadziwiające jest to zresztą jak dobrą
jakość dźwięku prezentują niektóre z tych nagrań, zwłaszcza te z 1987 roku.
Wersja „Death Squad” z tej demówki prezentuje się brzmieniowo nawet lepiej od
tej z debiutu.
Dzięki skompilowaniu czterech kompletnych demówek, dostajemy
pełny przekrój przez wczesną historię tego thrashowego czarnego konia zagłębia
Ruhry. Darkness może nie jest tak znane jak Kreator czy Sodom, jednak nadal
przywaliło konkretnym i genialnym thrash metalem, godnym tych co bardziej
rozpoznawalnych klasyków. Na „Thrash Till Death!” Znalazło się w sumie
dwadzieścia kawałków. Z czego taki „Armageddon” możemy podziwiać w trzech
różnych wersjach z różnymi solówkami, obserwując jak się zmieniała z czasem
koncepcja tej kompozycji, a „Death Squad” i „Legacy of Blood” dwa razy. Nie
wiem jak to się w ogóle stało, że „Armageddon” nie znalazł się na debiutanckim
krążku, bo ten wałek po prostu zabija. Niby doczekał się swojego
„długogrającego” debiutu na „Conclusion & Revival”, ale biorąc pod uwagę
formę tego krążka, to chyba można z czystym sumieniem powiedzieć, że to się nie
liczy. A to nie są jedyne kilery jakie tutaj dostaniemy! Wspomniane „Legacy of
Blood” miażdży miękkie stuleje, ale „Victims” i wczesna wersja „Iron Force”
przejawiają nagromadzenie zajebistości rozmiarów godnych.
Zwykle takie kompilacje demówek i wczesnych nagrań są
przeznaczone dla konkretnej grupy obiorców – zagorzałych fanów danej kapeli.
Głównie dlatego, bo jakością, czy to samych kompozycji, czy brzmienia –
pozostawiają wiele do życzenia. Tutaj, co prawda te najwcześniejsze nagrania
nie mają może jakieś super ekstra jakości brzmienia, jednak trzymają dobry
poziom. Za to zawartość muzyczna sprawia, że to wydawnictwo nie jest jakąś tam
lekcją historii czy czczą muzyczną archeologią, lecz prawdziwą petardą dla
każdego maniaka thrashu.
Ocena: 5/6
Ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz